bubabar

piątek, 28 lutego 2025

MOJE CHATKI - śladem "chatek studenckich" na przestrzeni bardzo wielu lat

Pierwszą, zupełnie przypadkową styczność z chatką studencką, miałam w roku 1988 (albo 89?) będąc na zimowym wyjeździe z rodzicami w Beskidzie Śląskim. Zjeżdżałam na sankach z górki, gdzieś w rejonie Karkoszczonki i w wyniku wygłupów wpadłam do potoku. Wyłam więc z zimna i rozpaczy, rodzice też nie byli zachwyceni, że w środku zimy mają ociekającego wodą dzieciaka. Niedaleko od miejsca tych dramatycznych wydarzeń stała chałupa. Drewniana, z komina się dymiło, ktoś się kręcił po obejściu. Tam poszliśmy po ratunek. Bez problemu wpuszczono nas do domku. W chatce było sporo ludzi. Większość stanowili brodacze w grubych, wełnianych swetrach. Mimo słonecznego dnia wnętrza były ciemne i zadymione. Ociekające ubrania zostały wykręcone i rozwieszone nad paleniskiem. Mnie zawinęli w koc i posadzili przy piecu. Jednak dalej było mi bardzo zimno, więc siedziała taka kupka nieszczęścia przy piecu i buczała. Jeden koleś przyniósł mi herbatę. Do teraz dokładnie pamiętam ten parujący, gorący kubek. Metalowy, emaliowany, z rysunkiem trzech gąsek. Z lekka poobijany. Koleś powiedział, że jak wypiję herbatę będzie mi cieplej i dodał ciszej: "ale nic nie mów rodzicom". Długo nie mogłam zrozumieć o co mu u licha chodziło??? Przecież rodzice siedzieli obok? Sami prosili, żeby ktos mi zrobił herbatę! Herbata była obrzydliwa w smaku, ale faktycznie miała w sobie jakąś magiczną moc. Od razu zrobiło mi się cieplej, wszechobecny dym przestał gryźć w oczy, a wjeżdżanie sankami do lodowatej wody w sumie zaczęło się jawić jako wspaniała przygoda :) Posiedzielismy tam z godzinę, ubrania podeschły i wróciliśmy do Szczyrku.
Wspomnienie tego kubka w gąski jeszcze przez długie lata prześladowało mnie jako wielka, niewyjaśniona zagadka...

Pierwszy raz z terminem "chatka studencka" spotkałam się w roku 2001, gdy postanowiłam się zapisać do ZSP - Zrzeszenia Studentów Polskich. Gdzieś mi się wtedy o uszy obiło, że mając ich legitymację można liczyć na zniżki (dwa razy faktycznie dostałam!) albo wkręcić się na jakieś rajdy czy imprezy. W tym celu dotarłam do jakiejś ciemnej bramy w Katowicach, gdzie owa organizacja miała swoją siedzibę. Składkę opłaciłam, legitymację dostałam oraz pieczątkę na rok. Legitymacji nie udało się już przedłużyć. Nie wiem czy organizacja przestała istnieć w ogóle czy tylko jej katowickie przedstawicielstwo w mrocznej bramie. No ale co to ma wspólnego z tą relacją? Właśnie w tej bramie, na jednej ze ściennych gazetek, wisiał wykaz chatek studenckich - w Beskidach, Sudetach i na równinach. Były też ulotko-książeczki, które można było sobie zabrać.


Im bardziej zaczęłam się interesowac tematem - tym bardziej dopadał mnie zachwyt i niepohamowana chęć, aby odwiedzić je wszystkie! :) Plan powoli przechodził w proces realizacji. Z czasem okazywało się, że część chatek z pierwotnej ulotki juz nie istnieje albo jest niewarta uwagi. Ale są za to inne, podobne w klimacie. Lata płynęły a kolekcja odwiedzonych chatek się rozrastała :)

Wiele osób zapewne stwierdzi, że spora część z poniżej wymienionych nie jest obecnie, a może nawet nigdy nie była, chatkami studenckimi, bo nie ma/nie miała nic wspólnego z żadną uczelnią. Dla mnie "chatka studencka" to niekoniecznie miejsce prowadzone przez studentów, ale symbol pewnego klimatu i standardu : stary, drewniany dom ogrzewany piecami czy kominkiem, wychodek najlepiej na zewnatrz, ogólnodostępna kuchnia, sale wieloosobowe, zwyczajowe imprezy wieczorne, wspólne śpiewanie z gitarą (i nie mam tu na myśli zorganizowanych koncertów, tylko zwykłe śpiewanie przypadkowych turystów), brak pierdolca w temacie sterylnej czystości, możliwość przyjścia bez wcześniejszej rezerwacji, itp. No i obecność oficjalnego chatkowego, co odróżnia w mojej klasyfikacji "chatkę studencką" od bacówki czy leśnej chatki, gdzie taki obiekt stoi otwarty i pusty.

Obecnie wiele chatek, które niegdyś odwiedzaliśmy, już nie istnieje albo zmieniło się nie do poznania i utraciło większość z cenionych przeze mnie cech. W sumie zapał na odwiedzanie chatek spadł mi nieco już dosyć dawno - wtedy, gdy w prawie wszystkich obiektach zlikwidowali otwarte kominki :( Bardziej więc zaczęłam cenić leśne chatki bezobsługowe, bacówki, wiaty - gdzie dym nadal się snuje pod powałą. Acz jakiś sentyment do tego typu miejsc pozostał. No i na pewno masa cudownych wspomnień. A jeśli na horyzoncie pojawi się jakaś nowa, nieznana chatka spełniająca owe wymagania - to chętnie wciągnę ją na listę "koniecznych do odwiedzenia".

B e s k i d ___ Ż y w i e c k i



SKALANKA
- więcej o chatce w relacji: LINK


LASEK
- więcej o chatce w relacji: LINK


SOPOTNIA
- więcej o chatce w relacji: LINK


ADAMY
- więcej o chatce w relacji: LINK


DANIELKA
- więcej o chatce w relacji: LINK


MLADA HORA
- więcej o chatce w relacji: LINK



B e s k i d __ M a ł y



POTRÓJNA
- więcej o chatce w relacji: LINK


ROGACZ
- więcej o chatce w relacji: LINK


TRZONKA
- więcej o chatce w relacji: LINK


GIBASY
- więcej o chatce w relacji: LINK



B e s k i d __ Ś l ą s k i



PIETRASZONKA
- więcej o chatce w relacji: LINK


SZYROKI
- więcej o chatce w relacji: LINK



B e s k i d __ S ą d e c k i



NIEMCOWA
- więcej o chatce w relacji: LINK



G o r c e



HAWIARSKA KOLIBA
- więcej o chatce w relacji: LINK


BENE
- więcej o chatce w relacji: LINK


KURNYTOWA KOLIBA
- więcej o chatce w relacji: LINK


METYSÓWKA
- więcej o chatce w relacji: LINK



B e s k i d __ N i s k i



POLANY SUROWICZNE
- więcej o chatce w relacji: LINK


NIEZNAJOWA
- więcej o chatce w relacji: LINK


ROPIANKA
- więcej o chatce w relacji: LINK


ZYNDRANOWA
- więcej o chatce w relacji: LINK



ZAWADKA RYMANOWSKA
- więcej o chatce w relacji: LINK


TEODORÓWKA
- więcej o chatce w relacji: LINK


WAWRZKA
- więcej o chatce w relacji: LINK


MICHATA
- więcej o chatce w relacji: LINK


PRZYBYSZÓW
- więcej o chatce w relacji: LINK




B i e s z c z a d y



OTRYT
- więcej o chatce w relacji: LINK


KOLIBA CARYŃSKA
- więcej o chatce w relacji: LINK


SMOLNIK
- więcej o chatce w relacji: LINK


ŁUPKÓW
- więcej o chatce w relacji: LINK


GRZEGORZÓWKA
- więcej o chatce w relacji: LINK


SZCZERBANÓWKA
- więcej o chatce w relacji: LINK



S u d e t y



AKT
- więcej o chatce w relacji: LINK


NOWOROCZNA
- więcej o chatce w relacji: LINK


GÓRZYSTÓW
- więcej o chatce w relacji: LINK


KLETNO
- więcej o chatce w relacji: LINK


I n n e



GRABÓWKA (okolice Brzozowa)
- więcej o chatce w relacji: LINK


KOSARYSZCZE (ukraińskie Karpaty)
- więcej o chatce w relacji: LINK


JAWORNIK (ukraińskie Karpaty)
- więcej o chatce w relacji: LINK





Miałam też okazję zetknąć się z kilkoma chatkami, które pasowałyby do tego zestawienia, ale niestety nie mam z nich zdjęć.

- wspomniana na samym początku relacji KARKOSZCZONKA
- CHATA POD PUSTĄ w Beskidzie Sądeckim, gdzie w roku 94 lub 95 mieliśmy okazję przeczekiwać burzę. Niestety nigdzie potem już o niej nie słyszałam.
- chatka położona pomiędzy Komańczą a Prełukami. Odwiedziliśmy ją gdzieś koło roku 2000. Początkowo wydawała się bardzo miłym miejscem, ale ostatecznie nas wywalili, bo kolega zaczął jeść kiełbasę, a chatka była wtedy prowadzona przez ekipę walcząco wegetariańską. Zaglądaliśmy tam kilka lat później (gdy przechodziliśmy obok w listopadzie 2005) i chatka zdawała się być zamknięta na głucho.


Jeśli coś przeoczyłam i sobie przypomnę - to dopiszę. Jak odwiedzę jakąś nową dla mnie chatkę - również.

NIEMCOWA


PONIŻSZA RELACJA JEST FRAGMENTEM WIĘKSZEGO ZESTAWIENIA O "CHATKACH STUDENCKICH", KTÓRE MIELIŚMY OKAZJĘ ODWIEDZIĆ DAWNYMI LATY. CAŁA RELACJA TUTAJ - LINK



"Chatka pod Niemcową" mieści się w Beskidzie Sądeckim, w jednym z górskich przysiółków między Piwniczną a Rytrem. Założona została w latach 70-tych, opiekował się nią Almatur z Krakowa i studenci Politechniki Krakowskiej. W latach 90-tych przeszła w prywatne ręce, ale długo jeszcze zachowywała klimaty typowe chatkowe. Prąd ponoć był tam dociągnięty, ale nie pamiętam, aby kiedykolwiek był używany.

Z chatką zapoznajemy się w listopadzie 2003. Ciekawa była wtedy pogoda. Rano okazało się, że wszystko oblepiły igiełki szronu. Wszystko to nie znaczy tylko drzewa, chwasty, domy czy płoty - one jakby oblepiły również całe powietrze. Jak się je wdycha to czuć jak kłują również od środka! Gdy wróciłam do chatki, po porannej sesji zdjęciowej, kasłając i chrumkając straszliwie, wszyscy się na mnie dziwnie patrzyli, gdy mówiłam, że próbuje wykaszleć szron ;) Pamiętam, że jeden zaintrygowany kolega wyszedł sprawdzić o co tu biega - i też wrócił kaszląc jak gruźlik ;)


Urocza "sala muzyczna" zwana "Fantazja" :)


Zdjęcia z zewnątrz mam tylko z poranka. Wieczorem przyszliśmy jak już było ciemno. Było więc tylko gotowanie pulpy i wspominanie letnich, rumuńskich wypraw.


Migawki z pomieszczeń biesiadno - sypialnych.




Kolejny weekend listopadowy, a więc roku 2004 i my znów jesteśmy na Niemcowej. Tym razem można zatęsknić za igiełkami szronu, bo z nieba posypało się coś dużo gorszego...


No ale grunt, że w chatce jest wesoło! Większość czasu płynie w kuchni, przy osmolonych garach i czajnikach.


Tego dnia do chatki przyjeżdża zespół. Początkowo nawet się cieszymy, że będzie ktoś kto fajnie śpiewa i poprowadzi imprezę (a przede wszystkim ma na tyle mocny głos, aby przekrzyczeć chatkowy zgiełk). Kilka razy już mieliśmy okazję trafić na takie fajne śpiewanki, gdy potem się okazywało, że najbardziej pchający się do gitary koleś - na codzień robi to zawodowo i na scenie. Tym razem jednak było inaczej. Przybyli najpierw przez godzinę stroili instrumenty, potem narzekali na warunki w chatce (za mało miejsca, za duzy hałas, brak prądu, żeby coś podłączyć). A potem okazało się, że granie się będzie odbywać w formie koncertowej, tzn. zrobią im prowizoryczną scenę, a reszta ma się zamknąć, siedzieć na tyłku, słuchać i oklaskiwać. No ja pierdziuu! A miał być taki miły wieczór... Niezachwyconych takim rozwojem wypadków było więcej. Kolektywnie więc stwierdziliśmy, że no bez jaj! Postanowiliśmy więc zrobić swój własny "antykoncert". Brakowało tylko pustych pomieszczeń, więc ostatecznie osiedliliśmy się w łazience. Zimno tam było jak diabli, ale każdy mógł śpiewać i grać na ile mu ochota pozwalała. I repertuar był weselszy, a nie tylko smęty, że góry płaczą, koty zdechły a dziewczyny odeszły w siną dal ;) Na którymś etapie imprezy okazało się, że "łazienka - party" ma większe branie niż oficjalny koncert, no i niektórzy mieli do nas pretensje, że taki separatyzm w chatkach jest niedozwolony ;) Zdjęcia nie oddają do końca magii tych chwil, bo pomieszczenie było niewielkie i chyba tylko jakieś mega rybie oko mogłoby zobrazować atmosferę całościowo.


Jak zawsze nadchodzi ten moment, że nawet najwytrwalsi układają się do snu.


Warto zwrócić uwagę na ścienną galerię osobliwości - nie podpisy a rysunki królują w tym rogu chaty.



Mieliśmy też okazję odwiedzić Niemcową w przyjemniejszych okolicznościach przyrody. Był to przełom września i października 2007. Słońce, ciepło, kolorowe liście. Stąd też wreszcie pojawia się więcej zdjęć na zewnątrz.


Chatka w wersji nocnej, gdy tylko świece rozświetlały czarny, górski mrok :)


Wspaniale dymiące czajniki giganty!


Pulpa w czasie przygotowań:


A w tym garze to chyba był bigos dla odmiany!


Poddasze noclegowe.