Wędrując sobie nad chlupoczącą wodą już z daleka rzuca się w oczy ciekawy obrazek. Coś tam zdecydowanie stoi. Barka! Ale tutaj? Z daleka sprawia wrażenie całkiem nowej...
Początkowo zupełnie nie możemy sie połapać - toto na lądzie stoi? czy na wodzie?
Im bliżej jednak podchodzimy tym wszystko staje się jasne. Pojazd przycumował przy brzegu. I co najciekawsze - jest opuszczony, a przynajmniej sprawia wrażenie nieużywanego od jakiegoś czasu. Wokół pusto, tylko linki kiwają się na wietrze, a małe falki rozbijają się z pluskiem o burty. Ja pierdziuuu! Chyba dzisiaj jest jakiś szczęśliwy dzień pełen niespodzianek dla bub!
Co najlepsze - ta barka stoi tak, że dogodnie i bez problemu można sobie wleźć na pokład, pozwiedzać do woli i nacieszyć się atmosferą chwili.
Odpływamy!!!!!!!!! Tak... To od dawna jest moim marzeniem - spłynąć gdzieś sobie barką...
Stojąca we wnętrzu woda i stan zaglonienia sugerują, że barka już jakiś czas tutaj przebywa. Dokładnie też widać banery protestujących przeciwko kolejnym, lokalnym machlojom.
Na pokładach pozostało całkiem sporo sprzętów. Ki diabeł? Ktoś tu chyba czasem bywa i tego używa?? No bo co? Tak by po prostu zostawili?
Najbardziej podoba mi się kotwica! :)
Jakby ktoś wyleciał za burtę to nawet jest szalupa.
Kołem sterowym też można sobie pokręcic do woli, co ochoczo czynimy!
Łazimy tu i tam. Tam i tu. Np. do takiej budki sterowniczej można sobie wleźć :)
Są też takie pomieszczenia - całe w boazerii! Czysto, zacisznie - można by zanocować!
Ziejące mrokiem otwory prowadzą pod pokład.
Sporo tam przestrzeni. I ten klimat chlupotu, rozbijających się fal jak na morzu wraz z poczuciem lekkiego bujania.
Włazimy też na dach tej barki, która go ma.
Tuptamy na drugą stronę bajora, wciąż nie tracąc z oczu barki! Kawał solidnego pływadła, żeśmy dzisiaj tu odkryli!
I akurat wyszło słońce. Cudne kolory jesieni spowiły świat wokoło!
Czego może brakować do szczęścia w taki niesamowity dzionek?? Ano biesiady przy ognisku! :)
Znaleźliśmy też czache jakiegoś zwierzaka, ale nie mam pojęcia jakiego. Biorąc pod uwagę, że jest jeszcze częsciowo porosła futrem i mięsem - zostawiamy ją na zimę w upatrzonym miejscu. Ciekawe czy wiosną tam jeszcze będzie i w jakim stanie? Mamy plan zawieść ją do biwakowisk w pewnym skalnym świecie. Będzie tam pasować!
Trochę czasu spędzamy też na okolicznych płowych polach. Szukamy bunkra! Na mapie jest opisany jako "schron dowodzenia". Wszystko wskazuje na to, że jest gdzieś tam!
No to stoimy dwa metry od bunkra. Nawet już go trochę widać :)
Przedzieramy się do wejścia.
Całkiem solidny kawałek betonu!
Wnętrze jest zmalowane w sposób dość monotematyczny. Widać jakaś jedna ekipa dorwała się do farbek i dała upust swoim przekonaniom - równomiernie na każdej wolnej przestrzeni.
Bunkierek ma też drugie wyjście, mniej zarośnięte krzakami, ale za to zasypane sporą ilością zgniłych jabłek. Wokół nie widzieliśmy żadnych drzewek owocowych, więc się zastanawiamy po diabła ktoś je tutaj przywiózł?
Kolejne miejsce, na które wpadamy zupełnym przypadkiem, to teren niemieckiego obozu pracy Rattwitz z lat 1942-43. Więźniowie pracowali przy budowie linii kolejowej i zakładów Kruppa w Jelczu. Zmarłych i zamordowanych chowano na miejscu.
Obecnie jest to kępa drzew wśród pól kukurydzy, gdzie stoi dość wymowny pomnik. Wydawałoby się, że takie miejsce powinno być mroczne, ponure i straszne - choćby jak odwiedzone wiosną tereny obozu w Bełżcu A tutaj nic z tego! Atmosfera panuje tu przyjemna, spokojna, wręcz człowiek miałby ochotę rozłożyć się na piknik czy rozbić namiot. Mam poczucie, że nawet nocą duchy by do nas nie przyszły, a jeśli już - były całkiem sympatyczne!
Nie mam pojęcia co ta tablica przedstawia. A może brakuje tu jakiegoś istotnego elementu?
I to nie koniec dnia. Główny punkt programu jeszcze wciąż przed nami :) Ale to już temat na zupełnie osobną relację...