bubabar

środa, 25 marca 2015

Ukraina - Krym, Generalskie Plaże (2010)

Z Kurortnoje idziemy piaszczysta droga wzdluz morza,przy niej bilbordy które jestem w stanie akceptowac ;)

Mijamy blotne jezioro Czokrak i wspinamy się na pierwsza gorke z której są super widoki.


Ogolnie caly teren jest rezerwatem, jest tablica gdzie cos pisze o niewjezdzaniu autem, niepaleniu ognisk,niebiwakowaniu, nielowieniu ryb i niepolowaniu. Jest nawet szlaban ;)

Dalsza nasz droga wiedzie albo przez nabrzeza gdzie co chwile otwiera się widok na kolejne dzikie piaszczysto-skaliste plaze






Można tez isc dalej od morza gdzie rozciagaja się trawy po horyzont




To był dobry pomysl aby przyjechac tu wiosna- kwitnacy step nie jest przereklamowany :)

W pierwszym dniu trzy razy spotykamy ludzi- trojke zmotoryzowanych turystow z Sewastopola, obsluge wiezy wiertniczej i rybakow. A tak caly czas towarzyszy nam tylko huk fal rozbijajacych się o skaly, spiew skowronkow, brzeczenie owadow, szum traw i skrzypienie troche przyciezkiego,od duzej ilosci wody , plecaka. Wieczorem schodzimy i rozbijamy się na jednej z plaz.




Nigdy wczesniej nie stawialismy namiotu na piasku (tzn. na rakuszeczniku ;) ).

Nijak toto przyśledziowac! A wiatr wieje mocno.. jedyna szansa staje się ufortyfikowanie naszego domku (ale i tak kilka sledzi nie udalo się odnalezc ;) )

Zachod slonca zupelnie jak na kiczowatej widokowce z „cieplych krajow” ;)

Zastanawiamy się również czy na Morzu Azowskim wystepuje cos takiego jak „pływy” , a jeśli tak na ile jest to duze zjawisko.. Niby stawiamy namiot najwyzej i najdalej od morza jak się da (oczywiscie w obrebie plazy bo jak odmowic sobie takiej przyjemnosci? ;) ) no i w takim miejscu zeby za nami nie była skala coby w razie czego było gdzie spierniczac ;) Przypomina mi się relacja która kiedys czytalam- o jaskini w nadmorskich skalach gdzie jakas ekipa chciala rozbic się na nocleg.. Z jakiś powodow tego nie zrobili a rano jaskinia była zalana pod sufit... Jakie to było morze?? W nocy parę razy wychodze i sprawdzam czy morze już nas idzie odwiedzic czy jeszcze nie ;) Patrzac na fale w ksiezycowa noc, sluchajac skrzeczenia nocnych ptakow czy obserwujac dziwne ksztalty oswietlonych ksiezycem skal, nie wiem czemu, przypomina mi się tej nocy historia która kiedys czytalam.. ze jakos w latach 80 tych na Morzu Azowskim zaginal statek.. Znalezli go dryfujacego parę dni pozniej.. Na pokladzie była tylko dwojka przerazonych dzieci a reszta zalogi zniknela.. Cial nigdy nie odnaleziono a od dzieci tez nic się nie dowiedziano bo feralnej nocy spaly.. W nocy sni mi się tez ze odnajduje na plazy slady gąsienic wychodzacych z morza i do niego wracajacych... Milo wyjsc rano z namiotu na totalnie pusta plaze!! Bo sasiednia plaza to dosyć zatloczona ;)

Jakos nieskoro nam idzie pakowanie, zbieranie się, skladanie namiotu...

Tego dnia mijamy tereny bardziej gorzyste

i nie spotykamy totalnie zadnych ludzi na nocleg upatrujemy sobie kolejna plaze



gdzie mamy nawet prywatna mini jaskinie, skalny dziedziniec, nie wiem jak to nazwac. Jakieś 3 na 3 metry, otoczone skalami, od gory otwarte, a dochodzi się tam bardzo waska szczelina.

Siedzimy sobie na plazy obserwujac zblizajacy się zachod slonca. Sielanke psuje pojawienie się dziwnej motorowki. Plynie dosyć szybko, ale w momencie jak nas zauwazaja siedzacych na plazy, zwalnia,wylacza silnik i chwile kreci się w kolko. Wyglada troche jakby nas obserwowali przez lornetki.. Po jakiś kilku minutach zapalaja silnik i odplywaja.. A nam robi się troche łyso.. To pierwsi dziś napotkani ludzie.. Tutaj takie odludzie a my tylko we dwojke.. Maja nas tu namierzonych jak na talerzu i dokladnie obejrzanych.. Kto wie czy wiedzac w której zatoczce siedzimy, nie pojechali do wsi po kumpli i nas nie odwiedza w nocy w niekoniecznie przyjacielskich zamiarach.., W koncu można tu latwo dojechac i motorowka i autem..A może to tylko rybacy przygladajacy się z ciekawosci, bo zwykle na plazy tylko mewy? Jakos tak zwykle wolimy zeby na wszelki wypadek nikt nie wiedzial gdzie stawiamy namiot.. Ale opuszczac taka piekna plaze? W koncu jednak decydujemy się przeniesc w inne miejsce- dalej od morza znajdujemy mila dolinke wsrod skal.

Czy miejscowi mieli jakieś zle zamiary czy tylko my jestesmy przewrazliwieni na zawsze pozostanie tajemnica... A wogole to dzisiaj zastanawiamy się nad ugotowaniem zupy na kleszczach! Tak ogromnej ilosci tego dziadostwa to ja jeszcze niegdy nie widzialam! Co parę minut strącamy ze spodni po kilka jak nie kilkanascie osobnikow! Więc stawiajac namiot wsrod tych traw mamy wrazenie ze do rana to nas zjedza zywcem. Jak się potem okazuje nie ugryzl nas ani jeden.. Czy nie znaja ludzi, nie lubia, czym innym się zywia a tylko wygladaja jak kleszcze? Nastepnego dnia zmierzamy do Zolotoje. Gdy już jestesmy niedaleko wioski zauwazamy ze po stepie idzie zbieznym kursem z naszym cos wygladajacego na byka! Nie widac reszty stada ani pasterza- jest jeden- pewno nawial...Jest jeszcze daleko, ale widac ze nas zauwazyl i powoli acz systematycznie się zbliza i wychodzi na to ze nasze drogi przed wioska się przetna! Przyspieszamy więc kroku, skrecamy w inna sciezke i udaje się dotrzec do wioski bez bliskiego spotkania.. Na styk zdazamy na autobus, zauwazamy go na zakrecie, musimy nawet troche podbiec. A niewiele autobusow dziennie tu zawija.. Jak się potem okazuje- nasze dalsze przygody w Szcziolkinie i okolicach mozemy zawdzieczac tylko stepowemu bykowi :-D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz