bubabar

piątek, 20 marca 2015

Sudety - Góry Złote (z Lądka do Złotego Stoku) (2012)

Do Kłodzka suniemy skodusia, zostawiamy ją pod jakims sklepem przy PKSie i dalej jedziemy autobusem. Lądek Zdrój zaskakuje nas bardzo pozytywnie. Nie wiem czemu wyobrazalam sobie ujrzec tu wielkie i tłoczne uzdrowisko pokroju Szklarskiej Poręby czy Karpacza a naszym oczom ukazuje sie małe, ciche, jakby zapomniane miasteczko.. Na dodatek w rynku jest festyn! Stoi scena gdzie odbywa sie konkurs "sygnałow mysliwskich". Co chwile wychodzi inny uczestnik w zielonym kapelusiku, odtrąbia hejnał a spod parasoli odpowiadają oklaski i gromkie okrzyki wspoltowarzyszy biesiadujacych nad browarkiem i kiełbacha.


Jakos wyjatkowo zapada nam w pamieć "Sygnał Jenot" grany przez starszego pana o chyba nieszczegolnym słuchu muzycznym ale za to wielkim zapale :) Na calym ryneczku rozłozyła sie mini giełda staroci, mozna nabyc wielkie skrzynie, żeliwne piecyki, ciekawe naczynia, trofea mysliwskie czy mosieżne rogi do gry. Tylko jak to unieść? Jak to włozyc do plecaka?


Wdajemy sie w miła pogawedke z jednym ze sprzedajacych, ktory ma wystawione metalowe tabliczki przedstawiajace rozne sceny z przedwojennego Ślaska- prace w kopalni, w rolnictwie. Jak sie dowiadujemy pochodza one z gliwickiej odlewni żeliwa i sa warte po kilka tysiecy zlotych. Te tu prezentowane nie sa na sprzedaz gdyz sa elementem wiekszych prywatnych zbiorow.

Wysluchujemy historii gliwickiej odlewni , czytamy wiersze o hutach i wyspach nad Bałtykiem. Atmosfera calego festynu jest radosna, spokojna, troche senna.. Nie ma wogole pospiechu, nerwowosci, ktore wkradly sie na dobre i w atmosfere wiekszosci podgorskich miejscowosci. Ludzie siedza spokojnie przy knajpkach, na murkach, wygrzewajac sie w sloncu. Ktos pije piwko, ktos macza kielbase w musztardzie. Jakies dziecko pochłania z apetytem duzego loda. W bocznej uliczce babka rozwiesza pranie i przemyka jakis zadowolony dziadek niosąc pod pachą okazyjnie kupiona zabytkową półeczke. W tle po po raz kolejny brzmi sygnał Jenot :) Nawet przemykajacy tu i owdzie turysta lub rowerzysta wyglada sympatycznie a nie jak waląca w oczy zywa reklama sklepu sportowego czy sponsora.. Wracaja wspomnienia roznych bieszczadzkich festynow sprzed kilkunastu lat.. Musi tu byc jakos wyjatkowo- spedzamy sie snując ulicami Lądka ponad dwie godziny. Ba! Nawet rozwazamy czy wogole isc w te góry- czy moze pozostac tu do wieczora?.. Góry przeciez nie uciekną... Ostatecznie podejmujemy jednak decyzje o wymarszu- bo kto wie co nas jeszcze czeka w tej gęstwinie drzew, w ten sloneczny dzionek , ktory tak pięknie sie zaczął? Jest koło 14 :lol: Las jest upalny, duszny i jest strasznie pod gore ;) Dobrze, ze nie kupilam tego slicznego żeliwnego piecyka- 6 kg wiecej w plecaku by mnie chyba dobiło ;) Mijamy przeł pod Konikiem, Wojtowke a w Orłowcu czeka nas rozczarowanie- nie ma sklepu! Musimy uzupelnic wode po wypilismy juz ponad 5 litrow. Prosimy o wode w jednym z domow. Babka nam napelnia butelke. Gdy chwile pozniej przychodze z druga butelka mowiac ze upał i chce sie pic- babka dostaje wrecz wytrzeszczu oczu (ona chyba pomyslala , ze mysmy wypili tamta butelke w 3 minuty ;) ) i dostajemy dotakowo 2 butelki wody mineralnej. Orłowiec nie jest juz wsia, stał sie juz raczej osiedlem wypasnych letnich domkow gdzie widac na autach tylko rejestracje wroclawskie.. Tylko ten traktor i krowa staja sie jakby wspomnieniem czasow , ktore juz minely.. A obok powstaje juz inny swiat...

Pniemy sie gdzies w gore dalej, wkolo jest niesamowicie zielono a przesiane sloncem liscie jeszcze potęguja to wrazenie "zielonosci"

Na przełeczy Jaworowej mijamy wiatke chyba mało nadająco sie na nocleg Włazimy na Jawornik Wielki i tamtejsza wieze widokową. Zjadamy tu po jabłuszku i rozwazamy nawet nocleg ale pomni na przygody eco wskazujace ze wieza przemaka jak durszlak- decydujemy sie isc dalej. No i chyba niezle by nas tu wywialo!


Widokowa drogą schodzimy na przełecz pod Trzeboniem gdzie czeka na nas wiata.

Jednak okropne jest nasze rozczarowanie gdy widzimy jej stan!!! Jeszcze niedawno slyszelismy opowiadania o pieknym pięterku do spania, o tym ze owa wiata jest prawie chatką, zaciszna, szczelna... Ech.. Widac te czasy juz bezpowrotnie minely.. Pięterko zniknelo.. Nie pozostała ani jedna deska.. Najprawdopodobniej jakis wandal spalił w ognisku, pewno tu mało w okolicy chrustu.. Cóz.. A moze przyjechała jakas banda niewyżytych debili i rozwalili by dac upust swojej energii? Ale cos nie gra.. Chrustu w lesie mnóstwo.. I nigdzie nie widac sladow demolki, rozwloczonych fragmentow pięterka.. dziwne.. bardzo dziwne... Nie wyglada to na dzialalnosc zwyklego wandala.. Czy wiec komus zalezalo by turysci tu nie spali i podest po prostu zlikwidowal?? Szkoda, ze przy okazji wyciagania desek zostal mocno zniszczony dach.. Teraz bedzie sie lało do srodka i wiatka zapewne rozsypie sie szybko.. Coz.. trzeba bedzie spac na ławach i stole..

Chwile pozniej zmierzajacy do kibelka topeerz dokonuje przelomowego odkrycia... W najgłebszej gestwinie krzakow lezy stos rowno zlozonych desek, ktorych pochodzenie nie wzbudza watpliwosci- sa na nich napisy węglem.. Znalezlismy chatkowe pięterko.. Na stosie lezy tez drabina a na samej górze pęto zielonego drutu.. Co u licha za akcja?? Co za kryjówka?? O co w tym chodzi?? Rozgladamy sie wokolo jakby nadaremnie szukajac odpowiedzi a drzewa tylko szumia tajemniczo, choc zapewne znaja dokladnie odpowiedz na nurtujace nas pytania...

Takim samym zielonym drutem, ktory lezal na reszkach pieterka jest owiniete czesc drzew obitych deskami.. Czyzby demolka wiaty byla dziełem drwali pozyskujacych w ten sposob deski dla swoich potrzeb?? Jedno jest pewne- nie bylo to dzielo przypadku..

Coz robic- przystepujemy do odbudowy wiatowego pieterka!! Udaremniamy kryjówke, wyciagamy wszystkie deski i mozolnie kładziemy je na wiatowych balach. Nie mamy gwozdzi, czesc desek jest zbyt dluga by ulozyc je nie niszczac dachu, wiec mimo ogromnych checi odbudowujemy tylko gdzies 1/3 dawnego podestu. Ale dla nas wystarczy! Troche sie boje , ze dechy chrupna i spadniemy prosto na ławy pod nami, wiec ukladamy dechy podwojnie i staramy sie chodzic na gorze tylko po belkach nosnych. Jestesmy cali usmoleni węglem (dechy byly mocno popisane), pokłuci gwozdziami i ponabijani drzazgami- ale rozpiera nas wielka radosc- wbrew wszelakim złym mocom bedziemy spac na gorze! Tak jak planowalismy!!!


Robimy wielkie ognicho i spozywamy ostatniego mołdawskiego kahora.

Spi sie super- w nocy uchaja nam do snu puchacze i cos duzego łazi wokol wiaty i sapie. Rano budzi nas swiergot ptactwa i promienie słonca wpadajace miedzy szczelinami desek- czy moze byc cos piękniejszego? Gdy topeerz akurat zwiedza krzaczki a ja spozywam sniadanko przejezdzaja nieopodal rowerzysci. Chwile stoja deliberujac nad mapą, gdyz nie wiedza dokad dalej jechac. Rozwazaja by podejsc do wiaty i zapytac o droge, ale w koncu rezygnuja, gdyz "ci ludzie tam jacys tacy dziwni" i odjezdzaja.. Rozgladam sie wokol - nie ma nikogo- tylko ja i dwa plecaki.. Kolo 11 ruszamy w dalsza droge. Ledwo odeszlismy od wiaty jakies 10 m- ogladamy sie a w srodku juz siedzi jakas para! Nie bylo ich! Skad oni sie wzieli? spod ziemii wyrosli? z nieba spadli? a moze czaili sie za ulozonymi pniami drzew lub w krzakach i czekali az pojdziemy? Moze rowerzysci ich widzieli ukrywajacych sie i stad te dziwne komentarze? Po drodze do Złotego Stoku odwiedzamy jeszcze Sztolnie Książęcą. Dlugi, nierozdzielajacy sie , wąski korytarz, czesciowo z kałuzami na ziemi, czesciowo wyłozony deskami, konczacy sie metalowymi drzwiczkami i zawałem.







W Złotym Stoku mikroskopijny dworzec PKS z nieaktualnym rozkladem jazdy sprzed 5 lat, obok zamkniety wyjatkowo dzis bar.. Probujemy zlapac stopa do Kłodzka ale idzie nam to jak zwykle.. tzn.. czesciej udaje mi sie znalezc sto złotych na chodniku niz złapac stopa.. Naprawde.. Mam do tego albo wyjatkowego pecha albo naprawde mocno odrażajacy wyglad ;) Po poltorej godzinie udaje sie nam sie w koncu zatrzymac jeden pojazd- kursowy PKS do Kłodzka ;) W Kłodzku zjadamy pizze, zabieramy stęsknioną skodusie i wsrod zielonych wzgorz i płonacych rzepakiem pól wracamy niespiesznie do domu... wiecej zdjec: https://picasaweb.google.com/kraciasty.bardak/201205_GoryZlote#

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz