bubabar

czwartek, 31 października 2019

Łotwa (2019), Karosta - północna Lipawa (Liepaja) cz.3 - długaśne molo










“Pojechać nad Bałtyk i iść na spacer po molo” - nie brzmi to jak ciekawy plan dnia. Ale można się mocno pomylić! Bo wszystko zależy od definicji. Od definicji tego “co to jest molo”. Jeśli uznać, że molo to “pomost, nasyp lub grobla wysunieta w morze, przeznaczona dla pieszych, pojazdów lub obsługi statków” - to lipawski obiekt zdecydowanie nim jest. Ale statystyki (przynajmniej te internetowe) się nim nie zachwycają i raczej przemilczają jego istnienie - mimo że jest chyba najdłuższym molo na Bałtyku. ( w ogole dłuższe jest chyba tylko w Anglii, w Southend-on-Sea...) Lipawskie molo ma prawie 2 km! Ale nie w długości jego moc - a w klimacie. W Polsce by się zapewne takie nie uchowało, a napewno by sie nie uchował swobodny dostęp do takiego miejsca - bez barierek i o malowniczo nierównej powierzchni. Pewnie by okratowali, otoczyli polem minowym i ochroniarzami z kałachami - żeby turysta sobie przypadkiem nóżki nie skręcił i żeby go chronić przed nim samym (bo system lepiej od ciebie wie co jest dla ciebie dobre..). Ale widać na Łotwie jest jeszcze troche wolności - i dlatego tak bardzo polubiliśmy ten kierunek na nasze wyjazdy! Po molo więc spacerują zakochane pary, żuliki obalają flachy, a wędkarze mogą suchą stopa łowić prawie na pełnym morzu.

Więc i my w pewne słoneczne popołudnie tam wycieczke zapodaliśmy! Suniemy - ot tam! hen! gdzie pas betonu prawie znika na horyzoncie! Lipawskie molo pierwotnie nie było zbudowane aby turyści pokroju buby mogli sie nim cieszyć - było falochronem. Jego funkcją miała być ochrona bazy łodzi podwodnych.

Początek trasy jest mało pasjonujący - ot szeroki wał betonu, jak ulica albo most.. Acz każda betonowa płyta ma to coś w sobie, że miło się po niej idzie. Zwłaszcza jak nadgryzł ją już ząb czasu. A i dobrze wiemy, że bedzie coraz lepiej! :)



Z każdym krokiem bardziej czuć morze, ląd się oddala, wzmaga sie wiatr i zapach jak ze starego kutra! Prawdziwy klimat zaczyna się jednak nagle - wyraźnie można wskazać miejsce gdzie on wyskakuje i pokazuje swoje prawdziwe oblicze! Tam - gdzie się kończy falochron z betonowych bloków! Tam zaczyna się to miejsce, dla którego tu przyszliśmy. To już jakby nie beton - to jakby wyżarta erozją skała, to miejsce walki wody i wichrów z jakimś kawałkiem ludzkiej cywilizacji.







Być tu podczas troche większej fali musi być… hmmmm… mocno ekscytujace! Szukałam po necie zdjęć w stylu “sztorm na molo w Lipawie” - próbowałam to wpisywac nawet po łotewsku, ale nic szczególnie ciekawego mi nie wypluło. Nie wiem czy śmiałków nie było? Czy tym, mającym najlepsze kadry - jednak nie było dane wrócić i podzielić sie swoimi emocjami ze światem? ;)

My pogode mamy ładną, więc emocji nie ma. Jest sielankowy spacerek i cieszenie gęby do słonca, betonu i niewielkich falek chlupiących ze wszystkich stron.


Wśród odwiedzających molo dominują wędkarze..



A tak się prezentuje samiuśki cypelek lipawskiego molo! Dalej już tylko fale i morskie głębiny!






A nie - jeszcze ciut dalej ten budyneczek leży w wodzie!


Po bokach są też małe, betonowe “wysepki”, ale tam dociera tylko ptactwo!




Czy to dobrze jak falochron na ciebie patrzy? ;)


A horyzont zamykają klimaty portowe. Tłuste statki, dźwigi, przeładunki, zsypy..












Czasem jakaś pomniejsza łajba też się pojawi - tu i ówdzie kolebiąc sie na falach.




Z zarośli wyłaniają się też lśniące kopuły cerkwi.





cdn


środa, 30 października 2019

Łotwa (2019), Karosta - północna Lipawa (Liepaja) cz.2 - plażowe bunkry

Część 1 relacji:
"Łotwa (2019), Karosta - północna Lipawa (Liepaja) cz.1 - "Bateria nr 1" - TUTAJ


Po deszczowym i szarym wczorajszym dniu chyba jeszcze bardziej doceniamy potoki słonca i błękity dzisiejszego nieba!


W takich miłych okolicznościach spożywamy sobie śniadano na lipawskiej “Baterii nr 1”.


I mimo że tutejsze bunkry już wczoraj zwiedzaliśmy - dziś robimy obchód okolicy po raz kolejny. W słońcu wygląda to wszystko totalnie inaczej!
















Napewno dzisiaj jest przyjemniej łazić wybrzeżem, acz taki dzień jak wczoraj też miał swój niezaprzeczalny urok!

Wyruszamy też plażą na południe - w stronę “Baterii nr 3”.

Jest też tu niedaleko “Bateria nr 2”, ale jest raczej niedostępna do zwiedzania, bo chyba jakieś wojsko nadal ją użytkuje.

To miejsce chyba wczoraj przegapiliśmy!





Klimaty niespiesznego przemierzania pustych plaż, smagającego gęby wiatru i zapachu igliwia...








Idziemy tak sobie, fale szumią, słoneczko przygrzewa, a nas wypełnia jakieś poczucie bezgranicznego szczęścia. Czasem przychodzą takie momenty, gdy na człowieka spływa radość - ale taka wielka, że aż jakaś wydaje się irracjonalna! No bo nic takiego się nie dzieje, żeby aż tak cieszyć jape. Jakieś takie poczucie spokoju, sielanki i zachwytu nad otaczającym cie krajobrazem - jakby cały świat się do ciebie uśmiechał. I tu właśnie jest jakieś takie dobre miejsce. Ide więc sobie, coś podśpiewując, podskakując (jakbym miała ogon to bym nim zapewne merdała ;) ), zastanawiając sie nad pięknem tego miejsca i tej ulotnej chwili o zapachu morskiej bryzy i sosnowego lasu i… nagle widze napis wysprejowany na bunkrze.. “Wiedz, że te chwile są bezcenne”.


No żesz … Jakie dziwne zjawisko! O co tu chodzi? Nagle twoje myśli pojawiają wymalowane na betonie.. Dlaczego akurat tu i teraz??? Niesamowite.. Widać wyraźnie ktoś czuł to samo co ja - i dał temu swój artystyczny i trwały wyraz! Może tu rzeczywiście jest jakieś “dobre miejsce”? I dokładnie tu, a nie gdzie indziej coś emanuje z ziemi, powietrza czy morza? Nigdzie indziej już podobnego napisu nie napotkaliśmy. Może dlatego, że juz w żadnym innym miejscu takiego “skoncentrowanego szczęścia” nie było?

Jesteśmy gdzieś w połowie drogi między skupiskami zwalonych do morza budynków. Tu też leży bunkier, ale taki pojedynczy. “Leży” bo częściowo wleciał do morza - odpadł od swojej nasady na klifie i zarył sie nosem w piachu.



Można bez problemu wleźć do jego wnętrza. W środku jest piach. No i duży przechył całego budyneczku. W kolejnym pomieszczeniu, częściowo wypełnionym wodą ten “przechył” dokładnie widać.








Co chwile budynkiem wstrząsają mocne wibracje i głuchy łoskot rozlega się echem po wszystkich pomieszczeniach. To kolejna fala rozbiła swe grzywy o beton, który napotkała na swej drodze.. Ciekawie byłoby spać w tym miejscu!

Miejsce to zasysło nas na dobre.. Skaczemy po betonie i korzeniach, obserwujemy fale, leżymy na piasku.. Nie wiem ile czasu tu spędzamy.. Kilka godzin? To miejsce ma jakąś niesamowitą magie i jakoś nie możemy się stąd ruszyć.. Jakbyśmy podświadomie chcieli, aby te “bezcenne momenty” trwały jak najdłużej…





Takie “wakacje na Bałtykiem” to ja rozumiem! :)


Niedaleko brzegu, na wydmie, są też jakieś umocnienia okrągłego kształtu. Betonowe korytarzyki okalają trawiaste dziedzińce - obecnie najczęściej wykorzystywane jako miejsce ogniskowe.


Napis nie zadziałał, śmieci troche jest... Różowe ognicho płonie dzień i noc :)


Stare napisy we wnętrzach trudne są do odszyfrowania.


Widać wyraźnie podpisy jakiś całych grup żołnierzy, widac stacjonujacych tu w latach 70tych.






Całe lasy sa tu faszerowane betonem... Gdzie nie pójdziesz możesz sobie wleźć pod ziemie (co ochoczo raz po raz czynimy!)





Są też betonowe wieże ukryte na pagórkach wśród sosen. W odróżnieniu od tych np. w Suurpei, tu trzeba się już troche nagimnastykować i nawspinać, żeby wciągnąć sie na góre. Acz widać, że nie przekracza to umiejętności lokalnej młodzieży. Fajnie tu mają.. Impreza tam na górze musi być ciekawa - merdając nogami z balkonika i z wysokości patrząc na morze i las...







cdn