bubabar

wtorek, 28 lipca 2015

Sudety - Kwarc, melafiry i puchaty naleśnik (2015)

W piatkowy wieczor suniemy w okolice Mieroszowa. Po drodze na jakims osiedlu chyba w Dzierzoniowie zwraca nasza uwage siedacy na lawce kot- zupelnie nietypowy jak na polskiego dachowca (na Ukrainie to by nie dziwilo! ;) )

Na noc zatrzymujemy sie we wiatce na granicy, przy drodze na Zdonov.


Wieczor mija na imprezie, spiewankach i pogaduchach z Ania, Szymonem i Łukaszem.

Kolo polnocy czesc wiaty zasiedlaja czescy rowerzysci ktorzy nie wykazuja checi integracyjnych- od razu ida spac. My ukladamy sie do snu kolo trzeciej. Łukasz nocuje w hamaku- jakos coraz bardziej podoba mi sie ta forma noclegu!

Wychodzac na poranny kibelek trafia sie akurat wschod slonca


Mam tez wrazenie ze od naszego ostatniego pobytu w tym miejscu cos uroslo na horyzoncie

Owo "cos" znajduje sie na obrzezach Mieroszowa, na Parkowej Gorze. Widoki sa nieszczegolne bo wlasnie zaczely gdzies okolicami chodzic burze i wszystko sie przymglilo. Wieza rokuje rowniez noclegowo :)




Niedaleko wiezy odkrywamy gniazdo os zrobione w miejscu wbitej w ziemie butelki po tyskim :) Osy ochoczo wlaza do butelki i wypijaja resztki. Ze tez im smakuje taki sikacz!


Reszta ekipy idzie na spacer na Mieroszowskie Sciany po czym wraca do Wroclawia. My natomiast suniemy w strone kopalni kwarcu polozonej o okolicy Krzeszowka. Nie udalo mi sie jednoznacznie dowiedziec czy jest ona czynna czy nie.. Na oko tez wyglada dziwnie- jakby zostala opuszczona ale calkiem niedawno.. Zwiedzanie zaczynamy od kapieli w wyrobisku od strony Jawiszowa. Woda przyjemna, czysta, chlodna acz trzeba uwazac zeby sie nie nabic na kikuty zalanych drzew.


Sa tez miejsca o dogodniejszym zejsciu i plytszej wodzie np. teren pelen zatoczek i malowniczych mierzei ale jest on juz zasiedlony przez kilka rodzin z dziecmi ktore ochoczo sie taplaja w rozlanych szeroko kaluzach


Na terenie kopalnianym jest kilka budynkow- do niektorych mozna wejsc i zapoznac sie z prawie kompletna dokumentacja zakladu. Do wyboru do koloru- akta osobowe, umowy o prace, dyplomy, rysunki techniczne maszyn, dokladne rzuty okolicznego terenu, faktury sprzedazy roznych piaskow. Ech... ile pracownikow musialo dostac po łbie od szefa za zle wypelnienie rubryk, wlozenie kartek do niewlasciwych segregatorow, niedotrzymanie terminow czy ujawnienie tajnych informacji.. A teraz to wszystko przewraca wiatr, dostaje sie w łapy kazdego zwiedzajacego i moze sluzyc w kiblu w przypadku braku sraj tasmy... Jak waska jest granica gdy rzeczy wazne nagle staja sie niewaznymi...









Mozna uzyc takze na starych mapach, tabliczkach i sztandarach!



Oprocz budynku biurowego jest tez kilka gmachow przemyslowych, w roznym stanie zachowania.




Teren dalej to platanina sciezek z bialego piasku wijacych sie wsrod pachnacych lasow, oraz wieksze i mniejsze jeziorka i oczka wodne o zroznicowanym stanie czystosci wody i o roznym przekroju zyjatek je zasiedlajacych.








Wieczorem odwiedzamy Gluszyce- jednym z celow tej wizyty jest puchaty nalesnik wystepujacy o tej porze roku w jadlodajni Finezja.

Biorac pod uwage porastajace masowo Gluszyce poziomki- az dziwne ze nalesnik jest z jagodami!

Wieczorowa pora namiocik stawiamy nad zalanym kamieniolomem melafirow nieopodal miasteczka, pod czujnym okiem kaczej rodzinki





Wloczymy sie troche okolicznymi polami skad rozciagaja sie widoki na Gory Sowie, a swierszcze graja jakby sie wsciekly!









Kamieniolom nie nalezy do miejsc pustych i zapomnianych. Oprocz nas stawiaja namiot tez chlopaki z Boguszowa, ktore przyjechaly tu na ryby. Łowi rowniez pan Kazimierz ze Słupca, ktory nalezy do osob bardzo rozmownych i wylewnych. W ciagu pol godziny poznajemy historie jego zycia- zarowno pod katem zawodowym jak i rodzinnym. Wieczorem wszyscy sie integruja, plonie wielkie ognicho. Tylko ryba nie staje na wysokosci zadania i mimo nęcenia kukurydza, proteinami i innymi kulkami - brac nie chce. Do rana zostal zlowiony tylko jeden karp przez pana Kazia, mimo piszczacych wedek i profesjonalnego wysprzecenia mlodej ekipy. Jednak doswiadczenie chyba wazniejsze jest od sprzetu. W nocy zajezdza tez kilka grupek okolicznej mlodziezy, w celach wybitnie imprezowych. Nie chcac jednak przeszkadzac na łowisku osiedlaja sie z drugiej strony wyrobiska i tam kontynuuja zakrapiane i muzyczne imprezy.



Rano odkrywamy jeszcze ladniejsze miejsce na potencjalny biwak- z drugiej strony kamieniolomu, na wysoko polozonej polce. Stad dopiero widac jak duzy jest zbiornik wodny a i widoki na okoliczne gory sa duzo ciekawsze niz z dolu.




Po wciagnieciu na wczesny obiad kolejnego puszystego kolegi w jagodach suniemy do domu posrod lekko psujacej sie pogody...