bubabar

wtorek, 19 grudnia 2017

Przez Polske śladami festynów... cz.2



O innych festynach są jeszcze relacje tutaj:

O święcie ziemniaka, "na Iwana na Kupała", festynie militarnym, strażackim i przeglądzie zespołów ludowych
część1
Festyn starych traktorów
część3

A tu kolejne imprezy wśród pól, lasów i wiosek....

REDYK - WOJKOWA I POWROZNIK


O imprezach zwiazanych z redykiem dowiedzielismy sie chyba z ogłoszenia na słupie. Jedziemy wiec w zaproponowaną strone, a chlopcy w odblaskowych kamizelkach kieruja wszystkich na stromą płytówke wychodzaca na rozlegle, widokowe łaki nad wioską.


Na górze pogrywa juz jakis goralski zespól,prezentując wymyslne instrumenty. Ubrani w stroje ludowe chlopcy rozpalaja wielkie ognisko.




Jakis burmistrz czy inny wysoko postawiony przedstawiciel władz lokalnych przemawia przez megafon okragłymi zdaniami, z ktorych nic nie wynika.



Turysci kreca sie z wielkimi aparatami poszukując ciekawych obiektow chcacych wejsc w kadr bo poki co wiecej tu aut na obcych blachach niz owieczek ;)



Jakis miejscowy dopala wetknietego w lufke papierosa, roztaczając wokol zapach przywodzący na mysł "biełomory".



Czas płynie leniwie i spokojnie a wzrok bładzi wsrod dalekich szczytów sąsiednich pasm. Czuć w powietrzu atmosfere oczekiwania...

W koncu pojawiaja sie na horyzoncie one - owce. Echo niesie pobekiwanie a puszyste białawe kulki wybitnie przemieszczaja sie w nasza strone. Jakos ich u licha strasznie mało! Moze z 50 sztuk by sie uzbierało?


Nie wiem czemu ale nastawiałam sie na futrzastą ławice zajmująca cala poloninke!! (chyba mi zaszkodzilo oglądanie codziennych i zwyczajnych wypasów w Gorach Samsarskich - gdzie owce liczylo sie w grubych setkach, a całe połoniny az falowały od stad, zachowujacych sie jak jeden zywy organizm, przelewajac sie przez nierownosci terenu i oplataly jak koralami cale wzgorza;) )

Moze tutaj tych owiec tez bylo na poczatku trasy wiecej? Moze padły w drodze z wyczerpania albo zasilily stoly lokalnych notabli? Moze wilcy zjedli? Moze uprowadzili złomiarze i sprzedali dzwonki za zlom? Ale fakt jest ze obecnosc redyku zostala symbolicznie zaznaczona - owce są.

Oprocz owiec jest tez bacówka. Mozna tam kupic oscypek i inne gatunki serów, zarowno swiezych jak i uwędzonych. Mnie najbardziej smakuje biały twardy ser do krojenia. Fajnie skrzypi w zębach. Nie pamietam jak sie go zwie, ale zakupuje spory kawał i pozeram z apetytem przez kilka kolejnych dni. Mozna tez nabyc miody, korale i kolorowe chusty.


Ma byc tez poczęstunek. Na roznie nad ogniskiem podpiekają sie dwa szczupłe ksztalty jakis czworonogow. Czy to tez byly uczestniczki naszego redyku? Jak tak to juz wszystko rozumiem jesli chodzi o stan liczebny stadka- idą od wiosny a co wioska to impreza.... ;)



Ostatecznie poczęstunek przychodzi w duzej blaszanej kadzi i wyglada na "mieso oddzielone mechanicznie". Ustawia sie ogonek kolejki i kazdy dostaje na talerzyk jakis dymiacy i nawet dosc smaczny kawałek.



Dwa czworonogi nadal kreca sie nad ogniskiem - moze są z plastiku?

Kawałek dalej mozna tez podjesc gratisowego bigosu i naprawde pysznych ciast. Z glodu nikt tu nie umrze. Z pragnienia i owszem. Nigdzie na terenie przyredykowego festynu nie mozna pozyskac zadnego napoju. A po wędzonym serku i słonej baraninie pic sie chce bardzo. Widac ze to nie tylko moja przypadłosc bo co chwile słychac jakies "Mamo, pić!!!!!" albo "Krolestwo za browara!!"

Sa jeszcze jakies prelekcje ale nie ide tam jako, ze laptopy, rzutniki i pokazy slajdow jakos mi sie nie zestawiaja z pasterstwem wiec wole popatrzec na wieczorne słonce chylace sie ku zachodowi.



Jutro spotkamy redyk jeszcze w Powroźniku. Ma byc odpust i msza polowa! Poki co raz w takowej uczestniczylam i bardzo sie ciesze na powtorke!

W Powroźniku pod kosciolem jest odpust ale nie majacy nic wspolnego z redykiem. Zwykly odpust jakich tysiace w wioskach i miasteczkach jak Polska długa i szeroka. No moze ten jest jakos bardziej zabarwiony militarnie.



Msza jest, ale nie za bardzo polowa. Normalnie w kosciele. Fakt, ze troche ludzi a zwlaszcza mlodziezy stoi "na polu" czyli przed budynkiem ale jesli o to chodzi to ja calą podstawowke uczestniczylam w mszach polowych nie majac tego swiadomosci ;)

Udaje sie namierzyc owieczki jak zgrabnie tuptaja sobie glowna ulica miejscowosci. Nad stadem unosi sie tuman pyłu i zapach przywodzący mi na mysl lanoline, ktora czasem mieszam w aptecznym mozdzierzu. Rumunscy pasterze cos nawołuja w swoim języku gdy stadko probuje sie rozpierzchnąc lub jakas sprytna owieczka postanawia wybrac jednak wolnosc.



Pod kosciołem stadko trafia do ciasnego kojca. Jako ze dlugo wedrowalo asfaltem teraz rzuca sie na soczysta trawe. Widac tylko kręcace sie kudłate kupry i czasem nad las zadów uniesie sie jakas radosna morda mieląc w pyszczu strawe i pobekując wesoło.





FESTYN BOBROWICE


Po drodze z bunkrowego festiwalu przemierzajac lubuskie trakty trafiamy do Bobrowic. Ponoc to są dożynki... Acz troche dziwi repertuar niosacy sie ze sceny. Dominuja stare rajdowe piosenki typu "Banda", "Palula paloma", "Ten facet z garbem". Przypomina mi sie zaraz "festiwal piosenki senioralnej", ktory sluchalismy z łąk nad Kowarami, bijac sie przez godzine z myslami - czy isc jak planowalismy w Karkonosze czy zejsc na impreze?

Oprocz tego lokalne koła gospodyn wiejskich w Bobrowiach i okolicach przygotowaly wszelakie smakowitosci i czestuja tym zupelnie za darmo. Nażeramy sie po sufit bigosem, grochowka, ciastem i domowymi dzemami. Rozne miejscowosci/gminy prezentuja tu swoje stoiska z roznymi przetworami. Mozna tez nabyc wieksze ilosci w sloikach.





DOŻYNKI CHOCICZ


Imprezy dożynkowe sa dla mnie czesto wyjątkowo klimatyczne - ale nie przez repertuar na scenie, muzyke czy serwowane żarcie. Atmosfera tez bywa zróznicowana, od fajnych po zupelnie nijakie. Tym co robi najwieksze wrazenie sa rzezby, kukły i wszelakie stylizacje zapodane przez lokalnych mieszkancow! Czasem ma sie wręcz wrazenie, ze jeden sąsiad przed drugim licytuje sie kto ładniej, wymyślniej i ciekawiej udekoruje swoje przypłocie :)

Jedna z takich wsi mijanych na naszych wycieczkach jest Chocicz. Juz wjazd do wsi sugeruje, ze bedzie ciekawie a miejscowi sie postarali o dekoracje - wszedzie powiewaja szmatki roznobarwnych choragiewek.



Przed prawie kazdym domem stoi ucharakteryzowany chochol z siana. Bardzo duza ilosc zaprezentowanych scenek jest zwiazana ze spozywaniem trunkow wszelakich oraz poświecona odnoszeniom damsko-męskim.



Obżarlismy sie po dach juz na poprzednim festynie, wiec nie mamy juz miejsca na upychanie kolejnych porcji, choc dymiaca kuchnia polowa bardzo kusi.



Na widowni widac wszelakie typy krzesel, lawek i innych "siedzideł". Przypomina mi to opowiesci rodzicow jak dawniej na wioski przyjezdzalo kino objazdowe, kazdy przychodzil na film z wlasnym stołkiem i stawial je na trawie lub klepisku. Taki fajny, kameralny i normalny swiat...






OLSZÓWKA - DOŻYNKI




Tu konstrukcje sa chyba jeszcze bardziej malownicze! Wiekszosc jak zwykle jest związana ze spożywaniem i produkcją trunków wszelakich, acz przewijają sie tez nawiązania do tradycji pszczelarskich w regionie. Sporo przewija sie tez przydomowej chudoby!


A na koniec czołg strzegący rogatek wioski. Dozynkowy czołg napotkalismy po raz pierwszy!


Tak jak przyuliczne ozdoby byly swietne, to sam festyn jest dosyc dziwny. Przybywamy tam kolo 16 a na scenie trwa… msza. Moim zdaniem miejscem mszy jest kosciol a nie karczma. Trąci to lekka profanacją - ksiadz spiewa “Baranku Boży” a obok skwierczy na grilu kielbasa i karkówki. Dwa metry od siebie stoja niby modlący sie ludzie i grupka psioczacych facetow: Jeden z nich: “Poki ksiadz nie skonczy sprzedawcy mają zakaz lania piwa... Drugi: “Spoko spoko- juz leci “Ojcze Nasz”- to jak dobrze pojdzie 15 min. i bedzie browarek..” Nie wiem. Moze to normalne. Ja w tym wyczuwam spory niesmak. Ksiezy jest na “scenie” czterech. Mam wrazenie, ze specjalnie przedluzaja jak sie da. Tak jakby ich cieszyly wkurzone miny spragnionych, przebierajacych nogami pod dystrybutorem żubra.

Dozynkowa msza w koncu sie konczy. Ktos by pomyslal, ze na scene wejda zespoly, ktore w ludowych strojach kręcą sie po parkingu? Nieeee.. Teraz jest czas na podziekowania oraz wzajemne klepanie sie po plecach roznych wójtow, radnych, burmistrzów i innych pierdzistołkow. Kazdy musi wymienic kilku kumpli i ich zaslugi- bo wie, ze jak sie spisze to za chwile oni wymienią jego nazwisko i zgromadzony lud bedzie mogl bic brawo.

W ogole dosc specyficzny jest tez podzial terenu festynu. Polowa to nakryte bialymi obrusami stoly uginajace sie od przygotowanego i poustawianego juz żarcia. Tam zasiąda ci co teraz produkują sie na scenie, urzednicy, księża, goscie specjalni np. jakis baron o niemieckim nazwisku, ktory pewnie ma nadzieje zgarnac jakis okoliczny palac za darmoche. Ten teren od reszty oddziela taśma. I straznik tasmy- ktory zastepuje mi droge: “Tam nie wolno. Pani nie ma na liscie”. Tak… Tam sie bawią panowie szlachta, a reszta tłuszczy ma sie trzymac z dala. Ma swoją zagródke i puste stoly. Jak glodni to moga sobie cos kupic. Pierwszy raz spotkalam sie z takim klimatem na wiejskich dozynkach…

Wcinamy karkówki, popijamy rozwodnionym do granic mozliwosci piwem, wysluchujemy kątem ucha kilku historii regionalnych. Juz wiemy kto utopil sie w betoniarce, z kim ma trzecie dziecko Kasia Z. zza gorki, dlaczego Brajanek nie zdal do nastepnej klasy, jak zrobic remont chałupy na koszt gminy, co ciekawego odkryto w podziemiach opuszczonego koscioła w Goszczu. Hę? To mnie naprawde interesuje! Ale brzmi na tyle ciekawie, ze chyba mało w tym prawdy.. Sekta zoofilow? Rytualne mordy? Zamiana ciał w wykutej krypcie? Chyba jednak naczytali sie SuperExpresu... ;) Chociaz? Przypominają mi sie rysunki nascienne w tym kosciele… hmmmm.. Rzeczywiscie cos one z zoofilami mialy wspolnego.. ;)

Kobiety na traktory!!!!!!!!!




DOŻYNKI W SIEDLCACH


Kolejny dożynkowy festyn namierzamy niedaleko od nas - bo w Siedlcach. Tu też można się nacieszyć instalacjami artystycznymi z siana, starej odzieży, opon, butelek i szlag wie czego jeszcze mozna wykrzesać ciekawe rzeźby! Najbardziej chyba przypadł mi jednak do gustu ul - z prawdziwymi pszczołami! :)



Klimaty imprezowe



Przegląd wieńców dożynkowych wystawionych do konkursu przez różne wioski. Mi najbardziej przypadł do gustu stateczek i studnia! :)




ŁEMKOWSKA WATRA W MICHAŁOWIE


Pomysł na wybranie sie do tej wioski, położonej kawałek za Legnicą, pojawił sie miesiac wczesniej, gdy wedrowalismy po Beskidzie Niskim. Na drzwiach jednej cerkwi, bodajże w Hańczowej, wisiał plakat reklamujący impreze... Bylismy juz raz na Łemkowskiej Watrze, tej w Zdyni, w 2003 roku. Impreza należala do "dosyc specyficznych" bo zakonczyla sie solidną bijatyką miedzy ukrainskimi nacjonalistami w osełedcach (ktorych całe autokary przyjechaly z Kijowa) a polskimi kibicami, ktorzy czując zew walki pojawili sie tam nagle jak spod ziemi. A starszy gośc siedzac z piwkiem pod drzewem kiwał głową i mowił.. "tak... tylko jak zwykle dla nas, Łemków, nie ma tu miejsca..." a tuz obok tumult, zadyma i "sława Ukraini" i "Polska dla Polaków"... A to wszystko w potokach wody, jako ze tej nocy miało miejsce oberwanie chmury nad tym rejonem...

Chcielismy wiec zobaczyc czy na "ziemiach odzyskanych" bawią sie podobnie czy moze wieksza odległosc od wschodnich granic powoduje klimaty nieco spokojniejsze?



I akurat tak wyszlo, ze ten dzien mielismy wolny. A Legnica niedaleko... Bez namyslu pakujemy sie w skodusie i suniemy na zachód, tam gdzie przed ponad szescdziesieciu laty przesiedlency zabrali ze soba kawałek Beskidu Niskiego..



Michałow wita nas sloncem rozszczepiajacym sie w pyle unoszacym sie nad drogą, iscie beskidzką cerkwią i wypalonym sloncem polem namiotowym.



Scena...


Sama impreza z poczatku nie robi na nas zbyt dobrego wrazenia - ze sceny dochodza łomoty albo okropne wycie, ceny jedzenia sa potworne a nawet jakis mądry wymyslil płatny kibel na festynie, co szybko owocuje odpowiednim stanem pobliskiego lasu.

Muzyka jest rozna - od lansujacych sie panienek przekonanych o swoim talencie lub/i urodzie, przez przeżywajacych poetow upajajacych sie własnym artyzmem, po jakies pomieszanie techno z metalem, gdzie podkrecaja glosniki na max i odpalaja ogromne ilosci dymow. Sa tez tance ludowe - jedynie te dosyc ciekawe, dynamiczne i wesole!


Mozna sie tez zabawic z dala od sceny - w taplajacych sie w wodzie piłkach. Fajna sprawa, moze sie niezle zakrecic w glowie ;)


Jednak prawdziwa Łemkowska Watra zaczyna sie grubo po zmroku, nie pod scena, a pod piwnymi parasolami. Daleko od oficjalnych programow i zaproszonych artystów.. Jest kilka skrzypiec, harmoszek, jakis bębenek.. i spory wianuszek ludzi, chyba dobrze znajacych sie nawzajem, umiejacych na pamiec slowa wiekszosci starych łemkowskich piesni, chcacych sie razem bawic, spiewac i podtrzymywac tradycje. Przelotny zapach kropki pojawia sie tu i owdzie. Wlasnie takiej Watry szukalam! Własnie tak miało byc! Udaje sie przysiasc do gromady, przyłączyc do spiewow i degustacji...


Poznani Łemkowie opowiadaja nam, ze w ostatnich latach jedna z czterech "Watr" odbywala sie w.. Oławie!!! A mysmy kurcze o tym nie wiedzieli....

Spać poszlismy kolo 4.. Gdy spiewacza ekipe rozgonił w koncu deszcz... Chyba bardziej podobalo mi sie tu niz kiedys dawno w duzo bardziej znanej i popularnej Zdyni ;)

Tak to moj tegoroczny Beskid Niski zakonczyl sie na dalekim zachodzie, gdzie kopuły cerkwi mieszały sie ze starymi poniemieckimi domami i prozno bylo wypatrywac pofalowanych beskidzkich wzgórz....





Wielkanocne festyny w Krakowie:

EMAUS


Takie połączenie festynu i odpustu w "Lany Poniedziałek". Podobał mi sie średnio bo wszystko zalane było rozwrzeszczanym tłumem. Kilka jednak rzeczy wlazło w oczy i zapadło w pamiec. Po pierwsze byla to impreza chyba najbardziej balonowa. Tylu balonów naraz nie widziałam chyba jeszcze nigdy! A we wszystko co chwile wjezdzał tramwaj a ludzie w panice pierzchali mu spod kół ;)



Handlują balonami młodsi, handluja starsi



Dzieciaki kupują, balony uciekają ;)



Jest tez sektor wodny - żaby muszą pokazac swoje umiejętnosci, inaczej nikt ich nie kupi. Wiec bełtają biedne wode w miednicy, chlupoczą, bełtają dalej a godziny płyną ;)



Sa tez przebierancy, tu akurat lajkoniki wszelakich maści i odmian ;)



Młodziez sie zbroi...


A sprzedawce coś podsiadło!




RĘKAWKA


Dużo bardziej przypada mi jednak do gustu Rękawka - festyn odbywający sie juz po świętach, we wtorek. Jest bardziej przestrzennie, nie ma dzikich tłumow, ktore w świateczny dzien idą gdziekolwiek "bo cos wypada z sobą zrobic". Jest normalny dzien pracy. Włóczą sie tylko takie darmozjady i bumelanty jak ja ;)

Zwraca uwage tez fajne połozenie festynu - teren wciśniety pomiedzy fort a kopiec. A nawierzchnia pod nogami trawiasta!


Mozna poskakac


Albo pomierzyc peruki


Oprocz fortu i kopca jest jeszcze niedaleko kościółek. I trwa w nim msza. Wnętrze jest malutkie wiec część zgromadzenia stoi na zewnatrz. Metr od modlących się stoją plastikowe jednorozce, wata cukrowa i gotowana kukurydza. Jak kogos np. znudzi kazanie zawsze moze cosik sobie przekąsic i daleko nie łazic ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz