bubabar

piątek, 19 października 2018

Subicz - Ukraina 2018 cz.6








Dzis szukamy kolejnego “skalnego chramu” i tym sposobem docieramy do wsi Subicz. Wioska jest calkiem spora, ale wyglada nieco na opuszczoną. Ludzi spotykamy bardzo mało - albo siedzą po domach albo wylogowali sie w inny sposob. Jesli juz kogos spotkamy to zwykle to jest osoba starsza, ktora gada nieco od rzeczy np. zapytana o droge poleca nam jechac tam, gdzie drogi nie ma, tylko chaszcz po szyje. Albo twierdzi, ze tu nigdzie nie ma zadnej rzeki, kiedys byla, ale teraz juz nie ma. Nie wiem jak interpretowac takie stwierdzenia, zapewne mozna zrzucic to na karb starosci i demencji, ale w pustej wiosce pelnej ruin nieraz tworzy sie klimacik, powodujący, ze mysli sie inaczej i inne skojarzenia pchają sie do glowy. Pytania o skalny chram powodują u miejscowych taki poziom zdumienia a nieraz i przerazenia, jakbysmy szukali jaskini z reptilianami, a lokalsi bali sie, ze ona moze istniec naprawde ;) Mam wrazenie, ze wsrod miejscowych czuc jakby dziwny strach, nie wiem przed czym… Moze przed nami? ;)



Wieś jest mocno zadrzewiona i taka jakby ścisnieta. Ogrodki sa dosyc małe, jakby jeden dom stal na drugim. A moze to tylko takie wrazenie...






Gdzies na obrzezach wioski trafiamy na dwa dosyc spore budynki. Cos jak dom kultury czy inna wiejska swietlica. Jeden z budynkow jest pusty i wyglada na to, ze trzymają go w kupie tylko pajęczyny albo jakies siły nadprzyrodzone. Tak popękanych scian to ja jeszcze nigdy nie widzialam. Wycofuje sie szybko i na paluszkach. Bo chyba to sie moze zawalic od głebszego oddechu..




Drugi podobny budynek stoi nieopodal. Tabliczka informuje, ze jest/byl to klub.


Część pomieszczen jest opuszczona i wypelniona jedynie pajęczynami. A w korytarzach wiszą zdjecia z dawnych lat - chyba autorstwa mieszkancow tej wsi. Są zdjecia z wojska i z zakonczenia uczelni. Z wesel, biesiad i parad. Z radosnych prezentacji do obiektywu niemowląt i zgromadzen na cmentarzu nad swiezym wykopem. Całość przenosi widza w inny wymiar, inną rzeczywistosc. Samo zdjecie swoim widokiem zwykle nie gwarantuje podrozy w czasie - jednak w polaczeniu z tym miejscem, z tym zapachem, z krajobrazem wokol - juz i owszem.



Kręcimy sie zatem po tej wiosce jak g.. w przerębli, cos nas wodzi w kółko - a moze wlasnie to cos nas prowadzi aby pokazac ciekawe miejsca? Kilkakrotnie pakujemy sie w takie drogi i bezdroza, ze jest problem zawrocic i zmusic busia do kolejnej proby podjecia wspolpracy. A rzeki wciaz nie mozemy znalezc…

Gdzies przy “klubach” czyli obecnie czesci wsi dosyc opuszczonej, stoi tez pomnik. Kiedys chyba musialo tu byc centrum…


Tymczasem wszedzie trwa oprawianie dyń. Babuszki siedzą na przyzbach i w ogrodkach, i wydłubują wnetrznosci z pomaranczowych kul i jaj. Są tego całe pryzmy! Chyba wyjątkowo obrodzily tego roku!






W koncu odnajdujemy droge calkiem busiową, ktora objezdza wies wokolo przez jakies dawne kołchozy.


Droga wyprowadza na rozległe łąki nad Dniestrem, gdzie pasą sie krowy i hula wiatr. Nagle uderza nas przestrzen, od ktorej wzrok zdecydowanie sie odzwyczaił podczas kluczenia po wsi.


A i rzeka jest. Zdecydowanie nie wyparowała, jak twierdzili niektorzy z mieszkancow ;) Urwisko, skały, zakola, busz kwiatów i wiatr we włosach! Coz chciec wiecej? A! Mamy jeszcze dwie butle domowego wina! :P










Rozpadliny, jary i drogi wsrod skał...



Jedno wiemy. Zostajemy tu dzis. Na dobry początek zjadamy melona. Tego kupionego pod cerkwia w miasteczku Borszcziw. Najlepszego melona, poki co, w naszej historii.


Chyba gdzies tam na dole chcielismy spac wczoraj ale busiowi sie zbytnio kółka rozjezdzaly na boki ;)


Znajdujemy malutki kosciolek. Acz latwo mozna przeoczyc ;)



Matka Boska z granatem ;)


Przykosciolkowe zrodelko o wodzie pysznej i lodowatej.



Skalnych kapliczek ni ma. Tzn. sa jakies jaskinie u dołu skarpy ale schodzi sie do nich chyba na linie. Albo dopływa łódką.

Dzwon. Jeden z klimatyczniejszych jakie widzialam. Z gaśnicy chyba? Albo innej gazowej butli. Tego dzyndzla w srodku nie ma. Wiec są dwa kawalki i uderza sie nimi o siebie. Dzwiek ma piękny!



Rozwazalismy opcje naszego dzisiejszego biwaku, ale jednak zostajemy na gorze. Mamy obawy czy busio wyjedzie pod tą sporą gore po wyboistosciach, koleinach i głazach. A na gorze tez ladnie!



Idziemy potem na dlugi spacer drogą opadajaca w dol. Jakos mało to miejsce kojarzy mi sie z centralną Ukrainą - ciagle czujemy sie jak w Armenii. Albo chociaz na Krymie.









Jakas plantacja po drugiej stronie rzeki. Ze starym autobusem, chyba robiacym za wiate :)


Znajdz busia.



Na dole jest sporo dogodnych miejsc biwakowych.



Jesiennie juz nieco...


Stoi tez zacumowana zaglowka i wypasna tratwa gdzie zaczyna sie impreza. (nie mielismy okazji rozmawiac z mieszkancami tratwy - byli daleko, zdjecie jest zrobione na duzym zoomie)


Jakas spalona przyczepa sobie stoi pod lasem.



Dacia po ukrainsku ;)


Wieczorne klimaty okołoskalnych pastwisk.


Kuchnia obozowa!


W promieniach zachodzacego slonka :)





No i toperz zostal bez bluzy ;)


Rano budzimy sie dosyc wczesnie. Wszedzie wokol chodza krowy i ocieraja sie bokami o busia. Nie wiem czy one nie potrafia go ominac czy sie specjalnie czochrają. Niby drzewa daleko a kopytkiem sie nie podrapie ;) Kabak sie cieszy, ze busio teraz jest krową! Bo ma boki w kupie! Jak krowa!


Rano zawijamy jeszcze do sklepu. Podobal nam sie juz wczoraj ale byl zamkniety. Pod dachem kamea - jak na broszke ;)


Dzis mozemy skorzystac z jego usług. Wnetrze jest ciemne. Spora czesc okien jest zamalowana lakierem, nie wiem po kiego diabła. Jest w srodku piec blaszany z długą zakrecona rurą. Jest kanapa przykryta kolorową makatką. Są dwa stoliki dla biesiadujących, gdy pogoda nie sprzyja nasiadówkom na dworze. Sprzedaje babuszka w okularach - denkach od musztardówek. Co ciekawe ubiera je tylko do rozwiazywania krzyzowki czy podliczania zakupow. Do wychodzenia na zaplecze czy ukladania towaru - lądują w kieszeni. Zwykle ten typ okularów, o koncenrycznych kółkach, powodujących rozmywanie sie ksztaltu oka, kojarzył mi sie ze strasznymi “minusami” i osobami, ktore bez okularow zabijają sie o pierwsza sciane.. Ale jak widac jest roznie…

Przy sklepie działa dzięcioł. Taki dzięcioł postindustrialny. Bo napiernicza dziobem nie w drzewo - a w słup. Moze i w słupie mieszka cos smakowitego dla dziecioła? Cos apetycznego tez musi byc w drutach i izolatorach. Bo one tez sa obiektami zainteresowania ptasiego dziobka. Ale ze go nie pokopie???





cdn


3 komentarze:

  1. pięknie , i pomysleć że gdyby nie stalin , to nadal by tu była polska , mało kto wię że tu , i pod kijów mieszkało plemię polan , i zostali wyparci na 200 lat przez rusinów podbitych przez wikingów ,potem tatarzy wybili wszystkich rusinów ,i polska tu była do 1939 roku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Subicz akurat chyba i w 1939 nie byl juz w Polsce. Z tego co kojarze to Kamieniec Podolski nie byl juz wtedy w granicach Polski a Subicz jest od Kamienca na wschod.

      Usuń
    2. W 1939 Polska nad Dniestrem kończyła się na miejscowości Okopy Świętej Trójcy (tej samej, która występuje w "Nie-Boskiej komedii" Krasińskiego). Położony ciut dalej Chocim niestety mogliśmy oglądać tylko przez lornetki, a Kamieniec jest jeszcze trochę dalej.

      Usuń