bubabar

czwartek, 6 października 2016

Góry Izerskie - śladem okrągłych wiat cz.4

Poranek jest jakis mglisty, ni to chmury, ni to smog… nie wiem co to, ale to chyba nie jest “na pogode”...
Suniemy sobie dalej m.in. przez Zwalisko gdzie wdrapujemy sie na tamtejsze rozniste skalki i ogladamy widoki ktorych za bardzo nie ma. W tym rejonie probuja nas tez rozjechac rowerzysci, ktorym chyba popsuly sie hamulce, bo zamiast zwolnic krzycza tylko “z drogi, aaaaaa”
Mijamy nietypowa kapliczke. Albo ktos zajumal z niej świątka, albo glownym obiektem kultu jest tu strumien? :)
Spotykamy dzis ponownie wczorajszego wedrowca o znikomo malym bagazu. Dotarl jak planowal do wodospadu Kamienczyk ale sie w nim nie wykapal- jak sie okazalo strzega go kraty i nastraszono chlopaka mandatem. Gdzies w Szklarskiej znalazl nocleg w jakims osrodku wypoczynkowym, gdzies pozwolili mu kimnac w jakiejs kanciapie. Ponoc noc byla bardzo zimna i tej wlasnie nocy obiecal sobie ze koniecznie kupi spiwor. A dzis wraca spowrotem czerwonym szlakiem w strone Swieradowa. Nie udalo sie z Kamienczykiem to idzie poplywac w Izerze. Tlumaczymy mu gdzie sa fajne buniory. Trzymamy kciuki aby dzis chlopakowi sie udalo zrealizowac plan! Dzis dolacza do wedrowki Tomek. Umawiamy sie z nim na Wysokim Kamieniu, gdzie czekamy wcinajac jablka z chmielem.
Obiekt na Wysokim Kamieniu oferuje jedzenie i picie ale nie posiada na stanie ani kibla ani nawet kosza na smieci. Gdy pytam o smietnik mowia ze nie ma i oni zadnych smieci nie przyjmuja. Nie wiem czy to byla sugestia ze worek ze smieciami ktory niesiemy od dwoch dni mamy rąbnac w krzaki czy jak? i butelki po piwie zakupionym w schronisku rowniez??? Po odebraniu Tomka idziemy do wiaty pod Zwaliskiem. Po drodze odkrywamy dziwny bunkier. Od strony drogi stoi jakby budka straznicza. Dalej przechodzi sie przez załamany tunelik i za wysokim wałem ziemnym jest bialy budynek z betonu. W srodku kilka pomieszczen i nawet w miare czysto jak na takie obiekty. Gdy jestesmy w bunkrze slyszymy silnik samochodu. Jako ze przy wejsciu zostaly nasze plecaki to idziemy sprawdzic kto przyjechal. Gdy wyłaniamy sie z bunkrowej czelusci samochod pospiesznie wrzuca wsteczny i z piskiem opon odjezdza...
Niedaleko jest tez niewielkie gołoborze ktore odkrywam przypadkiem idac do kibelka.
Wieczorem docieraja jeszcze trzy osoby- Ania, Ada i Szymon, wiec nocne godziny plyna na pogaduchach i konsumpcjach jak to zawsze w takich okolicznosciach bywa.
Rano jeszcze nie leje ale dokladnie widac ze niedlugo zacznie. Ekipa dzis wraca bo maja we Wroclawiu spotkanie przedwyjazdowe jako ze w listopadzie jada do Nepalu. Tzn, Szymon i Ada wracaja bo Ania zdecydowala sie na nocne przejscie do Jeleniej Gory. My z Tomkiem przez Cicha Rownie schodzimy do Jakuszyc. Po drodze mijamy duzo harcerzy i budki ptasie do ktorych łatwo by nadac list.
Podjezdzamy do Szklarskiej Poreby i idziemy do ostatniej wiaty na Zbojnickich Skalach. Znak chyba ktos powiesil tu dla hecy.
Na gorce faktycznie sporo skalek
Wiata jest okragla jak wszystkie inne tylko ze nie ma podestow do spania. I to nie ze ktos zdemolowal czy spalil w ognisku, ale po prostu nie ma i nie bylo, tak konstrukcyjnie.. Do spania wiec jest ziemia albo 4 stoly. Tomek uklada sobie poslanie na ziemi, ja i toperz zasiedlamy dwa stoly, po czym zajmujemy sie pospiesznym zbieraniem drewna i rozpalaniem solidnego ogniska bo wlasnie zaczelo lac. Ile sie da suchych beli chowamy do wiaty zeby starczylo na caly wieczor. Na pogaduchy przy piwie pojawia sie tez Chris ktory z Kaśka nocuja w Szklarskiej.
Szlak przez Zbojnickie Skaly wydawal mi sie zawsze taki boczny i malo uczeszczany, ale dzisiaj wala nim cale pielgrzymki! Co sie okazuje- od wczoraj idzie okolicą Przejscie Wokol Kotliny Jeleniogorskiej i kilkaset uczestnikow wlasnie dociera w ten rejon. Poczatkowo jest bardzo sympatycznie. Uczestnicy przejscia wpadaja pod wiate ogrzac sie przy ogniu i troche przeschnac (deszcz przybiera na sile). Czestujemy ich herbata i grzankami z serem. Niektorzy mysla ze jest tu “pit stop” zalozony przez organizatorow i to taki najbardziej wypasny. Wyprowadzamy ich z bledu- ze to moze cos w tym rodzaju ale calkowicie nielegalne i niezrzeszone :D Inne “pit stopy” sa ponoc bezogniskowe i daja tylko wody sie napic. Z roznych opowiesci wynika ze ktos niezla kase na tym przejsciu robi! Placi sie ponad stowe i za to sie dostaje koszulke, troche wody i dyplom.. Razy kilkaset… Zalujemy ze wczesniej nie wiedzielismy ze trafimy na owo “Przejscie” to bysmy ze dwie zgrzewki piwa wtargali czy pare flaszek zeby wedrowcow witac kielonem na zmarzniete kosci :D Nikomu z nas do Szklarskiej leciec sie nie chce wiec jedynie marusia chodzi na okraglo i grzeje herbate. Dobrze ze duzo wody wtachalismy! Przy dymiacym czajniczku gawedzimy na rozne tematy, sporo osob okazuje sie byc jakimis znajomymi z forow i twierdza ze nas znaja. Naprawde tego wieczora spotkalismy kupe ciekawych ,fajnych ludzi, uslyszelismy duzo opowiesci o gorach i nie tylko. Kolo polnocy atmosfera zaczyna sie troche psuc, nie bardzo da sie juz milo pogadac. Ukladamy sie wiec spac. Czesciej zaczynaja docierajac jacys dziwni ludzie o coraz bardziej roszczeniowym podejsciu do swiata (ktorzy np. bez pytania wypijaja nasza wode). Nie wiem czy jest to spowodowane ze przychodzacy sa coraz bardziej wykonczeni, przemoczeni i sa to te osoby ktore troche przeliczyly sie z trasa ponad wlasne sily. Ale coraz czesciej pojawiaja sie pretensje ze nie dorzucamy do ogniska (albo ze dorzucamy za duzo i zniszczymy im ubrania). Niektorzy zachowuja sie jak obłakani, siadaja, zaraz potem wstaja, kłada sie na lawkach, trzesa jak w febrze, zalamuja rece i bulgotajac znikaja w lesie. W wiacie zaczyna sie tez robic coraz ciasniej, coraz gesciej, bo duzo ludzi dociera a malo kto wiate opuszcza. Mam wrazenie ze wiele osob jest wscieklych widzac nas- suchych, nakarmionych ,lezacych w cieplych spiworkach. Fakt- wielu z przybylych wyglada jak zombie. Ja wrecz czuje na sobie ten ich wzrok ktory oglednie mowiac nie jest na tym etapie zbyt przyjazny. Ale czy to nasza wina ze nie jestesmy zmarznieci, przemoknieci i zmeczeni? W pewnym sensie tak- bo taki sobie wybralismy pomysl na weekend. A oni sobie wybrali z wlasnej woli i za wlasna kase inny- to powinni sie chyba z tego cieszyc ze napier@#%@$ nocą po lesie? Nie daja rady przejsc calej trasy- to odpuscic w polowie. A nie toczyc piane i wylewac frustracje w przypadkowej wiacie na przypadkowych ludzi. Przychodzacy zaczynaja nas potracac, siadac nam na nogach, ktos oblewa mi plecak cola. Non stop dostajemy po oczach latarkami, ludzie przesuwaja, strącaja, przekladaja nasze rzeczy, wyglaszajac przy tym komentarze ktorych przez dobre wychowanie nie przytocze….Pod wiata dzieje sie cos niedobrego, czuc jakby narastajace napiecie, agresje, wogole zla energie. W koncu jakis gosc zaczyna wyciagac spod stolu galezie (te suche na ognisko) i wyrzucac je na zewnatrz (bo zajmuja miejsce w wiacie), nieprzejmujac sie ze jezdzi mi tymi galeziami po spiworze i po twarzy. Nieeeeee, szala goryczy sie przelewa. Trzeba natychmiast opuscic to miejsce bo jeszcze moze 5 minut, moze jeszcze pol godziny a dojdzie do jakis rekoczynow. Szybko sie pakujemy i uciekamy z tego tumultu. Jasna plamka pelgajacego ognia powoli znika za ciemna sciana wody. Podniesione, podminowane glosy i histeryczne smiechy zostaja za nami. Jestesmy tylko my, las i woda lejaca sie strumieniami zewszad. Pospiesznie schodzimy na upatrzone zawczasu pozycje. Skodusie zostawilismy przy opuszczonym budynku stacyjki kolejowej Szklarska Poreba Dolna. Budynek byl otwarty i tam zamierzamy dzis spac. W ciszy, spokoju i lekkim zapachu kibla. Rozscielamy folie malarska ktora nieslismy przez cale Izerskie (do uszczelniania wiat w czasie deszczu). I jednak sie przydala! Zwiazujemy plecaki z butami i ukladamy sie do snu. Dochodzi godzina druga..
Za oknami opad przybiera na intensywnosci, dach stacyjki zaczyna tu i owdzie odrobine przeciekac. Kurde.. Dach byl troche w nadwatlonym stanie- mam nadzieje ze nam sie zaraz na łby nie zawali od tych wodospadow wody.. Zastanawiamy sie co sie teraz dzieje w wiacie.. Ognisko zapewne juz zgaslo, jako ze nikt nie poczuwal sie dolozyc ani patyka, a i suche drewno zostalo wyrzucone w mokry las.. Ciekawe czy zziebnieci ludzie sie juz zaczeli gryzc jak chomiki w zamknietej klatce? Czy moze nasze znikniecie uzdrowilo atmosfere bo teraz wszyscy tam jada na tym samym wozku? Jakos dlugo nie moge zasnac. Co chwile mi sie wydaje ze ktos wchodzi do pomieszczenia, slysze jakies kroki w sasiednich pokojach, nawet raz ide sprawdzic ale nikogo tam nie ma. Momentami slysze jakby melodie, jakby zawodzacy spiew? Acz to wszystko rozmyte bo zagluszone szumem ulewy.. Przypomina mi sie ksiazka o Miedziance gdzie ostatni mieszkancy zapadajacego sie do sztolni miasteczka mowili ze sciany w ich domach spiewaja. A oznacza to nic innego jak to, ze ow dom niedlugo sie zawali i trzeba sie niebawem przeniesc do innego. Zdecydowanie nasza stacyjka spiewa..... Zastanawiam sie tez nad jednym- ci ludzie z Przejscia, ktorzy nie spia od ponad doby i czesto ledwo trzymaja sie na nogach ze zmeczenia dotra dzis do Jakuszyc. Jest niedziela. I co- powsiadaja w swoje wygodne miekkie autka, zalacza klime i pojada do domu? Kilkaset zasypiajacych, ba! tracacych przytomnosc kierowcow na drogach naraz? Pozostaje miec nadzieje ze jednak sporo z nich wraca do domu pociagiem... Rano pogoda nie rokuje na rychla poprawe. Ciemno jak w nocy... Nic tu po nas w gorach. Byly jeszcze plany odwiedzenia Grzbietu Kamienieckiego ale chyba odlozymy na inny raz.
Jakby to powiedziec- ostatnie miejsce noclegowe tez bylo utrzymane w konwencji- stacyjka, podobnie jak okragle wiaty, tez ma trawe na dachu :D
Aby nie przemoczyc pakowanych rzeczy wierna skodusia wstawia kuper prosto na stacyjke.
W gestych mglach wracamy do domu...
KONIEC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz