bubabar

czwartek, 26 października 2017

Armenia cz.34 (Hohannavank)

Dzis jedziemy do klasztorku Hohannavank (Ohanavan), ktory wypatrzylismy wczoraj stojąc na brzegu wąwozu. Jedziemy taksówka. Wydostanie sie z miasta wielkosci Erewania stopem lub marszrutką w kierunku małej wsi jest czyms czego ogarnąc nie potrafie. A przynajmniej zajmuje tyle czasu i energii, ze mi sie po prostu nie chce.. Z normalnym powrotem do duzego miasta oczywiscie nie ma juz zwykle zadnego problemu!

Hohannavank jest jednym z sympatyczniejszych klasztorkow jakie widziałam w Armenii. Stoi na skraju wąwozu. Kamienie, z ktorych został zbudowany mają lekko pomaranczowy odcien.


W srodku pełno jest roznych rzezb, kolumn, tajnych przejsc, malutnich kaplic czy schowkow o nieznanych nam przeznaczeniu.


Chaczkary o ciepłych, lekko cieniowanych kolorach..


Jest okno w ksztalcie aniołka.


Scienne napisy, malunki i płaskorzezby.


Obłe nagrobki porosłe porostami.


Rzezbione odrzwia.


Wszystko pełga w swietle swiec.


Zapora antybubowa ;)


Kamienie w scianach sa numerowane. Wyglada na to, ze klasztorek byl niedawno remontowany. Potwierdzają to stare zdjecia, gdzie jego stan jest duzo mocniej zruinowany. Naprawde jestem pełna podziwu dla takiej rekonstrukcji- gdzie budynek po niej nadal wyglada jak stary i pokryty patyną!


Bramka, pod ktora troche sie boimy przejsc ;)


Z brzegu wąwozu dostrzegamy kolejny kosciołek a raczej kamienną, czesciowo tylko zadaszona ruine. Połozona jest gdzies w polowie drogi miedzy Hohannavankiem a Saghmosavankiem gdzie bylismy wczoraj.

Idziemy tam przez wioske, mijajac miedzy innymi niwe przerobioną na pick-upa! :)


Z pół godziny kluczymy wsrod wiejskich uliczek, wysokich murów okalających posesje, zelaznych bram, zza ktorych czesto plynie skoczna muzyka. Dzis jest chyba jakies swieto, wiec cała wies sie bawi. Kto sie nie bawi w domu - ten pakuje sie w auto i rusza w strone Erewania albo biesiadek na przyrodzie. Upatrzony kosciolek musimy sobie znalezc sami. Jakiekolwiek proby pytania koncza sie polecaniem trasy dotarcia do jednego z dwoch okolicznych duzych klasztorkow. W koncu sie udaje dotrzec na krawedz wąwozu w odpowiednim miejscu i nie odbic od zadnego płotu. Dach światyni jest czesciowo zawalony, a pozostale fragmenty porasta trawa.


Wnetrza zdobią rozne obrazki, rzezby, makatki oraz dzieła lokalnych tworcow.


Są rysunki...


A tu jakas metaloplastyka- Matka Boska o nieco dziwnych ustach...


Jest tez sporo mini klasztorkow z drewna czy blachy.


Sporo kamieni, z ktorych sa zbudowane sciany, jest pokrytych rzezbionymi krzyzami czy napisami. Na tym etapie ciezko ocenic czy powstaly przy budowie kosciola, czy umiescili je pozniej pielgrzymi lub zwiedzajacy.


Jedno z drzewek pełni tu specyficzna funkcje obrzędową. Kiedys w Goris miejscowi nam opowiadali, ze przywiazujac chustke czy tasiemke trzeba pomyslec zyczenie czy prosbe do Boga. Cos jak zapalanie swieczki w cerkwi. Acz ponoc chustek nie przywiazuje sie dziekczynnie, tzn. mozna, ale nie jest w zwyczaju.


W oddali fajnie sie przedstawia na tle skał Saghmosavank- klasztorek gdzie bylismy wczoraj!


Przy kosciele mozna tez napotkac znaczek komunistycznej Armenii- popularny na tablicach z dawnych czasow.



cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz