bubabar

wtorek, 20 października 2015

Święto ziemniaka, kamienne surykatki i zwalone mosty - północ cz.10 (2015)

Po drodze jeszcze Rapa slynaca z tutejszej piramidy. Jej otoczenie sprawia jakby to byla jakas mega unikalna atrakcja. Specjalny parking, zakaz zatrzymywania sie gdzie indziej, nasrane tablic co niemiara. Piramida fajna ale nasza dolnoslaska wedlug mnie wcale nie gorsza.


Kolo grobowca kreci sie dwojka dzieciakow. Niezbyt dobrze im patrzy z kaprawych oczek. Mowia ze robia za lokalnych przewodnikow, pokazuja gdzie parkowac auto, gdzie isc pieszo. Proponuja ze opowiedza o piramidzie i oprowadza. W takim towarzystwie napewno skodusi nie zostawimy. Coz- trzeba bedzie isc ogladac na raty. Gdy odmawiamy skorzystania z ich uslug probuja odskubywac naklejki z okien. Namolne bachory.. Nie rozumieja slowa “nie”. Dopiero toperz musi wysiasc i je pogonic prawie kijem. Nie ma nic gorszego jak taka bezczelna gownarzeria. Lekko juz spoznieni suniemy do wioski Stulichy gdzie dzisiejszym popoludniem ma sie odbywac swieto ziemniaka zwane “Wykopki u soltysa”. Impreza ma zakres jedynie lokalny, jestesmy chyba jedynymi uczestnikami spoza wsi. A napewno spoza powiatu - o czym informuja blachy zaparkowanych aut. Nie ma kramow z chinszczyzna, rozwodnionego piwa i dmuchanych zamkow. Jest wałówa wyprodukowana przez lokalne gospodynie- kluski, pierogi, smalec, ogóry, ciasta. Jest ognicho z pieczonymi ziemniakami.



Jest konkurs na najdluzsza obierke z ziemniaka i drobne nagrody fundowane przez soltysa.


Jezdzi konna wykopywaczka ziemniakow, a za nia biegnie z koszami dzieciarnia i je zbiera. Mozna pojezdzic na furmance co cieszy sie wzieciem wsrod mlodszych uczestnikow festynu. Miejsca juz brakuje, niektorzy wisza jak winogrona.






Jest ksiadz w sutannie i slomianym kapeluszu ktory z usmiechem rozglada sie wokol jakby dogladal swojej chudoby. Babuszki wcinaja ciasta kiwajac glowami i podsuwaja co lepsze kąski ksiedzu. Osobnicy w srednim wieku delektuja sie pieczonymi ziemniakami wspominajac swoje dziecinstwo. Niektorzy twierdza ze nie jedli tej potrawy od 30 lat. Ponoc najsmaczniejsze ziemniaki piecze sie na łodygach a nie drewnie. Mlodzi biegaja z motykami lub probuja dosiasc konia. Zakochane parki robia sobie z reki zdjecia komorkami. Roczny chlopczyk zjada pierwszego w zyciu kiszonego ogorka. Trojka przybyszy z daleka stara sie wtopic w tlum ale jakos nie jest to ich najmocniejsza strona… Zainteresowanie lokalnej ludnosci wzbudza zwlaszcza najmlodszy uczestnik festynu, ktory niestety nie moze jeszcze sprobowac zadnej z prezentowanych pysznosci a radosc z przebywania w tak zacnym miejscu moze wyrazic tylko fikaniem nozkami i popiskiwaniem. Najbardziej cieszy sie przy ognisku jako istota skrajnie cieplolubna.


Po zmroku jest projekcja zdjec i filmow na przescieradle przypietym do sciany ze snopkow..Material dotyczy glownego bohatera dzisiejszego dnia- jak go uprawiano, jakie wymyslne potrawy ziemniaczane ludzie wymyslili i jak w roznych zakatkach Polski go nazywano. A wokol snuja sie ogniskowe zapachy, kurzy zryte konskimi kopytami pole. Dym miesza sie na wietrze z pylista ziemia zlewajac sie w jednolity zapach jesieni. Znad lasow i bagien nadciagaja wieczorne mgly. Slonce zachodzi na pomaranczowo oswietlajac ostatnimi promieniami wyboista droge..

Na obrzezach Wegorzewa czai sie radziecki cmentarz a na nim pomnik z kamiennymi soldatami o wygladzie.. surykatek! albo innych takich stepowych zwierzatek co to calymi rodzinami stoja slupka i wesza z wybaluszonymi oczkami.


Po drugiej stronie drogi ma byc cmentarz z I wś, ale znajdujemy co innego. Rowniez utrzymane w cmentarnych klimatach.




Rockiego ktos ekshumowal?

Miedzy Pozezdrzem a Przerwankami siedzi pare malych bunkierkow wsrod lasu oplecionego w jesienne lancuchy.




Nad jeziorem Goldopiwo szukamy harcerskiej bazy- ale jest tak dobrze schowana ze zajmuje nam to sporo czasu. Wczesniej trafiamy na opuszczony kemping, łąke muchomorow i piaszczyste klify opadajace do jeziora.





W koncu jest i baza -acz wiata z kominkiem podlaskich harcerzy chyba fajniejsza na zimne wieczory!


Na koniec jeszcze Kruklanki i malowniczo powybrzuszany wysadzony most.



Rzeka u jego podnoza zacheca do splywow

i w koncu wylazi slonce podswietlajac ciemne chmurzyska.



Filary mostu swietne pod impreze czy piknik ale my juz troche zaczynamy sie spieszyc… Jeszcze rzut oka na jakies fragmenty twierdzy Boyen w Gizycku.


I stary pomnik

I suniemy na poludniowy-zachod.. Dzien jak zwykle konczy sie za wczesnie... Jak i caly wyjazd...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz