bubabar

wtorek, 12 stycznia 2016

opolskie wycieczki cz.4

Juz w Przeczowie pojawia sie pierwszy budynek do ktorego zagladam, jakas fabryczna hala. Dostepu do niej bronia tak zjadliwe rosliny ze udaje mi sie podrapac nogi przez dwie pary spodni..


W Wilkowie przy torach zawijamy pod stara fabryczke, czesc jest opuszczona, fragment budynku chyba ktos uzywa..


Kawalek dalej stoi zrujnowany dwór. Ponoc odnalazl sie jego wlasciciel i nawet chcial odkupic ale pogmatwane losy wlasnosciowe go zniechecily. Mozna wejsc do srodka, nie ma zadnych utrudnien (no moze oprocz walacego sie dachu). Miejscowi ktorzy zajmowali sie pozyskiwaniem opału w terenie przypalacowym chcieli mnie po nim oprowadzac ale troche sie balam ze to wszystko zaraz runie nam na łby… Pogadalismy wiec na zewnatrz, pod zaroslymi bluszczem oknami. O pogodzie, o polityce, o wlasnosciach palnych impregnowanych belek oraz o niecheci miejscowych do wroclawskich rowerzystow




Latem chyba tu wroce- musi to pieknie wygladac jak roslinnosc sie zazieleni. Chyba widac wtedy tylko zielona bryle bluszczu ktora calkowicie zjadla dawną dzialanosc czlowieka.. Drugi palac stoi za szosa. Zamkniety, ogrodzony, jakby troche podremontowany.

Proba wejscia na teren konczy sie miejscowymi we wszystkich oknach okolicznych domow. Za szyba pojawiaja sie staruszki i trzymane na rekach niemowleta. Nawet kot wylazl na parapet.

Dalej sa Kowalowice, owiane dymem pelzajacym nisko i sugerujacym ze sezon grzewczy trwa w najlepsze.



Wokol palacu duzo roznych szop, stodol i innych mniej lub bardziej opuszczonych zabudowan sluzacych lokalnej ludnosci.

Po wiosce dlugo mozna sie wloczyc platanina wyboistych drog, na ktorych mozna niezle zatanczyc i powycinac hołubce, zarowno na butach jak i na oponach.




Ulica Jednosci. Ciekawe czy wciaz sie tak nazywa czy stara tabliczka przetrwala w chaszczach dziejowe zawirowania?

W Głuszynie przypadkiem trafiamy na stary cmentarz, zarosniety gestym bluszczem, pod ktorego liscmi znikaja drzewa, nagrobki i glebokie rozpadliny w ktore raz po raz mozna wpasc.




W Buczku Wielkim krecimy sie tu i owdzie, zerkajac na zroznicowane lokalne zabudowania




I w koncu Miechowa- juz od poczatku widac ze bedzie dobrze- biala tablica!

Palac lezy na uboczu wioski. Mozna do niego bez problemu wejsc, wszystko pootwierane- chyba ze kogos zniecheca walace sie stropy. Wnetrze wypatroszone, nic za bardzo tam nie ma.




Gdy tylko zajechalismy pod palac z okolicznych domow zaczely wylazic tlumy ludzi i grupowac sie przy skodusi. Rodziny z dziecmi, babcie z siatami. Poczulismy sie lekko nieswojo zeby nie powiedziec - nierzeczywiscie. Chwile pozniej tajemnica masowych migracji miechowskiej ludnosci na plac przypalacowy sie rozwiazala- przyjechal objazdowy sklep odziezowy!

Na drugim krancu wioski stoi drewniany kosciolek.

Miejsce wydaje sie byc na tyle sympatyczne ze tu obwolujemy popas. Przed nami droga ktora znika gdzies w polach. Chmury podzielily sie z czystym niebem po polowie.


Godzine pozniej stan ten ulega zmianie ;)

Przy kosciele i cmentarzu stoi kibelek. Drewniana lekko rozleciana sławojka bez dachu. Wnetrze pomalowane w roznokolorowe mazaje. Jakby wyrwany z jakiejs innej rzeczywistosci i tu tajemniczo przeniesiony. Duzo bardziej pasowalby gdzies kolo jakiejs chatki studenckiej, bazy namiotowej czy domu szalonego artysty.



Po drodze do domu jeszcze palac w Pomianach, zamieszkany przez kilka rodzin.

Dzisiejszy dzien byl tez owocny w przydomowe zelazne sprzety rozniste.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz