bubabar

wtorek, 1 września 2015

Kilka migawek z lubuskiego cz1






Jak zwykle w ostatni weekend wakacji suniemy w lubuskie. W tym roku, z racji obecnosci dodatkowej puli urlopu, mozemy wyruszyc juz w czwartek.

Zajezdzamy do miejscowosci Przewóz. Miasteczko wyglada sympatycznie, jest jakos tak pyliscie i pusto. Przez droge przebiega nam jakis starszy facet ubrany dosc kolorowo, z broda do pasa i bańką jak na mleko w reku. Czarny kot ponoc przynosi pecha- ale kolorowy dziadek to chyba na szczescie? Ide do spozywczaka. W tle gra "Warszawa" T-Lovu. Radio czasem sie zacina i powtarza lub rozciaga sylaby- zupelnie tak jak nasze w skodusi. Przede mna stoi jakas starsza kobita. Mowi do ekspedientki "poprosze papierosy". Dziwne troche, zwykle chyba ludzie podaja nazwe firmy np. zielone Malboro, ale widac wszyscy sie tu znaja i w sklepie wiedza co babinka pali. Sprzedawczyni bez slowa schyla sie pod lade i wyciaga zestaw kilkunastu lyzeczek, starannie zaspawanych na tacce. Podaje je babci, a tamta bez slowa je chowa do torebki. Poczulam sie troche nierealnie. Rozgladam sie za ukryta kamera.

Kolo Łęknicy odwiedzamy tereny dawnej kopalni Babina. Pozyskiwano tu wegiel brunatny. W latach 1920-1973 bylo tu prowadzone wydobycie zarowno podziemne jak i odkrywkowe. Po dawnych czasach zostaly ruiny kilku szybow oraz kilkanascie jeziorek zalewajacych dawne wyrobiska. Sporo jeziorek ma silnie kwasny odczyn, ciekawe kolory a brak w nich zab, ptactwa czy popularnej wodnej roslinnosci swiadczy rowniez o malych walorach kapielowych dla zwyklych smiertelnikow (dla sympatykow przezyc ekstremalnych jeziorko o ph2 moze byc wyzwaniem )

W miejsce to trafilismy niestety troche za pozno. Kilka lat temu teren zostal zagospodarowany w sposob popularny dla dzisiejszych czasow tzn. rowne szerokie alejki, laweczki, lasy tablic, płotki po horyzont ktore szlag wie co od czego maja odgradzac.. Miejsce i tak zachowalo wiele uroku (moze dlatego ze bylismy tam w czwartek i spotkalismy na trasie tylko okolo 10 osob?). Ale caly czas dreczylo nas pytanie- jak tu bylo zanim wjechaly spychacze i tony lakierowanego drewna? Gdy przedzierajac sie chaszczem nagle dochodzilo sie na martwa plaze jeziora o kolorze oglednie mowiac niecodziennym?

Przed nami roztacza sie widok na najwieksze zalane wyrobisko zwane Afryka




oraz jakis wielki dymiacy zaklad przemyslowy znajdujacy sie juz po stronie niemieckiej



W inne strony tylko zielona lubuska klasyka- lasy, lasy i jeszcze wiecej lasu



Obiektem nowej architektury najbardziej wlazacym w oczy jest wieza widokowa. Jej wyzsze pietra rokuja nienajgorzej noclegowo.





Cala linia brzegowa najwiekszego z jezior to roznoksztaltne piaskowo- gliniaste piramidy i przedziwne formy jakby postrzepionych skal albo wyplukanych woda lejow i dolin.












"Plaze" tez przyroda pomalowala w rozne desenie.




Kolor przybrzeznych czesci jeziorka jest rudoczerwony i nie widac zadnych zyjatek. Zanurzylam jeden palec- nie rozpuscil sie.








Nad stawem stoi nowa wiata. Na nocleg pewno by sie nadala - acz niestety nie ma podlogi. Stoly dosc waskie.



Z przeciwleglego brzegu woda nabiera bardziej teczowego wygladu.



Kawalek dalej wybija zrodlo. Kolorowe osady na jego zboczach i bugoczaca czelusc odrobine przypomina mi Istisu i tamtejsze cieple zrodla.




Czesc wyplywajacej wody przybiera desenie jakby kto benzyne rozlal- acz chyba zadna benzyna nie uklada sie tak ladnie. Na tablicy napisali ze to wykwity jakis bakterii zelazowych






Niektorzy totalnie olewaja piekno okolicy i usmiechaja sie jedynie do slonca i wlasnych snow..



Kolejne jeziorko tez jest rudo-rdzawe



a jeszcze kolejne porosniete kilkutami padlych drzew. Wszystkie drzewa sa pasiaste.






Jest tez jeziorko z drzewami lekko zielonkawe



Nastepne stawy sa utrzymane w tonacji zielono- niebieskiej. Sa chyba zdecydowanie mniej kwasne bo bujnie porasta je normalna nadwodna roslinnosc a nawet slychac zaby.





Jedno jest pewne- jak kiedys trafie w koncu nad kolorowe jeziorka w Rudawach Janowickich to one chyba nie zrobia juz na mnie wrazenia.

Nie przeszlismy calej trasy- jeszcze kiedys tu wrocimy poszukac szybow i sztolni upadowych. Tymczasem dostajemy wiadomosc od znajomych ze czekaja juz na nas w umowionym miejscu.

Popoludniem spotykamy sie z Ziuta, Grzesiem i Magda a wieczor mija nam na wyciu do gitary miedzy pieczona karkowka a oscypkami

A! Mielismy dzis jeszcze jedna ciekawą przygode. Na autostradzie. Gdzies w przepastnych lasach, niedaleko zjazdu na Swietoszow, na pasie awaryjnym stoi jakis koles i macha. Obok zaparkowany samochod na brytyjskich blachach. Moze cos sie stalo? Stajemy aby zapytac. Gosc nie mowi po polsku. Jego wyglad raczej nie swiadczy o angielskim rodowodzie z dziada pradziada a raczej o wedrowce ludow z poludnia. Koles w dosc nieskladny i pelen sprzecznosci sposob przedstawia nam swoja historie. W aucie zostaly mu dwa litry benzyny. Musi dzis (koniecznie dzis) dojechac do Warszawy (lub Diseldorfu- bo padaly dwie wersje) aby tam sprzedac samochod. Problem w tym ze nie ma kompletnie kasy na tankowanie. Bedzie mial dopiero jak spieniezy auto. Prosi nas o pozyczke kilku stow - a w zastaw chce dac rzekomo zlote lancuchy i zegarki ktorymi jest dosc poteznie obwieszony. Twierdzi, ze za kilka dni dostarczy zwrot gotowki w kazde umowione miejsce na terenie Polski badz Niemiec. Obiecuje tez jakies premie za pomoc. Facet najprawdopodobniej jest oszustem, iles razy spotykalo sie takich w miescie, w pociagach czy na stacjach benzynowych ktorzy chcieli sprzedac zlote ozdoby ktore ostatecznie okazywaly sie tombakiem. Tu jednak zostala zastosowana ciut inna taktyka- "na pozyczke". A moze gosc rzeczywiscie jest w potrzebie? Moze jestem naiwna ale zawsze staja mi przed oczami sytuacje jak zbieralam w Sanoku na PKP na bilet do domu, albo we Wroclawiu prosilam o pozyczke na futrzana czapke. I trafilam wtedy na dobrych ludzi. Juz nie wspomne o dziesiatkach osob ktore nas karmily, poily, wozily i nocowaly w roznych Ukrainach, Gruzjach i Armeniach. I jakos zawsze mam dziwne poczucie, ze za to wszystko mam do splacenia dlug wzgledem innych. Ostatecznie po dlugich rozmowach, ktore w miare uplywu czasu sa coraz bardziej zagmatwane i absurdalne, decydujemy sie dac gosciowi tyle, zeby zdolal dojechac do najblizszego miasta - Żar lub Żagania (20zl). Jesli jego historia i zloto sa prawdziwe - to tam znajdzie sobie lombard, zastawi zloto i dojedzie handlowac gdzie mu sie spodoba. Jesli jest oszustem to musi dalej polowac na jelenia!

Zegnamy sie milo i suniemy dalej rozwazajac kogo tak naprawde spotkalismy. Gosc mial troche wyglad gangstera- opalony, biala koszula, ciemne okulary, grube zlote lancuchy. Moze buchnal gdzies auto i okazalo sie ze z pustym bakiem? grunt mu sie pod nogami pali, woli stracic zlote ozdoby a przynajmniej uratowac trefny samochod i wlasny tylek? A moze sciga go jaka mafia i probuje czmychnac jak najszybciej do Niemiec?

Ciekawe czy biorac zloto bysmy tylko stracili kase czy moze pare km dalej jacys jego kumple probowali by je odbic?

cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz