bubabar

poniedziałek, 7 września 2015

Sudety - Bystrzyckich przygod trójkołowca ciag dalszy... (2015)

W pewna wrzesniowa sobote wyruszamy sobie z Pokrzywna. Tuptamy w strone malego lesnego przysiolka zwanego Huta. Droga ktora idziemy okazuje sie byc brukowana. (a moze to nie bruk a wyschłe koryto potoku? ;) )Pchanie wozka po owym bruku pod gore jest lepsze niz silownia! Po kilometrze sie poddaje - nie dam rady, juz nie czuje łap a do celu daleko! chyba musimy oddac pojazd do mechanika- podniesc zawieszenie i dac lepsze resory! A ja tak kiedys chwalilam niemieckie bruki ze takie rowne i przez 70 lat sie nie rozłażą. Ten bystrzycki znacznie bardziej przypomina ukrainskie trakty na Polesiu ktore wszyscy od rowerzystow po furmanki omijaja rowem po piachu! Tu na szczescie momentami tez sie tak da.




W rejonie wystepuja dziwne szlaki.

Na calej dzisiejszej trasie spotykamy dwoch turystow pieszych, trzech rowerzystow, jedna wiewiorke, jednego zajaca i trzy sarny.

Gdzieniegdzie miedzy drzewami majacza jakies widoczki



ale glownie las, las i las. No i troche kamulcow








acz drwale szaleja, miejscami wiecej drzew lezy niz stoi... :(



chrustu na ognicho tez by nie braklo

Mijamy skalke przydrozna pelniaca role przedwojennego pomnika


Z Łomnickej Rowni rozciaga sie widok na troche wieksza okolice. Troche mnie martwi wyjatkowo dobra widocznosc. Pachnie to zwykle tym ze nam jutro kupry zmokna...


Ale poki co wylazi slonce, robi sie przyjemniej (dzien od rana byl chlodny), mozna sie powygrzewac na splowialej trawie, zdegustowac jakas wałówę zagapiajac wzrok gdzies w dal


Niedaleko stad zwraca uwage mala kapliczka. Jej wykonawca czy odwiedzajacy widac byli sympatykami ozdob ktore oferuje sam las..


Huta to kilka domow, poręby, pyliste drogi, rozlegle łąki





Tu spotykamy kolejny nietypowy "szlak". Tak jak ogolnie nie jestem milosniczka tego typu wynalazkow i przystrajania tym drzew na kazdej gorce i przy kazdej sciezce- to ten nawet mi sie w miare podoba. Ciekawe kto go zapodal i dlaczego...


Dalej mozna spotkac cztery bystrzyckie stwory. Polowa z nich nosi kapelusze.



Zaraz obok stoi kapliczka


Fajne sa te okolicze nazwy drog i sciezek- "Sciezka Wielkiego Strachu", "Wiecznosc", "Droga Zbłąkanych Wedrowcow". Ktos chyba musial miec niezla faze jak je wszystkie tu wymyslal :) My podążamy ta zwana "Wiecznosc". Czy dlatego taka nazwa ze taka prosta,niknaca na horyzoncie, jakby niekonczaca sie?

Przy drodze wpada tez w oko tajemniczy, jakby wypalony krąg.


Blizsze zaznajomienie pokazuje ze to roslinki- o kolorze odcinajacym sie od reszty i kupiace sie w kolistej kolonii.


Na kazdym kroku nie brakuje tez innych ciekawostek ubarwiajacych jednolita monotonie lasu.





resztki ziemianki? ciekawe ile lat temu mozna tu bylo jeszcze sympatycznie i sucho kimnac...


tu chyba kiedys byly jakies napisy- ktos wie jakie?

Z niektorych lesnych drog w rejonie probuja robic autostrady. Dobrze ze jeszcze nie ma bramek i zjazdow z macdonaldem...

Jedno z naszych upatrzonych miejsc biwakowych zostalo troche zdemolowane przez scinajacych drzewa :( Jeszcze w maju spalismy tu przysypani pylkiem okolicznych drzew. Teraz i drzew wokol mniej a i stol spotkal zly los...

Cienie zaczynaja sie robic dlugie...

W nocy pogoda sie spaskudza. Poranek jest zimny i wietrzny. Niebem zasuwaja czarne chmury, czasem blysnie slonce ale czesciej pada. W miare mijania godzin jest coraz gorzej i gdy w koncu decydujemy sie wyruszyc na wycieczke to odbijamy sie od zwartej sciany deszczu i szybko uciekamy spowrotem do skodusi. Upaly mowili... Susza mowili... Ocieplenie klimatu mowili.. Anomalie mowili.. Choc z tymi anomaliami to cos jest na rzeczy. Na polu namiotowym przy dawnej lesniczowce zakwitly krokusy. W maju ich nie bylo- widac to wrzesniowa odmiana. Nic bym nie miala przeciwko temu zeby po lecie przychodzila wiosna! Potem ta tendencje zapętlic i mozna wreszcie jakos zyc!


Jako ze po zimnych mokrych gorach chodzic nam sie nie chce to jedziemy do Wambierzyc- widzielismy plakaty o dozynkach! Po drodze w Radkowie kamien z tablica o "zabytku przyrody z XVII wieku"- ze niby co? ten kamien sam w sobie? czy ta tuja obok?

A wracajac do dozynek... Wiedzialam ze zeszlotygodniowy Chocicz nam wysoko postawil poprzeczke. Wiedzialam ze turystyczna miejscowosc u podnoza Gor Stolowych nie moze sie rownac z mala wioska zagubiona wsrod lubuskich lasow.. Slyszalam ze wczoraj żul w Radkowie pod "Szarotka" mowil "Bedzie kicha. Ja wam mowie ze bedzie kicha nie dozynki. Jakie dozynki- jak tam nawet traktora nie maja w tych Wambierzycach!". Wszystko rozumiem. Ale bez jaj... Zajezdzamy zatem do miasteczka. Kukły z siana jakies takie marne i bez specjalnego pomyslu. Wygladaja troche jak zombi na dozynkach widmo ;)


Dlugo nie mozemy znalezc gdzie impreza sie miesci- bo chyba nie w kosciele? ;)

Straz miejska nas zawraca- ulica zamknieta, nie ma wjazdu na dozynki, trzeba parkowac tu pod klasztorem. Parking platny oczywiscie. Trzeba szukac gdzies uliczkami, a wszedzie nabite jak szlag... Deszcz sie wzmaga. Ide zobaczyc na gorke czy wogole warto... Kabaczki jak widac obrodzily tego roku ;)

Wieje. Łopocza płotna i plastiki sceny, wiat i kramow. Podchodze do pierwszej z budek, gdzie dwoch mlodych mnichow probuje poderwac sprzedawczynie. Bajeruja mocno chwalac sie jakimis klasztornymi wyrobami gdzie "zero chemii".

Nabywam miod pitny, jako ze stoisko reprezentuje jakas okoliczna pasieke. Wiadomo ze wyroby pszczele sa zdrowe a w postaci plynnej srodki odzywcze przyswajaja sie najlepiej. Dalej jakos tak pusto.. Wyludnione kramy, opuszczony dystrybutor do piwa, wygaszone grille. Strazacy pakuja stoly i ławy do aut. Pytam o co tu chodzi? Dozynki odwolane, zalalo mikrofony i glosniki. Nie ma mikrofonow nie ma dozynek. Pod ociekajacymi deszczem plandekami grupa starszych ludzi w ludowych strojach zapodaje jakies przyspiewki. Dla siebie i miotajacego wszystkim wiatru. W miare jak strazacy zwijaja kolejne czesci prowizorycznych dachow, grupka zbija sie w coraz ciasniejszy krag... Kawalek dalej, ciut na uboczu ale z widokiem na wszystko, pod drzewem ktore juz dawno zaczelo przemakac, stoi kilku miejscowych. Cos trzymaja w rekawach, kieszeniach i reklamowkach. Od czasu do czasu przykladaja to do ust i wtedy smieja im sie oczy. Kiwaja do mnie glowami' "dozynki nie-dozynki, wypic trzeba". Jak trzeba to trzeba- zatem zdrowko!