bubabar

piątek, 3 lipca 2015

Ukraina - Błekit i zieleń - Szackie Jeziora, poleskie wioski nad Prypecią (2015) cz.2

Wieczorem na malej, piaszczystej, pustej drodze, opatrzonej zakazem wjazdu, tej ktora przebiega kolo pola namiotowego, robi sie spory ruch. Auta osobowe, motory, dostawczaki. Wiekszosc jedzie szybko i na zgaszonych swiatlach. Ruch odbywa sie w obie strony. Pojazdow mija nas chyba kolo 20 w ciagu 2 godzin. Nie byloby to niczym dziwnym gdyby nie to ze wczesniej nie jezdzilo kompletnie nic. Z mapy wynika ze kilka km w tamta strone jest srodlesne jezioro Moszne a kawalek dalej granica z Bialorusia. Rano budziki dzwonia bardzo wczesnie jak na nas- 7:30. Jedziemy na bazar do Szacka. Okolice przybazarowe to jakies stare pofabryczne hale ktore szlag wie jakie teraz funkcje pelnia, jakies skladziki, osiedla blokow gdzie miejska zabudowa i styl zycia miesza sie z wiejskim



Targ to normalnie cudownosci! Kupujemy mleko, ser, maslo, smietane, zielenine, pomidory i dwa domowe dzemy- z jagod i kliukwy. Wszystkiego oczywiscie mozna poprobowac- w procesie wyjadam chyba 6 lyzek roznych dzemow i ogolnie jestem tak zaslodzona ze juz przestaje rozpoznawac smaki. Dzemy bylyby pyszne jakby dodawali ciut mniej cukru.. Ale moze tutaj tak lubia? jak nawet herbate slodza 3 lyzki a ktos proszacy o takowa nieslodzona jest postrzegany przynajmniej jak jednorozec? Mozna tez nabyc rozliczne przetwory zamkniete w czelusciach sloikow- marynowane grzybki, ogorki, patisony, papryki,kompoty... Jest tez sało w ogromnych slojach ale to kupimy jak bedziemy juz wracac w strone Polski.


Jest tez caly sektor rybny- zywe, wedzone, suszone.. Wegorze, sumy, byczki, karpie… Kazdy zachwala swoj towar, prezentuje ryby wyjmujac z wiaderek i obracajac w rekach dookola, z kazdym mozna chwile pogadac. Oczy by zjadly wszystko, ceny nie sa wysokie, ale zdajemy sobie sprawe ze jak kupimy za duzo to na takim upale w skodusi wszystko sie zepsuje.. Trzeba sie wiec miarkowac mimo ze kazda ryba usmiecha sie na swoj sposob a czasem nawet macha zalotnie ogonkiem ;)





Jest tez sektor zywej chudoby. Niestety tylko ptactwo, ale w szerokim asortymencie. Kury dorosle i w postaci pisklat w roznym stadium rozwoju, kaczkowate podobnie. Jakies gesi i indyki takze acz juz wybor jest mniejszy. Klatki, kosze, pojemniki jak na pomidory trzesa sie od pipiskiwania, gdakania, kwakania, kwikania. Towar mozna ogladac, brac do reki, wybierac. Sprzedawca wskazane przez klienta ptactwo pakuje do kartonowych podziurkowanych pudel. Mozna rowniez przyjechac ze swoja klatka albo zakupy umiescic po prostu w bagazniku auta lub na tylnym siedzeniu, co sporo osob czyni. Przypada mi do gustu jedna laciata kaczuszka. W odroznieniu od innych sie nie boi, mozna ja poglaskac. Tylko co ja z nia zrobie? W latach 50 tych w Nowej Hucie ponoc hodowano kaczki i prosieta na balkonach w bloku ale w Olawie niestety obecnie nie ma takich zwyczajow... Kaczuszka musi zostac :(








Przybazarowy kot towarzyszy nam od kiedy kupilismy ryby. Nie spuszcza z oczu naszej siatki. Odprowdza nas az na osiedle gdzie zostawilismy skodusie. A w ten sposob patrzy na bagaznik w ktorym ostatecznie zostaly zatrzasniete rybki. Ten wzrok mowi wszystko!

Wogole kotek wyglada jakby go ktos ostatnio przystrzygl i robil to jakos na szybko ;) Wyraznie widac slady ciachniec nozyczkami. Moze ktos sie zlitowal aby mu nie bylo za goraco w upaly w takim bujnym futrze? albo wpadl do jakiejs smoly i sobie upaskudzil futerko w sposob niemozliwy do odczyszczenia?

Na pierwsze sniadanie zatrzymujemy sie nad jeziorem Świtaz, w przysiolku Szacka zwanym Grjada. Jest to turystyczno-wypoczynkowa czesc miasta, tworzona przez same bary, kempingi, drewniane podesty dyskotek i bazy oddycha. Teraz to jeszcze jest w wiekszosci nieczynne, puste, ale widac juz pierwsze przygotowania do sezonu. Kazdy kemping wyglaga tak ze chcialoby sie w nim zanocowac- stare domki w cieniu sosen i pachnacych krzewow, zarosle trawa betonowe chodniczki, zasypane igliwiem dachy i stoly. I pylista droga pomiedzy. I place zabaw z hustawkami z grubego metalu i karuzelami z prawdziwego zdarzenia. Normalne place dla normalnych dzieci. Teren jak ze wspomnien z najlepszych wczasow i zielonych szkol z dziecinstwa, jak swiat ktory z roku na rok znika z polskiej rzeczywistosci ale nie znika z moich mysli i marzen. Kazdy moment gdy go widze jak zyje i ma sie dobrze powoduje wielka radosc. A tu jeszcze mamy tyle pysznego zarcia!




Wybieramy fajny pomost, chleb smarujemy maslem chyba na centymetr, geby napychamy dzemem i wlewamy ogromne ilosci mleka. Slonce zaczyna prazyc coraz bardziej a falki jeziora pluskaja wokolo. I tylko cisza i kwiki ptactwa, czasem przerywane naszym donosnym mlaskaniem.




Idziemy daleko w jezioro, woda wciaz do kolan, ale dzis sie zawzielismy. Udalo sie wreszcie znalezc troche glebi ale prosto nie bylo! Dno pokryte sfalowanym piaskiem i migoczacymi zajaczkami slonca.


Gdzies na srodku jeziora przyplywa do mnie ryba. Podobna troche do pstraga, z bokow ma czerwone plamki. Jest wyraznie towarzyska, kilkakrotnie traca mnie pyszczkiem. Probuje ja zlapac, doholowac do toperza i mu pokazac. Jest jednak sliska i wysmykuje sie z rąk. Po kazdej probie zlapania albo dziubniecia palcem ucieka ale po chwili wraca. Jak stoje - ucieka. Jak plyne to ona plynie kolo mnie trzymajac dystans okolo pol metra. Jak zmieniam kierunek to ona tez. Jeszcze nigdy nie udalo mi sie zaprzyjaznic z ryba! Ostatecznie wylaze na brzeg. Nowa znajoma odprowadza mnie do miejsca gdzie woda jest do pasa i tam zostaje. Dosc dlugo plywamy i zdazylismy w tym procesie zglodniec ;) Trzeba poszukac jakiegos fajnego miejsca na drugie sniadanie ;) Zatrzymujemy sie na lesnym placyku niedaleko jeziora Peremet. Obszar miedzy szumiacymi sosnami zajmuja wiaty, laweczki, zarosniete rzezby. Na nocleg tez by sie cos tu znalazlo. Jest tez kibel slawojka a w nim gniazdo os.




Idziemy do lesnego jeziorka Peremet. Brzegi jego sa muliste i porosle sitowiem. Zeby sie nie zapadac w bloto budujemy sobie pomost z desek i butelek po piwie. Woda jest metna, zielona i ladnie pachnie wodorostem. W porownaniu z Pisocznym i Switezia jest dosc ciepla.


W kolejnej odwiedzonej wiosce Pulemet jest spora murowana cerkiew i dwa sklepy.



Pod jednym opijamy sie kwasem a wokol chodzi sporo kur. Gdy wchodze do sklepu to sprzedawczyni dyskutuje z dwoma lekko podpitymi panami na temat polityki, zarowno ogolnokrajowej jak i lokalnej. Padaja stwierdzenia “wymienilismy rzady zlodziei na rzady mordercow”, “teraz to tylko Bog moze nas uratowac, bo ludziom to juz od dawna nie ma co ufac”, “lepiej juz nic nie zmieniac, nic nie dotykac, zeby tylko nie bylo gorzej”.. Cos bylo tez o nowych samochodach jakiegos senatora z Szacka, do ktorego chyba cala trojka nie pała szczegolna sympatia. Niestety na moj widok wszyscy jak na komende milkna, rozgladaja sie badawczo, po czym zmieniaja temat. Zaczynaja jakas kwestie o urodzie i czystosci okolicznych jezior. I o tym ze dobrze bierze ryba, zwlaszcza z rana i po deszczu. Droga przez wies- nie wiem czemu ja tak lubie slupy i kable ;)

Miedzy sklepami a cerkwia jest strzalka “do jeziora”. Chyba zbyt duzo turystow wjezdzalo komus na podworko bo miejscowi to raczej wiedza gdzie jest jezioro i nie trzeba im tego pisac na desce.. Jezioro zwie sie Pulemeckie i prowadzi do niego trawiasto-koleiniasta droga ktora na pewnym etapie plynnie przechodzi w łake. Majac obawy aby łaka plynnie nie przeszla w jezioro zostawiamy skodusie gdzies na srodku, w kepie jaskrow, i dalej tuptamy pieszo.


Woda znow plytka jak w Switezi tylko brudniejsza. Na brzegu dominuja rybacy. Mlodziez tez lgnie do tego procederu. Maly chlopczyk cos ochoczo repeci przy lodce zostawionej w trzcinach, pluska woda, chrzaka- myslalam ze sie bawi. Z pol godziny tam siedzi w milczeniu. A potem nagle wybiega z trzcin z siecia wolajac na cale gardlo “tato! zlapalem cztery!!!!!” Nie widze w sieci czy to jakies rybki, raki czy robaki. Ale chyba cos cennego bo widze ze ojciec go chwali i wspolnie wpuszczaja to cos do duzego przykrywanego wiaderka. Po gebie dzieciaka widac straszna dume. Ponownie biegnie z siecia w sitowie i niknie miedzy pałkami..

Ktos ze znajomych mi ostatnio mowil ze dziecka nie mozna zabierac na ryby, chyba ze sie ma ze soba tablet z kreskowkami. W innym przypadku dzieciak sie nudzi, wyje i ogolnie nie daje zyc ani wypoczywac. W jeziorze wystepuja zyjatka nie tylko interesujace dla ludzi- rowniez łabedzie ochoczo poluja:

Inny rybak dosiada łodzi stojacej przy brzegu, wylewa z niej wode najpierw ja przechylajac a potem kubeczkiem. Odplywa kawalek i zaszywa sie w trzcinach.



Zauwazylam ze prawie wszystkie zacumowane przy brzegach lodki sa pelne wody. Nie wiem czy tak przeciekaja ze zostawione na wodzie natychmiast ją zasysaja? czy moze wlasciciele specjalnie nalewaja do lodek wody zeby sie np. nie rozsychaly?

Prawie nad kazdym jeziorem wystepuje kibelek slawojka oraz przebieralnia. Bardzo przydatne w czasie pobytu. Zbudowali je chyba 20 lat temu i tak sobie stoja. Szacki swiat widziany z kibelka:

Przy skrecie na Rostań znow placyk dla turystow. Przypada mi do gustu lawka z plastrow drzewa i wiata!


Juz oczyma wyobrazni widze w niej nasze karimaty! wrecz ideal wiaty…. ale juz ja zasiedlily mrowki. Juz maja zaczete mrowisko… Skubane.. Pod daszkiem sobie zaparkowaly..

W Rostani jest dom w ktorym mieszkal chyba Polak, bo opisany naszym alfabetem. Obecnie domek niezamieszkaly, drzwi zamkniete zardzewiala klodka.


I znow cerkiew, i znow niebieska.



Z malego cmentarzyka patrza na nas powazne oczy dawno zmarlych mieszkancow. Jakos strasznie lubie takie stare, wybladle zdjecia. Najbardziej takie ktore przedstawiaja cala postac, a nie tylko twarz. A najlepiej jak zalapalo sie jeszcze jakies tło.


Jest tez pomnik, a jakze! Ciekawe czemu tu w kazdej wsi jest porzadny uklon w strone gierojow a np. w Karpatach tak nie ma? czy tez bylo ale gierojow przepedzili? czy z jakis powodow tamci obywatele mniej sie wslawili na wojnie i w krzewieniu radzieckiej wladzy? Ciekawe co kiedys znajdowalo sie pod reka zolnierza? Bo jest na tyle nienaturalnie wygieta ze to nie moze byc przypadek i pelna konstrukcja... No i zolniez wciaz spoglada w tamta strone...

Mozna sie poczuc jak na chorwackim wybrzezu- tu tez sa palmy jak w Tucepi!

W Zatiszju nie chce sie nam juz szukac jeziora Łuka. Za to chce sie nam zjesc loda ale sklepik jest zamkniety.


Po wiosce jezdzi mala dziewczynka na wielkim rowerze. Aby dosiegnac do pedalu musi druga noga zawisnac kolanem na ramie- wtedy dotyka pedalu palcami. Radzi sobie swietnie, rowniez na kocich łbach i piachu. Zastanawiam sie czy jezdzac pod rama nie byloby jej wygodniej? Ciekawi nas tez jak ona dosiada tego roweru- po plocie albo drzewie? Dziewczynka (o zgrozo!) jezdzi bez kasku! Zapewne wszyscy swiadomi, odpowiedzialni i nowoczesni rodzice zamieszkali na zachod od Bugu czytajac ta herezje wlasnie schodza na serce z oburzenia ;)

Nie wiem czemu tu w rejonie jest zwyczaj zeby kupowac drewno na ognisko i przywozic go na biwak w samochodzie. Widzielismy kilka ekip ktore wlasnie tak postepowaly. Nikt nie zbiera chrustu w lesie, mimo ze lezy go pelno i nigdzie nic nie pisalo aby takie zbieranie bylo zabronione. W Szacku i Switazi pytano nas kilkukrotnie czy nie chcemy kupic drewna. Dziwna moda! Proceder jest chyba jednak na tyle popularny ze owo drewno jest wozone tam i spowrotem na otwartych pakach aut i furmanek. Wczoraj zbieralismy chrust w lesie, jak zawsze mielismy w zwyczaju. Dzis postanawiamy objac inna taktyke. Kupa solidnych belek i dech lezy w calym rejonie na szosach. Widac wykocily sie z transportu. Zatem dzis pozyskiwanie drewna bez wysiadania ze skodusi! Nie bedziemy sie wylamywac z lokalnych zwyczajow! ;)


Wracamy nad jezioro Pisoczne. W dali slychac odglosy strzalow. Jakby nie wiatrowka na kaczki tylko jakis wiekszy kaliber. Cos jakby armata! Albo mysliwi wylegli wieczorem na grubego zwierza albo front z okolic Debalcewa przesunal sie nieco na zachod ;) Na kolacje pozeramy wedzonego wegorza. Zagryzajac byczkami.



Dwa smoki

Wieczor jest sloneczny, upalny i meszki gryza jakby sie wsciekly. Kurde!!! Toz to nie Syberia? czemu one tak żrą? cdn

1 komentarz: