bubabar

poniedziałek, 30 stycznia 2017

Czas nie goni nas cz.57 - Ukraina, baza rakietowa

Nie przepadam za zwiedzaniem muzeow ale czasem zrobie wyjatek. Tak bylo wlasnie w tym przypadku, gdy postanowilismy obejrzec jedno takie muzeum w rejonie Pierwomajska a dokladniej wsi Pobuzkie. Takie przynajmniej mielismy namiary, ze w tym rejonie nalezy szukac. Pobuzkie znalezlismy- wioska i ogromne jak na taka mala miejscowosc zaklady przemyslowe, wiec poczatkowo one sciagnely nas w swoja strone.
Jak sie okazalo tam miejsca naszych poszukiwan nie bylo i odnalezlismy je dopiero w polach po drugiej stronie drogi. Jak widac i do teraz- zmylenie wroga sie udalo! "Wrog" pojechal jak cma w strone dymu kominow podczas gdy tajny obiekt spokojnie siedzial w kukurydzy.
Owo muzeum wojsk rakietowych ponoc jest unikalne i nie ma wiecej jego odpowiednikow na swiecie. Przynajmniej tak napisali w reklamowym folderku i podkreslaja to podczas zwiedzania w przynajmniej co trzecim zdaniu.

W moim opisaniu moze byc duzo niescislosci i błędow- nie sluzylam w wojsku, nie znam sie na rakietach. Moje zainteresowania militariami sa bardzo powierzchowne i zwykle sprowadzaja sie do ulubienia dla imprez i noclegow w ciemnych wnetrzach bunkrow czy radosci z wygrzewania na cieplych blachach czolgow ;)

Za czasow radzieckich w bunkrach i podziemnych schronach w rejonie Pierwomajska siedzialy poukrywane jądrowe rakiety miedzykontynentalne i czekaly az jakis desperat postanowi nacisnac guzik. Muzeum utworzono w 2001 roku kiedy jednostka wojskowa zostala zamknieta. Oprowadzajacymi sa emerytowani oficerowie dawniej stacjonujacy w tej bazie, wiec pewnie dlatego maja w krwi nieodpowiadanie na niektore pytania, ktore im sie zadaje lub odpowiadaja wymijajaco lub zupelnie nie na temat.

Obecnie (przynajmniej oficjalnie) nie ma juz na Ukrainie zadnej broni jadrowej. Wszystko zostalo wywiezione z terenow Ukrainy w latach 90 tych, a w zamian zostala im obiecana gwarancja nienaruszalnosci terytorialnej w granicach dawnej republiki. Podpisalo sie pod tym pol swiata, bo i Rosja, i Europa, i Amerykance, i Chinczyki... Co sa wazne takie "umowy" i co mozna sobie nimi podetrzec- pokazal czas...

Na muzeum sklada sie baraczek, w ktorym sa wyeksponowane rozne tablice, dokumenty, stare motory, propagandowe plakaty, obrazy bitewne i sztandary z Leninem. Tu mozna obejrzec makiety, schematy i zdjecia miejsca, w ktorym sie znajdujemy.
Tu wysluchujemy dlugiego przemowienia oprowadzajacego, ktore nudzi nie tylko mnie, ale miejscowych turystow rowniez. Ponadgodzinne sluchanie o szczegolowych danych technicznych i specjalistycznych funkcjach poszczegolnych sprzetow dla wielu ludzi ktorzy nie sa jakimis obłakanczymi fascynatami jadrowych rakiet i pragna poznac zastosowanie kazdej najmniejszej srubki - zaczyna byc lekko nuzace. Wiec wiekszosc zaczyna ziewac, szurac nogami, spogladac na zegarki a kilkoro zwiedzajacych dzieci raz po raz dopytuje "kiedy zjezdziemy do bunkra?". Bo chyba wlasnie po to wiekszosc tu zgromadzonych przyszla.

Z ciekawszych rzeczy padaja informacje, ze wieksze z rakiet palily 100 litrow paliwa na sekunde. Baza w ktorej sie znajdujemy stanowi jedynie centrum sterowania a sztolnie z siedzacymi we wnatrzu rakietami gotowymi do wystrzalu byly rozrzucone po okolicznych polach na przestrzeni 30 km. Calosc otaczalo kilka plotow drutu kolczastego, normalnie pod napieciem 800 wolt, acz z przygotowaniem, ze w razie podwyzszonej bojowej koniecznosci mozna zwiekszyc do 3 tys wolt.

Sporo wystawki jest poswiecona odziezy ochronnej pracujacych przy rakietach zolnierzy. Ponoc komponenty paliwa rakietowego byly tak trujaca substancja, ze jedna kropla upadnieta na skore mogla spowodowac smierc. Sa tez wystawki bardziej luzno zwiazane z baza - o wspolczesnych silach zbrojnych Ukrainy, o poczatkach produkcji radzieckich bomb atomowych, o Hiroszimie i Nagasaki itp

A tak ponoc wygladala glowna bohaterka- rakieta.
Potem idziemy poogladac tabor samochodowy zwiazany z baza. Sa wiec ogromne maszyny МАЗ sluzace do wyciagania ze sztolni i przewozu dlugasnych rakiet (nie wiem jak toto zakrecalo). Autko z ładunkiem wazylo ponad 250 ton. Jak to jechalo? Tego chyba zaden most nie wytrzyma?
Jest tez cala aleja silnikow rakietowych i innego wszelakiego zelastwa.
Sa tez jakies wyrzutnie oraz sprzety zwiazane z klimatem wiec rozniste czolgi, pojazdy pancerne, armaty itp. Fajne jest, ze mozna na kazdy eksponat wylezc, wejsc do srodka, usiasc i posiedziec ile sie chce, pokrecic korbami, rowniez takimi ktore np. podnosza lufe. Krecimy wiec obie z kabaczkiem czym popadnie a radosne piski niosa sie wokolo. Niemowlaka widac bardzo cieszy zgrzypienie nienaoliwionych kawalkow a i chyba zapach smarow i rdzy bardzo ciekawi bo caly czas niucha noskiem i rusza nim jak kroliczek.
Zagladamy w czelusc tuleji w ktorej niegdys siedziala rakieta. Teraz dziura jest tylko na 6 metrow. Pozostala czesc jest zalana betonem. Po co? nie wiadomo, ale ponoc taki byl wymog i koniecznosc przy zamykaniu bazy.
Maja tu tez maszt, do czego sluzyl nie pamietam, ale jest krzywy specjalnie. Bo ponoc proste maszty tego typu moga byc tylko w czynnych bazach.
Na koniec wreszcie to na o wszyscy czekali- podziemne centrum dowodzenia! Najpierw wchodzi sie do komory zajmujacej sie napowietrzaniem, regulacja temperatury i wilgotnosci wewnatrz kapsul i sztolni. Wiatraki i wszelakie mechanizmy po wlaczeniu robia niesamowity halas! Nawet duzo wiekszy niz nasz ulubiony odkurzacz-ogorek ;)
Potem jest dlugi korytarz z roznistym orurowaniem, ktory bardzo przypomina mi ten pod radarem w łotewskim Irbene, gdzie calą ekipa sie pogubilismy [tzn. mielismy male problemy z wyjsciem tzn otwarciem drzwi wyjsciowych] przyprawiajac obsluge radaru prawie o zawal. Tu jest mniejszy klimat bo idziemy z przewodnikiem nie sami ale korytarz podobny. A! I tu jest oswietlenie..
Drzwi to tu maja calkiem solidne
Na koniec docieramy do zawieszonej w studni metalowej kapsuly, ktora ma 12 pieter i 33 metrow glebokosci i wazy ponad 120 ton. Tu schemat obiektu:
Wlasnie tam na dole znajdowal sie ow przycisk mogacy zmienic losy swiata. Na kazdym pietrze jest okragly pokoj wypelniony aparatura sterownicza rakiet lub innymi sprzetami koniecznymi dla zycia obslugujacych- jest np. kibel, lozka pietrowe itp. W ramach wycieczki zjezdza sie tylko na przedostatnie dolne pietro a jeszcze na kolejne przechodzi drabinka. Zjezdza sie fajna winda- klatka gdzie mieszcza sie gora 4 osoby. Co sie znajduje na pozostalych pietrach- nie wiadomo, bo nie mozemy sie tam zatrzymac i obejrzec. Niektorzy zartuja ze tam pewnie siedzi wciaz dzialajaca aparatura. Bo jaka lepsza przykrywka dla dzialajacego obiektu jak muzeum?? ;) Kapsula jest zawieszona w studni i nie dotyka scian. Wszystko bylo ponoc wygluszone i wyamortyzowane w sposob majacy zapewnic, ze nawet w przypadku wybuchu jadrowego kapsula przetrwa i nie ulegnie rozwaleniu. Zapasy wody, pozywienia, powietrza mialy zapewnic kapsule zycie na kolo poltora miesiaca. Jak sie okazuje ow istotny przycisk wysylajacy rakiety w daleka, jednokierunkowa podroz- nie jest jeden. Aby zrobic bum trzeba bylo zaangazowania, dogadania sie i wspoldzialania kilku osob- i to nie tylko tych siedzacych w czelusciach bunkra rakietowej bazy. Swoje guziki mieli przede wszystkim urzednicy w Moskwie- glowny sekretarz czy prezydent, minister obrony itp i to od nich wszystko zalezalo. Wiec to nie byl ten jeden magiczny czerwony guzik, od ktorego wszystko zalezalo. Raczej nie bylo szans, ze ktorys wojskowy np. przysnal i oparl sie w zlym miejscu ;) Albo marzyl o ponurej slawie lub akurat zdradzila go zona i postanowil popelnic samobojstwo w dosyc spektakularny sposob ;)

Widok w studnie czelusci, w ktorej siedzi kapsuła
Wewnatrz panuje chlod, zapach metalu i martwa cisza.
Jeden z uczestnikow wycieczki- mały Nikita, wszedzie biega z kamerką na kiju i nic nie umknie jego szpiegowskiej misji. Chlopiec w czasie zwiedzania kapsuly woła "tato, tu jest tak samo jak w tej opuszczonej bazie na Białorusi gdzie bylismy na wiosne! Tylko tu jest winda a tam byly schody". Na twarzy ojca pojawia sie grymas ..."ciiiii". Na pytanie przewodnika czy tam tez jest muzeum, ojciec odpowiada, ze nie i ze tam wogole nie da sie wejsc, bo calosc jest przykryta wielka, betonowa pokrywa. Mały Nikita gwizdze, patrzy w niebo i kopie papierek po podlodze. Wiecej nic nie mowi, troche poplakuje... Ojciec za kare zabral mu kamere.

Podczas calego zwiedzania widac, ze z pracownikow muzeum wylewa sie ogromna nostalgia, za wielka utracona potega, za czasami gdy byli mlodzi i mieli prace bardziej odpowiedzialna i nobilitujaca niz sprzedawanie magnesikow i pocztowek. Nie mowia tego wprost ale caly czas czuc tu ogromny zal nad zamknieta baza, nad wywiezionymi rakietami, "nad przeszloscia niedawna co jak sen minela". Juz po zwiedzaniu zagaduje jednego z przewodnikow i pytam go czy gdyby od niego zalezalo- to czy by chcial aby baza wciaz tu byla i dzialala jak niegdys. Gosc dlugo nic nie mowi, wbija tylko wzrok w polamany asfalt i zaciaga sie papierosem. Potem stwierdza, ze dla bezpieczenstwa swiata lepiej , zeby takich miejsc nie bylo. Acz z drugiej strony wciaz takie miejsca sa, sa na calym swiecie, a ich pierwomajskiej bazy juz nie ma. Wiec moze jednak szkoda, bo skoro swiat i tak jest zagrozony, to fajnie jakby oni tez mieli swoj udzial w tej ukladance. A tak zostali zostali tak pieknie zrobieni w ch... "Tak, bardzo zalujemy, ze Ukraina oddala rakiety.." Nagle jednak zmienia mu sie wyraz twarzy, z zadumanego pojawia sie jakas zlosc. A tak wogole- to dlaczego mnie to interesuje? Dlaczego nie zadawalam pytan w czasie zwiedzania gdy o to prosil tylko teraz? A moze wogole powinnam poszukac mojego meza i dziecka? Widzial, ze siedzieli na czolgu i chyba sie niepokoili, ze mnie tak dlugo nie ma! A on musi isc oprowadzac kolejna grupe!

Chcialam bardzo jeszcze dorwac ojca malego Nikity o dlugim jezyku i zadac mu jedno pytanie na osobnosci... Ale gdzies znikl bez sladu...

cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz