bubabar

niedziela, 6 sierpnia 2017

Czerniachowsk - Obwód Kaliningradzki cz.13

Czerniachowsk robi na nas wrazenie typowego poradzieckiego miasta o klimatach przemysłowych. Blokowiska, ruiny, zakłady, powiewajace flagi z narzedziami rolniczymi.


W sklepie pytamy o jakis nocleg, hotel albo cos. Babeczka podchodzi do sprawy bardzo fachowo, mowi ze ich miasto oferuje szeroką game miejsc noclegowych, kazdy znajdzie cos dla siebie - i czego dokladnie szukamy. A my szukamy noclegowni taniej, niekoniecznie dla turystow, najlepiej takiej gdzie nocują miejscowi- handlarze, robotnicy, itp. Babka chwile sie naradza z kolezanką i mowi, ze za drugim mostem trzeba skrecic w lewo, dojechac do żelaznej bramy i zatrąbić. Gdy przyjdzie ochroniarz powiedziec, ze szukamy hotelu i jestesmy "od Swiety". Brzmi to jak miejsce, ktore bedzie mi sie podobac! :D

Wedlug tego opisu jedziemy jak po sznurku. Żelazna brama okazuje sie prowadzic do fabryki dywanów.


Stroz na bramie otwiera nam szlaban i tłumaczy jak w labiryncie hal dotrzec do hotelu "Agata". Chyba sluzy on jakims gosciom zakładu albo na jakies konferencje. Ma ogolnodostepna kuchnie i ogromną stołówke.

Babka w hotelu patrzy na moj paszport jak na ufo. Musze sama wypełnic karteczkę. A potem jeszcze raz bo ma byc lokalnymi literami. A potem jeszcze raz bo sie oczywiscie pomyliłam. Dobra- jest druga karteczka wypisana- ale z drugiej strony czy nie powinno byc polskimi literami? bo tak to sie nie zgadza z paszportem, nie? Babka sie drapie w glowe- to włoży sie do dokumentow obie karteczki! Super! i moze jeszcze trzecia na różowo albo pismem węzełkowym? ;) Toperz czeka z kabakiem w busiu i juz jest pewien, ze zrobili ze mnie szaszłyki albo cos rownie czasochłonnego w przygotowaniu...

Nie wiemy za bardzo gdzie zaparkowac, zeby nas rano nie rozjechaly ciezarowki z meblami. Babka z hotelu poleca miejsce miedzy koszem na smieci a wypasioną beemką, którą jakbysmy przyhaczyli to nawet nie chce myslec co by sie moglo stac. Miejsce do zaparkowania tam jest ale w porywach na skodusie... Ostatecznie przytulamy busia do muru w innym miejscu i mamy nadzieje, ze jakis poranny tir nie bedzie sie wyłaniał zza węgła zbyt ochoczo.


Jakos jestesmy dzis na tyle zmęczeni wrazeniami, ze nie chce nam sie isc na miasto. Robimy sobie żarełko i ogladamy telewizje. Najpierw leci bajka. Miała byc dla kabaka ale chyba badziej interesuje nas a ją raczej ciągnie do kabla, ktory wisi z tyłu telewizora. Bajka jest o samolocie. Pilot miś zasnął. Albo zasłabł. Spadochron jest jeden. Zabiera go kotek i wyskakuje. Koza ucisza resztę aby nie obudzili jej malutkiego koźlątka. Piesek desperuje. Samolot odbija sie od chmurek i robi fikołki. Bocian w wieży lotów nic nie ogarnia i naciska na oślep guziki. Jest niedobrze. W tym momencie zajączek sie budzi. Uffff... Brzozy nie było ;)

Potem lecą dosc nachalne i nawracające reklamy filmu o prezydencie, o ktorym wiemy juz z radia na kosie. No coz - nie obejrzymy go. Bedzie wyswietlany od 19 czerwca a nas juz wtedy tu nie bedzie.. Potem jest muzyka, wersja nowoczesna klasyczna. Wytatuowane twarze miotające sie na prochach, wyuzdane dziewczeta po przejsciach, gangsterze i wirujace krysztaly zapadajace sie w czarna dziure. Najciekawszy jest film o jakims statku zatopionym u wybrzezy Kuryli, ale po 15 minutach program sie urywa i zastepuje go charczący snieg..

Rano idziemy zwiedzac zamek Insterburg. Czesciowo sa to ruiny a czesc lepiej zachowana sluzy za minimuzeum.


Muzeo-galerie prowadzi koles o imieniu Aleksander, ktory jest artystą, miłosnikiem Indian i hodowcą koni. Ma długie włosy przewiazane wyszywana opaską i wraz ze znajomymi ćwiczy rozne akrobacje na grzbietach biegajacych koni. Oprocz tego maluje, wyszywa, haftuje, organizuje rozne festiwale i co tam artysci jeszcze maja w zwyczaju robic.


W zamkowych komnatach znajduje sie galeria jego obrazow, rzezb, kilimow, bebnow i pamiatek dla turystow w postaci magnesikow i pocztowek recznie malowanych. Po kątach pałętaja sie jakies murzynskie maski i krzesła z kołchozowej klubokawiarni. Ogolnie panuje miły dla oka rozgardiasz i artystyczny bardak, czyli stan posredni miedzy bałaganem a sztuką.


W zamkowe korytarze zaplątała sie tez miła mordka czeburaszki.


Oprocz nas zamek zwiedza lokalna wycieczka szkolna a Indianin przepytuje ich z rzek przeplywajacych przez miasto, ktorych jest dosyc sporo (chyba 5?). Dzieciaki najbardziej sa zainteresowane stajniami a w pokojach ziewają.


Na chwile odłączam sie od wycieczki. Przez nikogo nie zauwazona zaglądam do sąsiednich pokoi. Zwykle są puste albo zarzucone roznymi gratami. Mam tez dziwne wrazenie, ze slysze jakby muzyke. Zagladam do kolejnego pokoju i... dębieje... Sala jest ogromna a jakas kobita siedzi samotnie i sobie gra na pianinie. Odwraca glowe, cieszy gębe na moj widok i gra dalej..


Gospodarz opowiada rozne historie z zycia zamku i okolic. Kilka lat temu odbywaly sie tu coroczne festyny w okolicach Nocy Kupały. Przyjezdzalo sporo artystow z Ukrainy, wspolnie tworzyli albo szukali natchnienia nad rzeką. Jezdzili konno lasami, grali na bębnach i dumali nad sensem istnienia swiata. Niestety od kilku lat juz nie przyjezdzaja. Jeden z nich wyrzucil naszego Indianina ze znajomych na fejsbuku. "Juz nas nie lubią i naszego zamku". Tak to polityka podzielila nawet artystyczne dusze wolnych ludzi..

Gosć opowiada duzo i chyba ciekawie ale mam spore trudnosci aby go zrozumiec- nawija tak szybko, ze spikerzy z wiadomosci nie dorastaja mu do pięt. Poczatkowo myslalam, ze jak sprobuje o cos dopytac to bedzie lepiej. Niestety, jest gorzej. Indianiec ubzdurał sobie, ze jestesmy z Niemiec i stara sie co piąte slowo wtrącic po niemiecku, co zrozumienia raczej nie poprawia. Mowic troche wolniej niestety nie potrafi albo nie chce...

W dzielnicy Czerniachowska, zwanej Majewka, zagladamy tez pod drugi zamek - Georgenburg. Czesciowo to ruina, czesciowo jest w remoncie. Ponoc ma tu byc hotel...



cdn

2 komentarze:

  1. Jak zwykle: serdecznie dziękuję za bardzo fajnie napisaną relację. Specjalne podziękowanie za zdjęcie Kiwaczka, czyli w oryginale Czieburaszki :-D Przypomniałas mi Bubo o tej bajce... Ech..., kiedy to było...

    OdpowiedzUsuń
  2. To zdjecie czeburaszki szczegolnie przypadlo mi do gustu! Mam plan coby zrobic sobie taka koszulke! :D

    OdpowiedzUsuń