bubabar

poniedziałek, 30 marca 2020

Bytomskie podwórka cz. 13 - Stare Miechowice w mokrej odsłonie (2019)

Był szary i dżdżysty listopadowy dzień. Taki dzień, że nawet dywany porastają mchem od nadmiaru wilgoci… Zwykle w takie momenty nie chce się wyłazić z domu, ale są ludzie, którzy niezależnie od okoliczności nie potrafią usiedzieć w jednym miejscu. Ruszamy więc powłóczyć się wśród starych kamienic ociekających wodą, pogapić się w ołowiane niebo, zmoknąć, zmarznąć i zrobić trochę brzydkich zdjęć. Bo jak jest prawie noc polarna i wodospad deszczu zalewa obiektyw - to rzadko zdjęcia wychodzą ładnie. Aha! Z tymi dywanami to nie była żadna “poetycka przenośnia”. To sama brutalna, omszała prawda! :D




Zmokła kura w znaczeniu dosłownym…


Ładne drzwi! Acz koleś z klamki jakiś taki zamyślony i melancholijny...




A schody utrzymane są w tym samym odcieniu kolorystycznym. Podejrzewam tą samą baryłkę z farbą!




To nie jest błąd obiektywu. Ten dom w środku naprawdę tak wygląda. Nie wiem jaki on ma odchył od pionu i co dzieje się pod nim - ale raczej nic dobrego. Chyba im tam parówki z talerza uciekają… Masakra co się w Bytomiu z tą ziemią wyrabia…


I teraz pytanie… Zamieszkała kamienica czy nie? Dwa poziomy zabitych dechami okien a na górze jakby nowo wprawione?


A stąd przed chwilą wyszedł pewien pan. I drzwi bramy zamknął za sobą na klucz. Czyżby mieszkał sam w całym budynku?


Kamieniczka o oknach ziejących ciemnością… Nie wiem czy to widać na zdjęciach, ale ich czerń była wybitnie głęboka i jakby zasysająca.. Wnętrze chyba było wypalone? Acz wiatr przynosił zapach nie dymu, nie popiołu a… kapuśniaku!


Zabawna sytuacja też tu miała miejsce. Stoimy i gapimy się w puste otwory okien. Tak jakbyśmy chcieli wzrokiem wwiercić się w ciemność i coś tam zobaczyć - może wygląd wnętrz? Może historię, która ten budynek spotkała? W pewnym momencie czerń się poruszyła. Wyfrunął ze środka gołąb. Usiadł jakiś metr ode mnie na chodniku - i zaczął we mnie świdrować oczami. Oczami o odcieniu tych pustych okien… Pogapił sie tak z minutę, pokręcił łebkiem (jakby chciał powiedzieć “co za durne ludzie! włóczą się w taką pogodę i jeszcze gapią na kamienice jak wół na malowane wrota..”), szurnął dwa razy nóżką i odleciał z powrotem do swego okna. Ze środka rozległo się gruchanie i pięć łebków wysunęło się zza parapetu. Po czym wszystkie się schowały i znów okno przedstawiało sobą jedynie nieprzebraną pustkę i nicość….


Wyznanie miłości na okiennej dykcie…


I poręcze z kwiatuszkiem.



Są w okolicy i jednopiętrowe domy - takie jakby na wsi. I chaszcz o ostatnich barwach jesieni...


Dom utopiony w krzewach śnieguliczek. Dom o niesamowicie czarnej elewacji - nie często spotyka się domy o tej barwie!



Podjazd chroniony przez “zęby smoka” - prawie jak na bunkrach MRU!


Familoki przeplatane są ogródkami.


Koty to jak zwykle umieją się ustawić! Pod daszkiem, na poduszce…



Różnokształtne i wielobarwne szopy, garaże, budki i kamerliki często porastają jakieś pnącza.


Przyfamilokowy figloraj!


Gęsty chaszcz udekorowany betonowymi słupami, o różnej wysokości i stanie omszenia. Nie mam pojęcia czego to są pozostałości.


Szutrowe, przygarażowe skróty.


Letnie zestawy wypoczynkowe teraz są nieco porzucone...


Dwie, prawie bliźniacze kamienice.

Jedna jest opuszczona. A wydaje się być w całkiem dobrym stanie - nie wiem czemu nikt tam już nie mieszka…



Próbuje się wspiąć do rozkutego okna, ale raz, że wspinaczka nigdy nie była moją mocną stroną - a dwa, że chyba nawet jakby się udało to się nie zmieszczę przez ta dziure ;)


Wnętrza wyglądają jakby ktoś całkiem niedawno je remontował…


Kabak w którymś momencie wskoczył w przydrożne zarośla. Wylazła mokra - i z żółtym balonem w łapce! To jest chyba ostatnia rzecz jaką bym się spodziewała znaleźć w takim miejscu!


Zaczyna solidniej polewać więc chowamy się w knajpie. Grzane wino to świetna sprawa na taki moment! Uświadamiamy sobie, że właśnie o tym od rana marzyliśmy!





Fajne tu mają stoliki, kwietniki - wszystko zrobione ze starych wózków!



A jak wyłazimy z knajpy to już jest ciemno… więc wycieczkę trzeba uznać za zakończoną… Ot urok listopadowych dni..


sobota, 28 marca 2020

Bytomskie podwórka cz.12 - Stare Miechowice, okolice placu Słonecznego (2019)

Były momenty, że Stare Miechowice przemierzałam codziennie - i to dwa razy. Jak chodziłam do liceum, a pogoda dopisywała - to często szłam sobie pieszo. Co to jest te 7 km dzielących ul. Nickla od Żeromskiego? Ile można jeździć zatłoczonym autobusem, gdy za oknami kwitną bzy? Poza tym autobus zawsze jedzie podobną trasą - a piechotą, jej dobór zależał wyłącznie ode mnie. No i od koleżanki - bo przeważnie ruszałyśmy na te wycieczki we dwójkę. Przeważnie szłyśmy ulicą Lipową mijając Brandkę od południa, a potem przekraczałyśmy Celną, wbijając w przykolejowe, poprzemysłowe tereny i wypluwało nas w okolicy stawów, które mija tramwaj linii 19. Gdy szłam sama - raczej trzymałam się ludnych terenów, więc trasa zwykle prowadziła przez plac Słoneczny i potem w miarę wzdłuż trasy autobusu. Czasem odbijało się jednak w boczne uliczki, bo coś przyciągnęło uwagę - to sklepik, to okienko albo nietypowe ogrodzenie. Poznawało się różnych ludzi, piło wino z żulikami, a raz nawet nosiłam pewnemu dziadkowi kwiaty na cmentarz - na grób jego żony, bo on już nie miał sił. Teraz już nie ma tej kamieniczki, w jej miejscu jest tylko trawnik. Ale ilekroć tam jestem - to wciąż widzę w powietrzu zarys tego budynku i podpartą na poduszce sylwetkę, o uśmiechniętej zawsze gębie i smutnych oczach. O twarzy jakby sklejonej z dwóch osób - kształtem pasującej, ale kompletnie niespójnej w nastroju...

Od czasu moich szkolnych wycieczek wiele starych familoków zniknęło - głównie tych położonych między ulicami Racjonalizatorów, Frenzla a trasą nr 88 na Zabrze… W pewien listopadowy dzień wybraliśmy się w te tereny ponownie. Zobaczyć co się zmieniło, a i pozaglądać w podwórka i bramy - bo niegdyś nigdy tego nie robiłam.

Tu niewielka kamieniczka w pobliżu kościoła. Od ulicy nie da się do niej wejść - brama zatkana blachą falistą.



Zaglądamy od podwórka - a tu dla odmiany płot.. I miły wewnętrzny ogródek!



Kolejne podwóreczko gdziesik nieopodal…


I znów wycinankowe schody!


I na parterze dużo szarych drzwi. Zamkniętych. Stawiałabym na kibelki - ale nie mam pewności.


Tu prowadził kabaczek - śladem kałuż. Wycieczki z czterolatkiem mają swoje prawa! ;)


Coś nas oszczekuje z powietrza ;)


Nie omieszkam zajrzeć w bramę…




Fajna klamka! Nieczęsto już spotyka się ten stary mechanizm.


My tymczasem, podążając wciąż śladem kałuż, zbliżamy się do placu Słonecznego.





Wszędzie wokół ceglane klimaty! W ciepłych barwach nisko już wiszącego słońca rudość elewacji prezentuje się jeszcze sympatyczniej niż zwykle!





Ślady przeszłości zaklęte w rdzy… Tabliczki sprzed lat, dawne nazwy ulic…



Sklepik na rogu już niestety nieczynny… zabity na głucho.. Smutno… bo nieraz się tu coś kupowało i tyle wspomnień…



I kolejne stopnie skrzypiących schodów. Ja nawet odpuściłabym wchodzenie każdymi na samą górę. Ale kabak już nie.. Dla niej są dwie główne atrakcje takich wycieczek - kałuże i schody ;) Cóż… Trzeba wychodzić naprzeciw potrzebom wszystkich uczestników spaceru.. A poza tym - te schody też mnie pociągają (przynajmniej za pierwszym razem ;) Bo nieraz przemierzamy je i trzykrotnie ;) )








Wyboisty trakt prowadzi w kolejne czeluście podwórek!




Fajny garaż tu mają! :)


Ciekawe co mieściło się w tym małym budyneczku po prawej. Teraz nie ma do niego wejścia - jakby zamurowane.. (no chyba że od środka coś jest?)


W bramie zwracają uwagę ogromne, błyszczące drzwi! Zamknięte - więc nie wiem dokąd prowadzą…


Przy bocznej uliczce coraz więcej pustych, zamurowanych albo wypalonych okien…





Ekipa Puchatka cieszy się na kolejne grillowanie!


Wśród murków i komórek..



Śpiewająca brama. Ona miała w sobie coś przerażającego. Wchodze. Słyszę muzykę. Przystaję. Muzyka cichnie. No ktoś tu mieszka - słuchał radia, a potem wyłączył. Normalne. Idę. Muzyka znów gra. Zatrzymuje się. Cichnie. Wchodzę na schody. Wspinam się w górę. Gra… I to jakoś do rytmu skrzypiących stopni. Staje.. To jakaś znana piosenka - tylko jaka? Cisza.. Łapię coraz większą schizę.. Spierdzielam z tej bramy! Ja nie wiem co to było.. Ktoś się chyba świetnie bawił - tylko jak?




Schodkami do ogródków. Muszę tu wrócić wiosną. Musi tu być cudnie, jak wszystko zarośnie.


Listopad… Chłodne wieczory.. To i kamieniczka zmarzła i postanowiła się nakryć - z braku odpowiednio dużej kołderki - choć dywanem!


Intrygujący budynek. To szopa? Czy tylko ogrodzenie? Teraz mi ciężko oszacować czy te cegły stanowią budulec ściany - czy one są tam zmagazynowane?


Gdzieniegdzie można jeszcze dostrzec resztki złotej jesieni…




Huśtawka z dawnych lat…


Kamienica o falistych basztach..




No i walimy na przystanek. Co można robić mając 4 minuty do odjazdu autobusu? Ano pogalopować zwiedzić jeszcze jedno podwórko! Ot tam - gdzie pokazuje szubienica sto pierwszego procenta!


Przemiły zakątek biesiadny!



I jedna z piękniejszych klatek schodowych! Czy tylko ja tak lubię kręcone schody???



P.S. Na autobus udało się zdążyć! :)

cdn