bubabar

czwartek, 19 marca 2015

Sudety - Szron, szadź i sople czyli grudzien w Górach Stołowych (2013)

W piatek docieramy wieczorem do Radkowa. Pakujemy sie na znana juz od marca kwatere, polozona w przy sympatycznej skosnej uliczce, w otoczeniu malowniczych ruin.

Dzielimy ją z dwojka pracownikow kopalni w Tłumaczowie, ktorzy pomieszkuja tu juz od ponad pol roku. W kuchni wyraznie widac ze to "swoje chlopaki" - lodowka pelna jest piwa i kielbasy! Ranek wita nas chmurny i szary ale w okolicy Lisiej Przeleczy zaczyna przeblyskiwac slonko. Skodusia trafia w sniezna zaspe kolo wiaty ktora latem chyba jest parkingiem a my tuptamy sobie w gore po lekko oblodzonych skałkach. W Radkowie sniegu nie bylo wogole, tu juz niestety jest ale jego niewielka ilosc jest do zaakceptowania jak na grudzien ;) Z pierwszej skalki na ktora wylazimy mozna obserwowac jak chmury lezace na Szczelincach sie rozpelzaja i pokazuje sie coraz wiecej niebieskiego nieba!




Wszystko wokol - krzaki, chwasty, skaly,oblepione jest malowniczym szronem o ostrych igielkach







Drzewa oszronione sa jakos nieregularnie- jedne mocniej i sa cale biale, drugie mniej...



Na Narożniku wisi tablica upamietniajaca niewyjasnione, tajemnicze morderstwo sprzez kilkunastu lat popelnione tu na dwojce studentow..

Trasa w strone Skal Puchacza prowadzi caly czas skalnym urwiskiem



a dalej skalne bramy i lasy pelne splątanych korzeni



Na niektorych kamieniach mozna dostrzec rozniste znaki ktore nie wiem co znacza

Idziemy glownie po skrzypiacym i pękajacym pod butami lodzie, pod ktorym wszedzie szemrza male strumyczki. Snieg topnieje w dogrzewajacym poludniowym sloncu wiec atmosfera jest iscie wiosenna. Na wiekszych wodospadzikach tworza sie sople i ciekawe lodowe kolumny, kulki i inne powyginane formacje







Cieszac sie roznymi okolicznosciami przyrody ktorych podziwanie znacznie spowalnia wedrowke, docieramy w koncu na Skały Puchacza.


To chyba ostatnie takie widokowe miejsce na naszej dzisiejszej trasie



Rozkladamy sie wiec tu na mini-piknik. Jest herbatka z termosa, fasolka na cieplo i szczeniaczek z wisniowka.


Potem pelzniemy dluga kładka przez bagienko

drogami zrywkowymi

i docieramy do Białych Skał. Spora ilosc poreczy, schodkow i innych tablic sugeruje ze miejsce latem jest zapewne czesto odwiedzane i przewalaja sie tu tlumy. W w grudniowym zmierzchu jestesmy tutaj sami





Na Lisiej Przeleczy ostatni rzut oka na plonace wieczornie wierzcholki drzew

i..... skodusia odmawia wspolpracy.. Rozne proby odpalenia spelzaja na niczym, wyglada na jakies spiecie w elektryce.. Dzwonimy do naszego gospodarza z Radkowa, ktory obiecuje przyjechac nam pomoc o ile znajdzie kierowce nadajacego sie do uzytku w sobotni wieczor. Przyjezdza niebawem ze swoja synowa. Skodusia nie odpala nawet z kabli.. wiec pozostaje odprowadzic ją do Radkowa na sznurku. Jakis kilometr dalej zrywa sie nasza linka...

Gospodarz na szczescie zabral swoja, ktora przypomina line okretowa i ponoc wciagaja na niej bele drewna na pierwsze pietro. Na niej dojezdzamy kawalek za Karłów ale jakies licho sie widac do nas przyczepilo bo i ona sie zrywa...

Ale z tego miejsca jest juz do Radkowa tylko w dół.. Jezeli ktos widzial w sobotnia noc (a mijaly nas chyba z naprzeciwka 4 auta) zjezdzajacy serpentynami na zgaszonym silniku nieoswietlony samochod (swiatla oczywiscie nie dzialaly, nawet awaryjne) to jest spora szansa ze mogla to byc skodusia. No dobra, przesadzilam z tym "nieoswietlony" - wystawilam przez okno reke z czołowka!! W Radkowie zaden mechanik nie zechcial sie przyjrzec skodusi - wszyscy byli juz "nieczytelni" ;) Przemily gospodarz bierze nasz akumulator do naladowania- moze to cos da? Zatem skodusia trafia na parking pod Dino, a my jeszcze spory czas wloczymy sie jasnymi i ciemnymi uliczkami miasteczka.



Zagladamy do trzech knajp degustujac jadło i napitek. Zwlaszcza jasne wnetrze jednej z nich ciekawie wyglada obserwowane z oddali z ciemnej uliczki..


Rano mimo pelnego akumulatora skodusia nie odpala normalnie ale na pych z gorki juz sie to udaje.. Mamy wiec przed soba m.in. wizje tankowania bez gaszenie silnika (raz juz to juz praktykowalam ale bylo to Ukrainie ;) Ostatecznie droga przebiega bez przygod dodatkowych, skodusia trafia na parking pod mechanikiem we Wroclawiu a my wracamy do domku z nadzieja ze do sylwestra ją naprawia.. Szkoda ze trzeba bylo zrezygnowac z niedzielnych planow wedrowki na Krucze Skaly ale pewnie niebawem tu wrocimy. wiecej zdjec: https://picasaweb.google.com/112202359829575992568/201312_GoryStolowe#

1 komentarz:

  1. Po raz pierwszy widzę moje rodzinne miasteczko opisane w tak ładny sposób. :)

    OdpowiedzUsuń