bubabar

środa, 25 marca 2015

Ukraina - Krym, Biełogorsk, Biała Skała (2010)

Z Karabi Jajły kierujemy sie do Biełogorska. Po drodze zaczepia nas taksowkarz czy nas nie podwiezc. Odmawiamy tlumaczac, ze my chcemy marszrutką , więc odjezdza...Jak się potem okazuje zatrzymuje marszrutke na nastepnym przystanku, zeby na nas poczekala... Trasa autobusiku wiedzie wyboistymi drogami przez wszystkie okoliczne wioski. Co można zauwazyc- samochodowy klakson dobrze odstrasza swinie, krowy maja go w d.. W Biełogorsku siąpi i zimno... A więc zdechł nasz pomysl noclegu na Białej Skale i porannych widokow na Karabi Jajłe. Szukamy jakiegos hoteliku.. Ponoc takowego w miescie nie ma,więc sytuacja zaczyna wygladac nieciekawie zwłaszcza, ze deszcz wcale nie przestaje padac. Kilka osob zaczyna cos jednak wspominac o nowym wspanialym budynku w ich miescie gdzie planowany jest hotel , ale nie wiadomo czy już go otwarli. Ów budynek okazuje się być centrum handlowo-rozrywkowym: na parterze samoobslugowy market, na pietrze hotel, nocny klub, salon pieknosci, sala bankietowa itp.


Na pierwszy rzut oka wyglada niezbyt zachecajaco.... Ale jako ze nawet Włodzimierz Ilicz poleca ten przybytek, więc nie mamy wyboru ;)

Jestesmy jednymi z pierwszych gosci- hotelik dziala od tygodnia. Wszystko cuchnie swieza farba, nowoscia i remontem, dlugie korytarze zdaja się być jeszcze w budowie.


Na recepcji zaczyna mi się bardziej podobac- wogole zebym weszla to babki muszą odsunac worek z cementem i wykopac krzeslo spod stosu karniszy, drabin i listewek. No i obsluga jest przemila- 3 usmiechniete od ucha do ucha babeczki, opowiadajace o atrakcjach okolicy: Bialej Skale, zbiorniku, przeleczy za Aleksiejewka.. Nikt z nich tam nie byl- ale wiedza, ze tam jest pieknie. Troche wpadaja w panike jak wnosimy do nowiutkiego pokoiku nasze ociekajace blotem plecaki, oraz buty utaplane w mieszaninie gliny i odchodow wszelakiego przydomowego inwentarza. Sugeruja, aby zostawic caly majdac w przedpokoju- „bo tu kafelki..” My tymczasem idziemy pozwiedzac okolice. Pierwszym okresleniem jakie się nasuwa jest „zapyziałe miasteczko”, czyli takie jakie lubie najbardziej :)

Rzuca się w oczy, ze 90% jezdzacych tu samochodow to stare lady, moskwicze, zaporozce.. Glownie łady.. Innych aut prawie się nie widzi. Dużo tu tez pomnikow i wogole pozostalosci czasow minionych..


Odwiedzamy knajpke, gdzie zbiera się przy piwie i koniaczku chyba pol miasta. Degustujemy piwo "krym" i "sarmat". „Krym” jest pyszne, a to drugie obrzydliwe... Wieczorem odkrywamy, ze nasze wspaniale sliwki od Wołodii zmienily się w plecaku w mus sliwkowy i rozwazamy zrobienie kompotu. (wielkie podziekowania dla mi, za przepis na kompot z imbirem i gozdzikami- mniam!). Jako, ze nie wiemy czy w pokoju nie ma czujnikow dymu- kompot powstaje na balkonie.


Nie wiem czy z racji suszacego się prania, roznoszacego się wokół zapachu kompotu czy był jakiś inny ukryty powod- ale nasz balkon budzi ogromne zainteresowanie wszystkich przechodniow, nie ma takiego co by glowa mu się nie skrecila, a jeden ciekawski rowerzysta prawie nie wjezdza w drzewo i zalicza bliskie spotkanie z chodnikowymi plytami... Rano piekna pogoda, więc ruszamy na Biala Skale. W jakims przewodniku wyczytalam ze idzie się tam z Czernopola co jest totalną bzurą (może dlatego, ze kolo Czernopola jest gora Ak, a Biala Skala to Ak-Kaja?) Nadrabiamy więc z 10km drogi, ale przynajmniej polazilismy troche po zaułkach Biełogorska :)



W koncu lądujemy we własciwej miejscowosci pod sama Biała Skala.


Z wioski kreta droga pniemy się w gore- krajobraz pylisty i wygrzany słoncem








Biała Skała to jakby uskok czy jakieś pękniecie terenu- z jednej strony chyba 100m przepasc, a z drugiej łagodnie rozlewajacy się plaskowyz az po horyzont.




Na gorze spotykamy rodzinke z Moskwy, która przyjechala tu terenowka od strony plaskowyzu. Fotografuja swoj wehikuł w roznych ujeciach, na mrozacych krew w zyłach polkach skalnych i stromych podjazdach.


Wspolnie wypijamy winko (oni maja wytrawne, my słodkiego kahora) , gawedzimy o Krymie (oni bywaja tu przynajmniej 5 razy w roku), obiecujemy wymienic się fotkami i pisac do siebie maile. Troche mnie zalamuja mowiac, ze Karadag wciąż zamkniety :(


Gdzies w oddali szaleje burza... Idziemy tez zobaczyc jaskinie, droga tam prowadzi bardzo malownicza sciezka u podnoza skaly








Spotykamy tez grob- ktos albo dostal kamieniem w łeb, albo spadl z gory? Może wspinacz, albo wypil za dużo? Nie ma zadnej wzmianki kim był, ile mial lat... Przy krzyzu i kwiatach leza tez ciasteczka , cukierki i stoi pelen kubek wina.. Z braku innych przysmakow zostawiamy duchowi wędzony serek- do wina powinien pasowac...

Czas nas nagli , bo ostatnia marszrutka jest o 19. Ale postanawiamy wrocic tu jutro.

Ranek wita nas już nie tak pogodny jak wczoraj, ale i tak suniemy w strone Bialej Skaly. Kawalek za wioska, nad rzeczka spotykamy malutkiego kotka, niby zwyczajne spotkanie, ale kotek idzie w nasza strone i rozpaczliwie miauczy... Wyglada jakby się zgubil.. Myslimy, ze pewnie gdzies w pobliskich krzakach siedzi jego mama i zaraz po niego przyjdzie. Oddalamy się pospiesznie, aby nie szedl za nami bo wtedy zgubi się na amen.. Dziś zmierzamy w przeciwna strone- pod dziwna konstrukcje, która przypomina radar.



A potem wzdluz Białej Skały szukajac jaskin i dziwnych skał







Znajdujemy przyskalny jakby minitunel, wyscielony niesamowicie mieciutkim piaseczkiem (zmielona skałą?) , prawie bialym- lezy się w nim jak w puchu- i ciezko odmowic sobie radosci wytarzania się :) :)


Pogoda coraz gorsza, znad Bialej Skaly ciagna chmury z ciezkimi brzuchami, schodza mgly...

Wracajac do wioski, gdy mijamy mostek cieszymy się ze kota nie ma , ze szczesliwie wrocil do mamy.. Az nagle pod krzakiem widzimy zwiniety kłębuszek! Ten sam, pręgowany i rozpaczliwie miauczacy.. Tylko bardziej zmarzniety niż rano :( Idzie wieczor, zaraz zacznie lać, nie mozemy go tu tak zostawic.. Probuje mu dac troche chleba, ale mały nie chce..Wogole nie wiemy czy już je cos poza mlekiem.. Zabrany na rece wtula się w kurtke i mruczy.. Nie mozemy go zabrac.. Gdyby to było w Polsce to już bysmy mieli kota... Ale nie przewieziemy go przez granice. Poza tym jak go trzymac w hotelu w Biełogorsku, potem 2 godz w autobusie, dobe z plackarcie i 9 godzin w pociagu? To chyba niemozliwe... We wsi pusto, nie ma w zasiegu wzroku zadnej mile wygladajacej babuszki, której by można go oddac pod opieke.. Postanawiamy zostawic go w srodku wsi, kolo pasacego się cielaczka. Cielaczek zauwaza kota -chyba oba są soba tak samo zainteresowane jak i przestraszone.Pewnie ktos zaraz przyjdzie po cielaka i zauwazy małego...Moze wezmie do obory i da spodek mleka? Nie wiem czy wybralismy dobre rozwiazanie, ale zadne lepsze nie wpadlo nam do glowy.. Caly wieczor chodzimy jak struci bo martwimy się losem kotka.... W Biełogorsku na dworcu spotykam ciekawy kibelek- dużo kibelkow na Ukrainie jest ciekawych,ale ten bije wszelkie rekordy. Jak to mawiał Marcin- 150% klimatu ;) Betonowe pomieszczenie, a w srodku trzy dziurki w ziemi, bez zadnych scianek między nimi. Do tego, ze nie ma przedniej scianki już przywyklam- ale tu nie ma tez bocznych i się można trącac łokciami ;) Podchodzac widze, ze korzysta jakas babuszka, więc grzecznie czekam przed. Za mna ustawia się już kolejka i jakas babka mnie strofuje: „diewuszka, na co czekasz, nie jest zajete, tam są 3 dziurki”. Pelna wspolnota-nawet kosz na srajtasme jest tylko jeden ;) i wspolnie się z niego korzysta. W srodku tez wszystko skolektywizowane- jedna drewniana połka na torebki, o dziwo jest papier toaletowy, który krazy z rąk do rąk. Babki podczas korzystania z przybytku gawedza sobie o żywieniu krów, od czego takowe maja wzdecia i jak leczyc chore kopyta. Jestem tez pelna podziwu dla jednej mlodej niewiasty, która potrafi skorzystac z tego kibelka na 15 cm obcasach. Przy wyjsciu na scianie 3 gwozdzie na kapoty i nawet odlamek lustra, aby moc poprawic makijaz! I wąż z woda ! Bo po kazdym korzystaniu trzeba ladnie splukac cala podloge.. A jutro do Koktebela!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz