bubabar

poniedziałek, 2 stycznia 2017

Czas nie goni nas cz.51 - Gruzja, Batumi

Jezeli kiedykolwiek wczesniej wydawalo mi sie, ze w calej Gruzji kierowcy jezdza jak szalency to byla to pomylka. Prawdziwy szał zaczyna sie w Batumi. Czy jest szansa bez stluczki przejechac kilkupasmowe rondo pod prad? Czy da sie pokonac ulice pieszo przeskakujac nad maskami samochodow? Czy mozna przy wyprzedzaniu walnac lusterkiem w trzy auta, zatrabic radosnie i pojechac dalej? Czy da sie w srodku miasta na ruchliwej, trzypasmowej ulicy stanac na srodkowym pasie, zamknac auto i oddalic w nieznanym kierunku? Jesli ktos powątpiewa to proponuje odwiedzic Batumi :) Ponoc czasem ludzie jezdza z kamerka na oknie w aucie. Bardzo a to bardzo zaluje, ze takiego ustrojstwa nie mamy- bylby naprawde zarabisty film!

Stawiamy sie popoludniem w przedstawicielstwie Ukrferry, coby nabyc bilety na prom. Dzis nie mozna. Bo nie. Po bilety trzeba przyjsc jutro o 10:30. Nie chcac dzis i jutro znow jezdzic pol dnia po tym zwariowanym miescie, decydujemy sie zostac w hoteliku naprzeciw. Nie jest on ani tani, ani wygodny , ani klimatyczny. Ale jest blisko miejsca zakupu biletow. No dobra- ma plusy- lezy w calkiem sympatycznej bramie! Wogole sporo bram w Batumi ma fajny klimat. Swiat podworek to zupelnie inna czasoprzestrzen niz swiat fasad. Z zewnatrz nowe tynki, szyldy dla turystow, jakies plastikowe knajpy a tunel ciemnej bramy prowadzi w miejsce pelne powiewajacego prania, powykrecanych balkonikow, workow z fasolą, puszystych kotow i ludzi sączących niespiesznie kawe…
W waskich uliczkach czasem meczet wychyli sie tu i owdzie...
W miescie stoi tez sporo nowoczesnych fikusnych budynkow, ktorych ksztalty wskazuja na wyrazny zwiazek z niedoszlym kurortem Anaklią. Widac tą sama reke, ten sam styl, ta sama estetyke megalomanii i ulubienie udziwnien. Ogolnie nie przepadam za tego typu architektorą, acz szereg budowli jest tak nietypowa, ze az ciekawie popatrzec- czego to ludzie nie wymyslili!
Nietrudne do odnalezienia sa tez blokowiska z wielkiej plyty z pelna wolnoscia budowlana. O blokowiskach mowi sie nieraz, ze przypominaja pudełka. Nie dotyczy to chyba tych gruzinskich.. Przypomina to raczej bezksztaltne zlepki przeroznych brył i narosnietych bulw. Tu nie ma kątow prostych czy jakiejs nudnej symetrii. Kazdy dostawia balkon czy dodatkowy pokoik jak mu sie podoba. Mozna godzinami patrzec czego to ludziska nie wymyslili i znajdowac kolejne ciekawe detale i nowatorskie rozwiazania. Kiedys jakis miejscowy mi opowiadal, ze chcac dobudowac sobie szczegolnie duzy balkon wiszący (nie dotyczy tych podpartych slupami od spodu) trzeba sie dogadac z sasiadem z drugiej strony bloku, aby on tez cos dobudowal. Bo ponoc byl taki przypadek, ze wszyscy chcieli miec balkony od zacienionej strony i blok sie przewrocil. Nikt nie wie gdzie to bylo, ale sporo ludzi powtarza. Moze tylko taka legenda dla postrachu...
Oczywiscie wszystko jest oplecione w roznych plaszczyznach dziesiatkami metrow sznurkow z powiewajacym na wietrze praniem.- cos, na widok czego, zawsze mi sie cieszy geba!
Lazimy tez po bulwarze gdzie mozna zjesc popcorn i rozowa wate cukrowa. Mozna tez wypic piwo 5 razy drozsze niz w calej Gruzji. Skusilam sie na gotowana kukurydze, ktora smakuje zupelnie inaczej niz u nas- jest jakas taka slodka i zupelnie nie kukurydzowata! Mozna tez pojezdzic na wielkim kole diabelskiego mlyna lub wybrac sie na “polgodzinna morska wycieczke” o czym informuje znudzony, beznamietny glos z charczacego megafonu. Niektorzy korzystaja z urokow czerwonej sciezki rowerowej. Mozna sie tez wloczyc bez celu bulwarem,tam i spowrotem patrzac obojetnym wzrokiem w dal- co czyni 90% turystow.
Jest tez rzezba "Ali i Nino", ktora ponoc sie porusza i ma symbolizowac milosc i porozumienie (lub jego brak) miedzy narodami i religiami (glownie Gruzja i Azerbejdzanem, bo takiej narodowosci byli bohaterowie ksiazki, do ktorej rzezba ma byc ilustracja). Ksiazke chyba kiedys przeczytam bo zdaje sie byc ciekawa ("Ali i Nino" Kurban Said). Podczas naszego pobytu rzezba sie nie porusza. Tylko upiornie wyje na niej wiatr, kawalki metalu wpadaja w wibracje i brzmi to jak jakies jęki potepiencze (przypomna mi to odglos wydawany przez na wpol zdechlego psa z przeleczy Rikoti)
Pogoda jest raczej malo plazowa ale czesc ludzi sie nie poddaje i probuje zaklinac rzeczywistosc.
Nad gorami wznosza sie mgly. Na jednym ze szczytow siedzi calkiem fajna cerkiewka. Przynajmniej stad sie ladnie prezentuje.
Zaraz przy deptaku jest port. Cumuja rozne statki, machaja łapami dzwigow, skrzypia ladowane kontenery, zapach smaru i zbełtanych wodorostow niesie sie wokolo. Lubie gdy klimat portu wgryza sie w "turystycznosc"
Na zapleczu jednej z knajp kilku facetow łowi sobie rybki. Od zatloczonego deptaka oddziela ich plot z blacho- kartonu. Potawili go chyba celowo, bo widac łowienie ryb nie jest tym aspektem Batumi, ktory wladze chcialyby lansowac...
Scienne plaskorzeby maja tu tematyczne :)
Probujemy cos zjesc w jakiejs knajpce. Zwykle jest bardzo bogata oferta w spisie lub narysowana na sciennej reklamie, tak apetyczna, ze chcialoby sie zamowic wszystko. Ale zwykle sie okazuje, ze co bardziej interesujacych dan nie ma, sie skonczylo, dzis nie ma w ofercie, albo i tak sie dostaje chaczapuri z ziolowa posypką a “tym na scianie nie ma sie co sugerowac”. No i ceny z kosmosu. Za koszt szaszlyka w Batumi mozna w Ahalkalaki pewnie dostac stado owiec ;) Ale kawe w Adzarii maja najlepsza w calej Gruzji! Wprawdzie juz nie z tym “korzonkiem” co w Khulo ale ta z Batumi tez jest pyszna! (zwykle nie pijam kawy i nie lubie tego napoju ale czasem zrobie wyjatek)
cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz