bubabar

poniedziałek, 17 września 2018

Czerwonohrad - w poszukiwaniu kopalń, hałd i ruin...








O wpół do siódmej stawiamy sie na lwowskim peronie. Ja zawsze lubie byc wczesniej. Nie trzeba sie spieszyc idąc, nigdy nie wiadomo co sie po drodze wydarzy, co nas zatrzyma, kogo sie spotka. Mając zapas czasu zawsze jest tak jakos spokojniej. Lubie tez moment oczekiwania na swoj srodek transportu, moment kiedy mozna totalnie wyrzec sie pośpiechu, zagapic gdzies w dal i totalnie zawiesić. Bo czekasz, nic nie przyspieszysz i juz nic nie zalezy od ciebie. Gdzie indziej zawsze masz cos do zrobienia, do załatwienia, do poprawienia. A tu masz ławke lub kawałek betonu pod dworcową ścianą. Moment dogodny aby byc sam na sam ze swoimi myslami albo zeby poobserwowac swiat wokol. U nas chyba ten zwyczaj zapasu czasowego jest mało popularny. Zwykle siedze na peronie sama i tylko obserwuje jak ludzie przybiegają z wywieszonymi językami, jak przytupują nerwowo przy kasie, jak wskakują do prawie juz odjezdzajacego pociagu. Na wschodzie jest jednak inaczej. Ja chyba w ogole w wielu kwestiach mam jakas wschodnia mentalnosc. Ponad pol godziny przed odjazdem elektriczki na Sokal - peron jest pełen. Wszyscy juz czekaja. Tak jak my.




Po innych torach suną inne pociagi. Zawsze w takich momentach zastanawia mnie na ile moje zycie by sie zmienilo, gdybym wsiadła w inny pociag? W ten lub w tamten? Takie rozdroze rownoleglych rzeczowistosci i dróg niewybranych, ktore na zawsze pozostaną juz tajemnicą... Poranne promienie slonca wpadają fragmentarycznie na cieniste lwowskie perony. Kopuła niewiele ich przepuszcza, wszystko tu siedzi jeszcze w nocnym mroku.


Jedziemy dzis w rejony, o ktorych pierwszy raz sie dowiedzialam z przewodnika o Bieszczadach. Bo to je wlasnie objeła w 1951 roku korekta wschodnich granic nowej, powojennej Polski. Polska musiala oddac Sajuzowi Sokalszczyzne a dostała wzamian kawał Bieszczadów - Stalin wolał węgiel od połonin... Wiązało sie to z migracjami ludnosci - wiele w Bieszczdach spotkalismy przesiedlencow i ich potomkow - wlasnie stad.. Dzis jedziemy do Czerwonohradu, miasta, ktorego wtedy jeszcze w takiej formie nie bylo. Przykopalnianym osiedlem robotniczym stał sie duzo pozniej. Szyby, kominy, dymy i blokowiska po wschodniemu. Czyli to co buby lubią.

Podroz elektriczką od poczatku jest ciekawa. Niedaleko nas siedzi czlowiek mumia. Ma ze sobą wiadro a w nim duzo mokrych bandazy. Zaczyna nimi owijac rece, poczynając na nadgarstkach a konczac grubo za łokciami. Potem przychodzi czas na nogi. W wiadrze oprocz bandazy jest duzo śliwek.

Jedzie tez dziadek o zielonych zębach. Widziałam juz zęby białe, zółte, złote, srebrne, zgnite na czarno-brązowo.. ale zielonych - jeszcze nigdy. Przypominają mi nieco kopuły kosciołow albo pokryty porostami kamien. A moze koles chcial ze złota a ktos go oszukał i mu wstawił miedziane?

W wagonie wybucha tez walka o okno. Otworzyc czy zamknac? Zdania sa podzielone. W koncu staje na tym, ze otworzyc. Zwolennicy tej opcji probują po kolei tego dokonac. Cos sie chyba jednak pokrzywiło w wagonach. Okna ani drgną. Pokonac okienny mechanizm udaje sie jedynie małej, zasuszonej babuszce. Chłopy wkurzone. Babuszka sie śmieje: "Ktory sie chce ze mna siłowac na ręke?". Nikt nie chce.. Wygrac to żaden honor, a przegrac.... ;)

W przejsciu do kibla leży kosiarka. Chłopak przede mna ją przekracza, a ona sie włącza. Chłopak nie umie jej wyłączyc. Nie wiemy gdzie jest wlasciciel. Idziemy wiec szukac innego kibla ;)

Z okolic zajmowanych przez rodzine wielodzietną słychac wrzaski, kwiki i szlochy - dzieci pobiły sie o tablet. Dwuletnia dziewczynka nie ma żadnej siły przebicia. Siostry odebrały jej urzadzenie. Ale wzrok malenstwa jest dziwnie dorosły. Wbija w swe towarzyszki niebieskie oczka mówiące: "Takich rzeczy sie nie zapomina. Niech no minie kilka lat, doigracie sie."

Wiekszosc pasazerów to osoby starsze. Jeden dziadek zabrał oprocz koszyka na grzyby - wędke. Kolega sie z niego śmieje po co mu to. "Ostatnio co pojde na ryby to wracam z grzybami, moze w drugą strone wiec tez działa"!

Z okna widoki różne. Jakis robotnik siedzi miedzy wagonami na ich łączeniu. Na obłej rurze rozłozyl serwetke, wyłozył kanapeczki z pomidorem. A moze to nie robotnik? Moze to jeden z tych włóczęgów i milosników wolnosci, ktorzy podrozują skacząc po pociagach towarowych? Tylko dla niepoznaki nałozyl odblaskową kamizelke? Ale przewaznie widok jest monotonny - pola i łąki porosłe wrotyczem i nawłocią. Czasem sosnowe lasy przeplatają sie z bagnami.

Sporo drzew jest martwych. Suche konary, odarte z kory pnie. Czemu tu jest takie ich nagromadzenie? To kwestia zalewania lasu przez bagna? czy moze wyziewów z rejonów kopalnianych, ku ktorym sie ochoczo zblizamy?




Utrwalone "z biodra" klimaty elektriczkowe wokol nas...





Od stacji Sosniwka, a glownie w rejonie miejscowosci Girnik zaczynają sie tu i ówdzie pojawiac kopalniane szyby. Kolorowe hałdy, ogromniaste rury, ruiny, rozwaliska i czynne kopalniane szyby. Ich połozenie z dala od miasta i stacji uświadamia nam, ze nie pozwiedzamy sobie zbytnio tego terenu dysponujac jednym dniem i to bez samochodu czy chociazby roweru. Odleglosci sa spore, raczej nie na maszerowanie z plecakiem.

Przemysłowy świat widziany przez brudne szyby wagonu.





Czesto chyba na szybach kopalnianych byla gwiazda. Tak jak w "Kronikach Filmowych" bylo - ze zapalali ją jak wyrobili norme ;) A tu nie gwiazda a tryzub zatkniety jest na wysokosciach. Ciekawe czy tez podswietlany? Wymieniony niedawno? Czy załozony juz wtedy jak budowali tą kopalnie?


Docieramy do Czerwonohradu. Pierwszym miejscem jakie odwiedzam jest oczywiscie kibel. Pytam o dworcowe komnaty. Niestety nie ma, ale babcia poleca jakis klimatyczny hotelik blisko dworca. Z opisu wyglada na miejsce z bubowych marzen i snow. Idziemy go szukac. Wszystko sie zgadza, babcia tak dokladnie opisala miejsce, ze mozna je znalezc z zamknietymi oczami. Sie zgadza- oprocz jednego. Hotelik zlikwidowano 20 lat temu... Babeczki ze sklepu rysują mi mape jak dojsc do innego miejsca udzielania noclegow. Ciekawa to mapka. Na odwrocie jest dzieciecy rysunek i pieczątka z Panamy.




Hotelik jest obrzydliwie nowy ale nie ma ponoc innego w miare blisko dworca. A na tym aspekcie nam bardzo zalezy - jutro mamy elektriczke o 6... Przynajmniej my nie napotkalismy innego hotelu wloczac sie caly dzien po zaułkach miasta. Nasz hotelik jest wklinowany w blokowisko. Jakos tak bach! miedzy wiezowce, wrecz jak wrzucony na srodek zielonego bulwaru przecinajacego osiedle.


Ściana przy hotelowych schodach ma naklejoną poduszke. Toperz oczywiscie walnął w nią głową i było mięciutko. Widac nie byl pierwszy. Ja mieszcze sie pod spodem na styk.


Osiedle przecina szeroka, cienista aleja wykładana wielkimi płytami.



To takie osiedle z innych czasów, gdzie w upalny dzien mozna przysiąść w cieniu drzew... Uchowało sie, bo tu widac jeszcze nie dotarła moda aby kazdemu drzewu wypowiadac walke i karczowac do ziemi wszystko co ma kolor zielony i nie jest tują, gdzie "leniwe popoludnie" gosci czesciej niz "aktywne spedzanie czasu" i inne formy pośpiechu, niepokoju i spiętych pośladków.

U nasady jednego z wieżowców namierzamy knajpke gdzie pożeramy solianke. Jestesmy caly czas obiektami plotek pań barmanek, a nawet jakiejs kłotni miedzy nimi. Czym sobie zasłuzylismy - nie mam pojecia. Rozmowy byly prowadzace ściszonymi głosami i w pseudokonspiracji, ale jednak spojrzenia i gesty zdradzały, ze z niewiadomych przyczyn czyms wzbudzilismy wielkie zaciekawienie i emocje.



Zrzucamy w hoteliku plecaki (bo jak z nimi chodzimy to wszyscy patrza na nas jak na ufo) i idziemy sie powłóczyc po peryferiach miasta - w poszukiwaniu jakis klimatow przemyslowych czy opuszczonych. Za torami majaczyły jakies kominy wiec tam kierujemy nasze kroki.




Dwa wypatrzone zakłady sa niedziałające ale nie są opuszczone. Do czegos są uzywane - w rodzaju magazynów, podstawek pod anteny itp. Zwiedzanie wnętrz wiec odpada - mogłoby spowodowac bliską interakcje z psami ras duzych, a tego zwykle wolimy unikac.







Kopalnia widziana za jeziorkami ale zbyt daleko, aby dzis sie do niej wybrac..


Wśrod poprzemyslowych zaułków natrafiamy na knajpe z wodospadem i wiatami, gdzie jeden z klientow puszcza z komórki przeboje zespołu Lube, chyba specjalnie na tyle glosno aby zagłuszyc muzyke z knajpianego glosnika. Obsługa grozi mu policją, ale wyglada na to, ze gosciowi wlasnie o to chodzi. Nie wiem jak sie sprawa rozwineła, bo policja długo nie przyjezdzala wiec poszlismy dalej.


Sa w rejonie pomniki, ktore spotkała akcja dekomunizacyjna, ale dosc pobieżna. Na tyły nie zajrzeli :)



Tu tez cosik zamurowali ;)


Są malowniczo skrzypiace na wietrze suwnice i inne plataniny dzwigów, drutów, kabli i wszelakiego innego żelastwa.






Są cerkwie zamykające horyzont i takowe mieszające sie z blokowiskiem. Skadinad strasznie duzo cerkwi jest w tym miescie!






A tu jeszcze jedna z Ikarusem!


Spotykamy przyfabryczny pociag towarowy, ktory trąbi nam do wiwatu a maszynista prawie wypada z szoferki machając nam czapką. Gdyby taki postanowił nas zabrac na stopa to bysmy nie pytali o kierunek ;)




Są wreszcie puste pola, wygladajace nieco jak tereny po czyms co zostało niedawno rozebrane. Drogi sa tu czerwone.



I są tam dwa stawki o ksztalcie bardzo regularnym, co sugeruje ich sztuczną historie powstania. Woda w nich na oko wygląda na czystą, ale mimo upału nikt sie nie kąpie. Nie ma stad dzieciaków, plażowiczów, pustka... Tylko jakis jeden dziadek dryfuje na srodku a niedaleko brzegu w trzcinach ukrył rower. Nasz widok bardzo go zaniepokoił bo osiągnał chyba predkosc kosmiczną aby byc przy rowerze przed nami. Na bank wygrałby zawody pływackie! Grunt to dobra motywacja ;)

My jednak nie wykazujemy podejrzewanego zainteresowania rowerem (mimo, ze ma przefajny koszyk z przodu - mozna w nim przewiezc chyba szafe!)


Zwykle jak na wschodzie jest zakaz to jest w tym jakis sens.. Nie to co u nas, gdzie dla zasady zabrania sie kąpieli na wiekszosci kąpielisk...


Są tez ogródki działkowe, ale nieco zapomniane, zdziczałe... Jakby ktos je kiedys kochał ale potem stracił do nich serce. Zalewa je? Jest plan zbudowac tu autostrade? Ludzie wiedzą, ze muszą je z jakis powodów niebawem opuscic? Gdzieniegdzie rosnie jakas fasolka czy grządka marchewki. Ale nie ma babć pielących, nie ma ludzi na leżaczkach, nie ma zagonów kartoszki czy kwiatowych rabatek. Nawet w porządnych niegdys domkach zapadaja sie dachy. Okna zabite dechami... Owocowe drzewka zarasta burzan. Jakos wieje z tego miejsca dojmujacym smutkiem.




Mijamy tez dziwne miejsce "teren prywatny - terytorium bojowników ATO" czyli tych co szukają terrorystow w Donbasie. Ale tam gdzie wskazuje tabliczka jest chaszcz i ledwo zaczęta, przerwana budowa jakis podmurówek. Nie wiem jak to rozumiec. Poligon? Albo sluzbowy domek letniskowy, z jakis przyczyn niedoszły?


A poza tym mozna uzyc na kałuzach! Szkoda, ze nie ma w tej chwili z nami kabaka - toz to by bylo szalenstwo! Nie trzeba by pol godziny szukac porzadnej kałuzy do tupania, jak to ostatnio bywało po deszczach w Oławie.






Mozna tez uzyc na wyboistosci dróg, malowniczosci różnoksztaltych balkonów, białej i rudej cegle bloków i ogólnym snuciu sie bez celu zaułkami, wsrod chaszcza lub betonu blokowisk...












Tryzuby w roznej formie - z krzyzem, z mieczem...



Mozna tez usiąść na brzegu niekąpielowych jezior i rozkoszowac sie tym, ze potoki wody nie wlewają sie za kołnierz, ze w butach przestalo chlupac a wzrok moze błądzic gdzies w oddali wyszukując kolejne obiekty, a nie odbijac sie od zbitej tafli mgły 10 metrow dalej. Tak... To bylo 2 dni temu... WodneKarpaty... Cos nie mamy do gor szczescia w tym roku... ;)

Niestety termin powrotu do domu ściga, wiec nie mozemy spedzic wiecej czasu w Czerwonohradzie... A przydałyby sie jeszcze ze 3 dni....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz