bubabar

wtorek, 29 października 2019

Łotwa (2019), Karosta - północna Lipawa (Liepaja) cz.1 - "Bateria nr 1"

Do Lipawy jedziemy po raz drugi. Byliśmy juz tutaj w 2013 roku. Spaliśmy przy nadmorskiej twierdzy, szukaliśmy tuneli w bagnistych bobrowiskach, kupowaliśmy stare odznaki na miejscowym bazarze. Część ekipy poszło hen! w morze po długaśnym molo i poznakomiło sie z rybakami.. Jeden dzień w Lipawie… Pozostał niedosyt, zachwyt tym miejscem (zdecydowanie spełniającym moje oczekiwania wedle ilości ruin wokoło ;) i jakiś rodzaj tęsknoty za utopionym w lesie blokowiskiem, jakby przeniesionym z dawnych lat, za tym piachem wymieszanym z betonem i zapachem żywicznego, sosnowego lasu.. I usilna chęć, aby znów tam wrócić, więcej się powłoczyc zaułkami, zobaczyc to dziwne “głazowisko”, które majaczyło gdzieś we mgle na brzegu morza jeszcze dalej na północ niz rozłożyliśmy się wtedy biwakiem.. Chcieliśmy juz tu zawitać rok temu, ale awaria busia to uniemożliwiła. Ale teraz sie udało! W pewien szary i mokry czerwcowy dzien suniemy więc w strone jednego z moich ulubionych miast!

Mówienie, że “lubie Lipawe” czy “Lipawa jest jednym z moich ulubionych miast” jest jednak nieco naciągane. Bo tak naprawde wszystkie moje zainteresowania, ulubienia i fascynacje kręcą się wokół Karosty - północnej, silnie zmilitaryzowanej dzielnicy tego miasta, oddzielonej od reszty terenu symbolicznym kanałem. No a między Lipawą a Karostą nie można stawiać znaku równości… Dopiero w tym roku dowiedzieliśmy się różnych lokalnych niuansów i animozji. Poprzednio żyliśmy w błogiej nieświadomości ;) Dowiadujemy się między innymi tego, że ponoć Lipawa Karosty bardzo nie lubi. I z wzajemnością. Że ponoć nie ma na Łotwie tak łotewskiego miasta jak Lipawa. I tak rosyjskiego (a raczej poradzieckiego) jak Karosta. Procentowo w statystykach wygląda to ponoć podobnie jak w innych miastach. Tylko, ze tam ludność jest wymieszana, a tu granica biegnie kanałem...

Problem na linii Lipawa - Karosta jest tez taki - że z jednej strony Lipawa Karosty się wstydzi i nia pogardza. Że to takie slumsy, getto i miejsce niebezpieczne z politycznego punktu widzenia.. Że lepiej by się od tej Karosty odżegnać, odłączyć i nie mieć z nią nic wspólnego. A najlepiej jakby ona przestała w ogóle istnieć... Że to miasto alkoholików, ćpunów i bezrobotnych sierot po Sajuzie. Że to teren ruin i odrapanych blokowisk, gdzie czas jakby się zatrzymał w poprzednim tysiącleciu. Ale z drugiej strony Lipawa stawia na turystyke. A jak przyjeżdżają zagraniczni turyści - to gdzie walą? Ano do Karosty. Bo tam więzienie przerobione na lunapark, bo tam forty, bo tam stary beton w morzu leży i mozna sobie lansiarską fotke na instagrama walnąć... Bo to Karosta odróżnia Lipawe od innych łotewskich miast i w dużej części stanowi o jej inności i atrakcyjności. Wiec nie jedno solidnie tu zgrzyta oraz wiele wątpliwości i dylematów tli sie na linii kanału dzielącego te dwa światy...

Nazwa dzielnicy Karosta pochodzi od slowa “port wojenny” - po łotewsku “kara osta” (ech... jak niektórzy lokalni Rosjanie się zabawnie wkurzają jak sie im przypomina, że "ich miasteczko" nazywa sie po łotewsku! ;)

Miejsce to nie ma historii jako osada, wieś czy cywilne miasto. W XIX wieku powstala na pustym brzegu morza jako wojenny port. Czyli już za carskich czasow rozpoczął sie czas rycia podziemi, bunkrów i stopniowego zalewania terenu betonem. Z budową (i późniejszymi próbami rozbiórki) tych fortów jakoś się strasznie miotano. Już jakoś na poczatku XX wieku, (a więc bardzo niedługo po rozpoczęciu budowy) uznano pomysł na ową twierdze za chybiony, za pomyłke i sporo świeżo postawionych obiektów próbowano wysadzić w powietrze. Jedno jest pewne - że lipawskie forty nie wypełniły swojej pierwotnej misji. Budowa została przerwana, a i wysadzanie nie było zbyt konsekwentne. Budowle pozostały więc na miejscu w pewnej formie zawieszenia, co patrząc na nie - nie zawsze jest tylko przenośnią ;)

Tyle ze strony ludzi z dawnych lat - jeśli chodzi o ich wkład w uatrakcyjnienie lokalnego brzegu i dostosowanie go do bubowych potrzeb estetyczno - wypoczynkowych ;) Resztę zrobiła juz przyroda - fale i morska bryza. Stary skorodowany beton wtopił się w krajobraz.. Miejscami przypomina wręcz skały, tylko wystajace tu i ówdzie druty i inne kawałki metalu sugerują tworzącą je niegdyś ręke człowieka.

Przez 50 lat za czasow ZSRR Karosta była zamknietym miastem, bazą Floty Bałtyckiej. Nawet mieszkańcy Lipawy nie mieli tam wstępu. W latach 90-tych ponoc zasłynęła jako miejsce o bardzo wysokim wskaźniku przestępczości. Teraz sie ponoć poprawiło. Choć póki co nie włóczyliśmy sie wieczorami zaułkami blokowisk i nie siedzieliśmy po lokalnych spelunach gawędząc z lokalsami o życiu... Acz kiedyś i z tą stroną Karosty mielibysmy chęć się zaznajomić! Póki co jednak padło na bunkry i ruiny. Te nadwodne. Szukać betonu bardziej w głębi lądu też kiedyś będziemy, ale to na jakimś kolejnym wyjeździe.


Dziś trafiamy do najbardziej północnej części lipawskiej twierdzy na brzegu morza. Miejsce to jest zwane “Bateria nr 1”. Jedno jest pewne - tu nas jeszcze nie było! To miejsce wtedy, w 2013 roku, omineliśmy - spiesząc sie na podbój różnych okolicznych poradzieckich baz. Tutaj bunkry też leżą w morzu i na plaży. A nad głowami huczy nam wiatrak potwór. Jak ja nienawidze tych konstrukcji! A ostatnimi czasy wszędzie tymi paskudztwami muszą upstrzyć krajobraz...

Dziś jest chyba najbrzydsza pogoda z całego wyjazdu - zimno, szaro i na przemian siąpi i solidnie leje...


Ale i tak idziemy pozwiedzać ten nietypowy brzeg, rosochatym betonem opadający do morza. Zwykle, gdy po powrocie do domu wgrywam zdjęcia na komputer - to je prostuje, bo nie wiedzieć czemu większość zjeżdża mi na jedną strone. Przy zdjęciach z tej twierdzy proces ten był niezmiernie trudny - czasem wręcz niewykonalny! ;) Bo tu nie ma pionów i poziomów, tu wszystko faluje i łamie sie losowo we wszystkich perspektywach. Linia morza zdaje się być jedyną trzymającą fason - acz momentami mam wrażenie, że też nie do końca. Tu wszystko jest krzywe, popękane i zastygłe w najbardziej fantazyjnych pozycjach, które na oko wydają sie być totalnie nietrwałe - ale jednak siedzą w większości mocno swoim ciężarem w piachu klif lub zaryte w morskim dnie. I chyba nic prócz sztormu gigantu nie jest w stanie ich ruszyć... Bunkry porastają różyczki, mech, porosty, glony i wszelakie inne oślizgłe i aromatyczne stworzenia nadmorsko - naskalne.

Skaczemy więc po ogromnych blokach betonu, wspinamy sie po zbrojeniach, chowamy przed nagłymi ulewami pod mniej lub bardziej cieknącymi okapami lub wpełzamy w ciemne czeluście powykrzywianych korytarzy. Czasem zalewa nas fala deszczu, a czasem fala morskiej grzywy. Nigdy nie wiadomo skąd woda uderzy - czy z góry, czy z boku czy wytryśnie ze spękanej podłogi! Czasem zjeżdzamy na kuprach po mokrym piachu i błocie, których nawisy akurat postanowiły ujechać nam masowo spod nóg, wiedzione jakąś przyspieszoną grawitacją albo nagłą tęsknotą za spotkaniem z morzem.













Kabak oświadcza “Jakie to jest fajne miejsce na zabawe w chowanego!!!” Niestety... paskudni rodzice się nie zgadzają. Zabawa mogłaby sie okazać zbyt pasjonująca ;) Ciekawe czy nam to wypomni z wyrzutem za ileś lat...

Szarość betonu, zlewającego sie z szarym niebem i szarą wodą, ożywia dzisiaj jedynie kabacza kurtka i czasem jakieś graffiti.






My z toperzem maskujemy sie tu całkiem dobrze ;) Zdjęcia pt. "znajdź turyste" ;)




Okno pełne morza...



Niektórzy przywitali sie z morzem jak trzeba! Ja się nie zmusiłam dzisiaj.. Zzzimno!


Spacer w kapturze to jedno, ale troche słaba taka pogoda na biwak na brzegu morza, na dłuższą nasiadówke, gotowanie żarcia, cieszenie się plażą, falami i morskim widokiem. Ale okolica oferuje atrakcje i na taką pogode! Znajdujemy sobie rure! Taką wielką, żebrowaną, jakby hangar na rakiete albo co :) Rura jest zadaszona, więc jest w niej sucho. Wieje też nieco mniej niż na zewnątrz, ale przewiew jest wystarcający aby dym ogniska nie wygryzł nam oczu. Rozpalamy jeden z brzozowych pieńków - tych "pochodni drwala", które zakupiliśmy na łotewskiej stacji benzynowej. Taki biwak to ja rozumiem! :)






Wjechać pod dach się niestety nie da (tak jak uczyniliśmy rok temu w hangarach litewskiej bazy koło Vepriai) - wiec biedny busio moknie nieopodal..



Mimo nieciekawej pogody troche ludzi się przewija po tutejszym wybrzeżu. Można by ich podzielić na dwie główne grupy - "lokalny dres" i "zagraniczny turysta". Pierwszy typ zdaje sie bunkrów nie zauważać, zwykle jest wpatrzony w puszke z piwem lub cycki swojej dziewczyny. Drugi typ również na patrzy na morze czy stary beton - gapi sie tylko w ekran swojego smartfona. Jeden i drugi typ więc bardzo często sie potyka i klnie w różnych językach, w zależności od typu. Kilku prawie wlatuje przez dziurę przydachową do naszej rury, acz ostatecznie zwykle wpada tylko noga, a reszta się klinuje.

Szarość wieczorna zostaje na chwile przerwana. O dziwo mamy okazje dziś oglądać zachód słonca! Najbardziej niesamowity i upiorny (ale i w swojej inności zachwycający) zachód słonca jaki miałam okazje oglądać w swoim życiu. I idealnie pasujący do postapokaliptycznego klimatu tego miejsca…



Do snu nie grają nam morskie fale… wszystko zagłusza swoim ponurym szumem wiatrak gigant.. Czy śpisz czy idziesz siku - cały czas tło wypełnia “uuuuuuu”” i machanie skrzydeł potwora, który zasłania pół nieba.. Niezły koszmar mieć coś takiego przy domu… A niektórzy mają i nikt ich o zdanie nie pyta... Ja po jednej nocy dostaje szału od tego ciągłego “uuuuuu””, które jakoś wgryza się do głowy a nawet pulsuje gdzieś na wysokości kręgosłupa. W nocy sobie też wkręcam, że będzie wesoło jak przyjdzie burza.. Albo jak np. akurat dziś jedno z tych skrzydeł postanowi odpaść… ;) Na szczęście jednak wiatrak się nie rozpada i rano robi takie samo obrzydliwe “uuuuuu” jak wieczorem. No ale na drugi nocleg to się raczej rozłożymy gdzieś już dalej od niego!

Nie wiem czemu, ale z wieczora wiatraczysko nie załapało sie na żadną fotke. Więc są tylko poranne... Jaki ten busio przy nim malutki, jak mróweczka!


Poranek wstaje cudownie pogodny! Zatem cały dzień będziemy się włoczyć po tutajszych plażach, lasach i ruinach! Wygrzewać sie na ciepłych piachach i betonach wystawiając pyski do słońca!

Jedyne pozostałości wczorajszego deszczu!





cdn


2 komentarze: