Ej! Coś mi wlazło do butów!!
Odkrywamy też, że mamy stąd widoczek jeszcze na jedną stronę.
Potem idziemy na Jałowiec - czyli tam, gdzie początkowo planowaliśmy nocować. Mają tam takowy tarasik.
Nie wiem do końca jaki jest powód stawiania w górach takowych konstrukcji. Inne - rozumiem. Wieża jest wysoko, więc są z niej widoki. Wiata chroni przed deszczem (tzn. z założenia powinna). Na ławce się siada, na stole je, a w wychodku oddaje dumaniu. A taras? Może na tańce?? ;)
Zatrzymujemy się tu na dłuższą chwilę. Korzystamy z miejsca ogniskowego w celu podwędzenia kiełbasek :)
Ze szczytu mała ścieżka prowadzi w krzaki, w miejsce o wyraźnym przeznaczeniu kibelkowym wśród bywających tu turystów. I tam na pieńku leży wesoły kamyczek! Pierwszy nasz kamyczek znaleziony w Polsce (poprzednich kilkanaście napotkaliśmy w Czechach)
Ostatnio żeśmy się z kabakiem bardzo wkręciły w owe "kamyczki". Szukamy, zbieramy, malujemy swoje i rozkładamy. Świetna metoda na dociążanie plecaka - jakby ktoś np. miał za lekko ;)
Nie ma to jak niepozowane zdjęcie ;)
Cosik się zaczyna chmurzyć...
Zejście z góry Jedliniec na przełęcz pod Wawrzyniakiem jest dosyć strome. Przed chwilą minęli nas rowerzyści i teraz się zastanawiamy - jak oni tu zjechali?? No ale nie leżą nigdzie zwłoki ani wraki pojazdów, więc musiało im się udać.
Tutejsze skałki i drogi mają ciekawą, różowawą barwę. Podobną jak w Nowej Rudzie. No w sumie jesteśmy już niedaleko!
Dziś oglądamy w dole nie Wałbrzych, a okolice Głuszycy.
Detale krajobrazu na zbliżeniu.
Lubimy takie góry jak Sajdak - nie uciapali tu jeszcze żadnego szlaku!
Widoki z okolic szczytu.
Ale nie dla widoków głównie żesmy tu przyszli. Pod tą górą przebiega tunel kolejowy. Ciekawe jest wrażenie, gdy słychać jadący pociąg jak turkocze po torach - a potem nagle wszystko cichnie, przybierając początkowo stłumioną formę. Momentami mamy wrażenie, że słychać go również spod ziemi - w postaci głuchego dźwięku z wnętrza skał albo wibracji terenu pod stopami. A może na tym etapie to już tylko nasza bujna wyobraźnia?
Płowymi łąkami pełnymi wrotyczu schodzimy w stronę Grzmiącej.
Tam, na ostatnim planie, to już leje... Widać taką ścianę mgły, która się przesuwa. I tak wyraźnie robi to w naszą stronę...
A tam na górce coś jest! Bunkier??
Najprawdopodobniej to stary, betonowy zbiornik na wodę. Czytałam też, że niektórzy miłośnicy dolnoślaskich tajemnic przypisują mu bycie np. wejściem do tajnych sztolni.
Wchodząc do miejscowości mijamy kamienicę o bocznej ścianie kojarzącej się ze starym zamczyskiem. Przynajmniej ja w dzieciństwie tak malowałam zamki i panie w przedszkolu mnie chwaliły :P
Kawałek dalej dostrzegamy komin i ruiny jakiejś fabryczki! Grzechem byłoby nie obczaić tak zacnego obiektu, który los przypadkowo rzucił nam na ścieżkę.
Jak potem udaje się dowiedzieć - przed wojną były tu zakłady drzewne, robiące m.in. szpule dla przemysłu włókienniczego. Jeszcze 20 lat temu była tu ponoć fabryka mebli. Obecnie zakład jest opuszczony, tzn. są fragmenty używane na magazyn bel siana. Poza tym - raczej puste hale.
Mijamy starą, przyjemną dla oka zabudowę Grzmiącej.
Na bocznej ścianie jednej z kamienic mamy napisy z trzech różnych epok.
Zbliżenie na nadgryzione patyną lat tabliczki. Nie zawsze już do końca czytelne.
Sporo mijamy tu bud, szopek i malowniczych, drewnianych ganeczków.
A tu taki drobny przykład dlaczego nie przepadam za psami. Szliśmy sobie grzecznie ulicą, nikt nie wchodził na cudzą posesję, a toto się rzuca jak wściekłe i widać, że chce pożreć żywcem... Innym zwierzętom nie tak często jest okazja oglądać migdałki...
Tymczasem zbliżamy się do stacji PKP Głuszyca.
Przyszliśmy w sam czas! Bo właśnie luneło!
Fajna ta stacyjka! :) Miło tu będzie się pokręcić czy chociażby posiedzieć.
Mają tu całkiem przyjemną poczekalnię i co najważniejsze - jest otwarta.
Jest ciepło więc wybieramy jednak wiatę. Deszczem zacina tylko trochę, a poza tym mamy plan na ugotowanie herbaty. Z poczekalni mogliby nas pogonić... Nie wiem czy te butle turystyczne tak często wybuchają, ale jakoś ostatnio ludzie alergicznie reagują na rozpalanie takowych w pomieszczeniach.
Wajchy podejrzane przez okienko.
A kawałek dalej przy peronie jeszcze takowe znaleziska!
W międzyczasie przejeżdża też przez stację pociąg, klasyfikowany jako "zabytkowy". Skład się nie zatrzymuje, widać że jest wynajęty na potrzeby turystyczne. Zabytkowy - mówili... Jeszcze całkiem niedawno normalnie takie jeździły... Czy to może my jesteśmy już tacy starzy??
Szynobus dowozi nas do Wałbrzycha. Przejście podziemne ma tu swój klimacik! :)
Mamy chwilkę czasu, aby się rozejrzeć po okolicach peronu. Za mało niestety, aby tam iść dokładniej pozwiedzać. Zwłaszcza, że po przygodach w Kłodzku wiem, że zwiedzanie różnych lokomotywowni czasem lubi się przedłużyć ;)
KONIEC