bubabar

środa, 27 kwietnia 2016

Bobry, kaczeńce i retorty czyli bieszczadzko-beskidzkie wędrówki kwietniowe cz.5

Jedziemy sobie dzis w strone Górzanki. Mielismy w planach wpasc zobaczyc co slychac w chatce w Szczerbanowce (Maniow 11) w ktorej spalismy 8 lat temu. Jednak wczoraj w Łupkowie nam mowili ze tej chatki juz nie ma , ze nie za dobrze tam sie dzialo w ostatnich latach i ze nie wiadomo w czyich obecnie ten teren jest rekach. I tak chcemy tam zajrzec ale ostatecznie mi sie odechciewa gdy widze ze na drodze siedzi duzy pies (sympatyczniejszy od legendarnego Tesco ale i tak boje sie psow). Natomiast w miejscu skretu drogi do dawnej chaty siedzi… wypchana kuna albo inna fredka. Kto ją tam postawil i po co pozostaje dla nas tajemnica.


Przewijamy sie dzis w rejonie dwoch wypalow. Jeden jest na terenach dawnej wsi Szczerbanowka. Jakos teraz zaczeli grodzic te wypaly, wiazac sznurkiem, zaslaniac drewnem i co gorsza wieszac tabliczki ze wstep wzbroniony. Dawniej czesto sciezka szla przez srodek wypalu, wiec latwiej bylo pogadac ze smolarzami a nieraz i cos wspolnie łyknac. Ciekawi ludzie pracowali w tych miejscach- spotkalismy niegdys i prawdziwego Murzyna, i goscia bez nogi ktory jakos radzil sobie w zaladowywaniu retorty jak i smolarke- czyli babke, ktore to nieczesto chyba imaly sie tej roboty. Mielismy tez okazje nocowac w smolarskich barakach, ale to bylo dawno temu. Teraz wytworzyl sie (zostal celowo wytworzony?) jakis dziwny dystans, jakas bariera.. Czy winne sa temu jakies nowe przepisy BHP, czy moze turysci wlazili do retort i przeszkadzali w pracy? Szlag wie.. Jedno jest pewne- zapach tego dymu lecacego z usmolonych i pordzewialych kominkow jest dla mnie zapachem Bieszczadow- nic tak jak zapach nie przywola wspomnien. A zapach na szczescie jest wciaz ten sam.


Nastepnego wypalu szukamy kolo Cisnej, w bocznej dolinie ciagnacej sie wzdluz potoku Stary Majdan. Retorty stoja, ale jeszcze nie dymia. Wyglada jakby dopiero rozkladali sie z nimi. Czyli wynika z tego ze zima produkcja wegla jest zatrzymana? Nigdy sie nad tym nie zastanawialam- jak rowniez nigdy nie bylam zima w Bieszczadach…




Mamy tez przeglad baraczkow wszelakich. Szkoda ze zadne schroniska, chatki czy agroturystyki nie oferuja noclegow w takich obiektach, ze nie ma wagonow z piecykiem koza pod wynajem.


W krzakach nieopodal zaszyl sie piekny pojazd. Na drogi pewnie juz nie wyjezdza ale w lesie jeszcze buszuje. Jak wiekszosc z tego gatunku nie ma reflektorow.

A to wnetrze- skodusia za 10 lat pewnie bedzie wygladac podobnie ;) Ktos wie moze od czego i po co te rury w kabinie?

Brody na trasie Stężnica - Gorzanka wyschly, rzeka przeplywa pod plytami, przejezdza sie suchym kołem.. Dzis zatrzymujemy sie w PTSMie w Gorzance- spedzimy tu 4 dni. Budynek z zewnatrz jest wyremontowany i pomalowany na rażący kolorek

W srodku jednak mozna znalezc klimat i oddech przeszlosci. Wisi np. obrazek zachecajacy do zdobywania odznaki “przyjaciela schronisk mlodziezowych”. Ja chce taka odznake! W sporej ilosci PTSMow juz nocowalam! Obrazek jest z 86 roku…

A w kuchni zestaw kubkow “Konsumy”. Identyczne w ksztalcie byly w moim przedszkolu. Przenoszac puste wkladalo sie jeden w drugi tworzac wielka tuleje. Panie nam nie pozwalaly nosic po wiecej niz 5 sztuk- acz maksymalna wieza zbudowana na stoliku miala chyba kolo 20!

W schronisku znow jestesmy sami. Niet sezona. Fajne takie puste, ciemne korytarze... Minusem tego miejsca jest chlod. Pala nam wprawdzie w kotlowni wieczorem ale bardzo szybko cieplo umyka. Ot betonowy gmach nieogrzewany przez cala zime ma swoje prawa.. Zajmujemy sobie najwieksza z sal, chyba 10 osobowa.

Wieczorem przechodzi pierwsza wiosenna burza. Kabaczek o dziwo nie boi sie piorunow. Nie wiem jak mozna nie bac sie huku grzmotow albo wybuchajacych fajerwerkow a bać sie np. szumu wodospadu… Dzieci sa dziwne... Rano mamy okazje poznac babke z obslugi (wieczorem wpuszczala nas jej corka- bardzo mila dziewczyna). Baba wpada przed 10 i oznajmia ze albo natychmiast opuszczamy obiekt albo musimy zaplacic za “dniowke” bo w punkcie 15 regulaminu stoi ze miedzy 10 a 17 trzeba opuscic schronisko. Potem sie okazuje ze cala zadyma jest o 4 zl (slownie: cztery). No coz... Uiszczamy oplate, nie zbankrutujemy przez to ale smrod pozostaje… Na szczescie juz owej baby wiecej nie musimy ogladac. Oprocz zelaznego egzekwowania regulaminu babka straszy nas jeszcze niedzwiedziami- ze jakis okaz gigant nagral sie w ostatnich dniach na kamerki gdzies w lasach kolo Łopienki. Jakos tak sie sklada ze pol godziny pozniej dostajemy sms od rodziny ze jakos teraz niedzwiedz poturbowal w Bieszczadach grzybiarza. Grzybiarza? W kwietniu? Chyba jakis dobrych grzybkow szukal :) A my dzis idziemy na Tyskowa. Miejsce w pewnym sensie dla mnie szczegolne bo tu byla jedna z moich pierwszych bieszczadzkich wycieczek. 19 lat temu. Straszne jak ten czas leci… Zatem u wlotu doliny jest wypal, zgodnie z najnowsza moda odizolowany od swiata. Od drogi oddziela go mur drewna. Czy to to plan na ten sezon aby to wszystko zwęglic?





Dalej jest cmentarzyk rodziny Budzinskich- na wszystkich grobach widnieje to nazwisko. Groby opisane sa naszym alfabetem. Nazwisko tez brzmi brzmi polsko... Na ogrodzeniu cmentarza tabliczka o wysiedlonych przodkach.. Zapewne chodzi o innych ludzi, acz zestawienia tych grobow i tej tablicy nieco dziwnie wyglada...


Sa tez dwa budynki. Jeden jest otwarty i swietnie sie nadaje na nocleg w cieplejsze czesci roku chocby dla 20 osob!


Drugi, podobny w konstrukcji do łupkowskiej chaty i Polan Surowicznych jest zamkniety i chyba prywatny. Acz pozatykane za okna plakaty o koncertach czy rajdach wieją atmosfera chatek studenckich.



Dalej w dolinie rozciagaja sie klimaty zrywkowe.


Na przełeczy Hyrcza zagladamy do kapliczki i robimy sobie popas


Potem sobie idziemy na Korbanie.

Po drodze leżą ogromne kupy. Szlak kup. Naliczylismy ich chyba 4 sztuki. Swieze, aromatyczne, wielkosci dwoch krowich razem wzietych. Misiak? Ten o ktorym w telewizji gadali? (potem udaje mi sie dowiedziec ze prawdopodobnie byl to jednak żubr).


Na wszelki wypadek idziemy i glosno spiewamy rozne glupie piosenki. Mam nadzieje ze w rejonie nie ma ani miśka ani innych ludzi. Toperz np. intonuje : “stary niedzwiedz mocno spi, my sie go boimy, na gorke wchodzimy. Jak nas spotka to nas zje”. Jakos wyjatkowo ta piosenka mnie nie bawi w tej scenerii. Zwlaszcza jak napatoczamy sie na piąta kupe…. Spotykamy tez wbita na galaz duza łuske

Ze szczytu Korbani jest ladny, choc dzis lekko przymglony widok. Jest wieza na ktora mozna wylezc i kontemplowac mniejsze i wieksze pagory na horyzoncie.







Jest tez wiatka w ktorej mozna by wygodnie spac w dwie, trzy osoby. Szkoda ze o tej porze roku nocami sa jeszcze przymrozki.



Wieczorem jedziemy sobie jeszcze do Bereznicy, tak ogolnie bez celu, zobaczyc co tam slychac, moze znajdziemy wypal albo co innego. Znajdujemy fajna wyboista droge, kilka widoczkow



Okragla wiate z paleniskiem w srodku

Kilka sympatycznych maszyn zrywkowych

I jakies srodlesne voodoo… Krzyz, stolik, rozpiete sieci.. Uprawa lesna czy ołtarz tajemniczej sekty?


W ostatnie dni ostre slonce przypieklo mi pysk wokol oczu. Od kiedy kilka lat temu na Krymie spalilam gebe na skwarek teraz mi to nawraca. Piecze i wylazi prawie zywe mięso jak nie mam slonecznych okularow. Zapomnialam zabrac wiec kupuje jakies w spozywczaku w Baligrodzie. Kabaczek patrzy na mnie nieufnie. Poczatkowo chyba mnie nie rozpoznaje w tych okularach. Toperz twierdzi ze skoro kupilam okulary to zapewne od jutra koniec z ladna pogoda.. cdn