bubabar

czwartek, 24 lipca 2025

Ceglastymi ścieżkami Wzgórz Włodzickich cz.2 (2025)

Budzi nas piękny, słoneczny dzionek. Piękna sprawa, która zawsze cieszy w górach. Tylko mógłby nas obudzić nieco później niż o 6:50! A tu nie ma zmiłuj - w namiocie robi się szklarnia, nie ma czym oddychać, więc o spaniu już raczej nie ma mowy.


No ale sami jesteśmy sobie winni stawiając namiot w widokowym miejscu, na totalnej patelni! Coś za coś!


A wokół wszystko kwitnie :) Dziurawcem nacieszyliśmy się już też w wczoraj - w wieczornej herbatce.


Suniemy więc dalej, w stronę Włodzickiej Góry.


Ceglaste kałuże co krok przypominają, że jeszcze kilka dni temu nie było tu tak miło i słonecznie jak dziś.


I łąki! Wszędzie łąki! Acz tu już takie pokoszone, więc dobrze, że zostaliśmy na nocleg na poprzedniej górce.


Podejście na szczyt zajmuje nam dużo więcej czasu niż myśleliśmy ;) Nie pamiętam już kiedy tak się obżarliśmy darami lasu!


Mijamy jeszcze punkt widokowy na zboczu.


Mają tu kolorowy kamień, utrzymany w klimatach religijnych.


Podgryzając tu i ówdzie smakowitości z krzaczków i dopychając nimi ostatnie wolne miejsca w brzuchach, zbliżamy się do Włodzickiej Góry.


Niegdyś to było jedno z moich ulubionych miejsc w Sudetach, z charakterystyczną urwaną w połowie ruiną wieży. Zawsze puste, zawsze tylko nasze...

Bywaliśmy tu wielokrotnie i latem.


i zimą...


Ostatni raz w cieniu starych drzew, na mięciutkim mchu, nasz namiot stanął tu w 2014 roku.


Teraz nie ma już ani mchu, ani drzew. Jak zupełnie inne miejsce... Zniknął gęsty świerkowy las, pojawiła się nowa wieża i zryta buldożerami poręba wokół.


Jakieś krzaczyny próbują odrastać, ale nawet gdy im się to uda - to będzie liściasty, robaczywy chaszcz, a nie piękne miejsce jak dawniej - pachnące żywicą.


Przynajmniej wierzbówki się cieszą.


Dalej, na zboczach, trochę iglaków się jeszcze trzyma. Ciekawe jak długo...


Nowa wieża powstała w 2018. Ma wokół zadaszony balkonik, więc w razie złej pogody może stanowić jako taką osłonę przed wodospadami z nieba.


W dole widać zalany kamieniołom, ku któremu zmierzamy. Nie byliśmy tam jeszcze. Może podczas poprzedniego pobytu w tych okolicach zakład jeszcze działał i było prowadzone wydobycie? Może w ogóle o nim nie wiedzieliśmy? Nie pamiętam już...


Schodzimy do Świerków.


Mijamy stare domy o ciekawych, drewnianych werandach.


Zupełnym przypadkiem trafiamy na otwarty sklep! Ale miła niespodzianka! :) Nie spodziewaliśmy się go tutaj!


Kawałek dalej jest drugi, ale nieczynny w niedzielę.


W drodze do kamieniołomu mijamy drewniane domy. Zwłaszcza ten drugi pasowałby na jakieś stare schronisko.


Na skraju kamieniołomu mijamy coś jakby kapliczkę?


Są też ruiny zabudowań z czasów funkcjonowania dawnego zakładu.


Miejsce jest przepiękne! Rude skały odbijające się w zielonkawej wodzie. I ta idealnie gładka powierzchnia! Niech się schowają wszystkie morza, jeziora czy baseny. Kamieniołomy - to jest moje ulubione miejsce do pływania! Nieporównywalny z niczym innym zapach wody, pomieszany z aromatem mielonego kamienia. I woda jakby gęstsza, jakby lepiej unosi - może przez głebokość? A jakie cudowne jest wskoczyć do chłodnych toni po dwóch dniach czochrania się po lasach w upale! To takie psssssss... prawie jak wskakując do wody po wyjściu z sauny :)


Ciężko się pożegnać z miłym bajorem. Zasysa nas tu na godzinę, a może i więcej? W takich miejscach i okolicznościach czas płynie jakoś inaczej. No ale trzeba w drogę - pociąg nie poczeka!

Wracając mijamy rajd koński - może mający jakiś związek z wczorajszą imprezą na Górze św. Anny?


W dali widać Włodzicką Górę - tam niedawno byliśmy.


Bocznymi drogami idziemy do Bartnicy, na dworzec PKP.


Z przyjemnego wiaduktu, również utrzymanego w tonacjach lokalnych, schodzimy do stacyjki.


Duży przykolejowy budynek jest cały dokładnie zamurowany. Wnętrz więc nie pozwiedzamy...


Są też mniejsze domeczki, ale już mocno nadgryzione zębem czasu.


Do pociągu mamy jeszcze godzinę. Mówimy, że fajnie jakby tu był bar dworcowy - jak w Czechach w Jedlovej. Ale czekaj? Nie ma knajpy - to sami sobie możemy ją zrobić! Rozsiadamy się na jednym z daszków.


Wyciągamy palnik, czajniczek, kubeczki, zupki, suchary, kabanosy, piwo, herbaty! Wszystko co trzeba jest z nami!


A potem przyjeżdża pociąg i kończy się nasza fajna przygoda na Wzgórzach Włodzickich.