Ten dzień znów upływa pod hasłem wąwozów. Fragment terenu, po którym się będziemy poruszać jest jakby jedną wielką skałą sterczącą z ziemi i pociętą większymi i mniejszymi rozpadlinami i szczelinami. Łażenie górą nie jest zbyt ciekawe. Po prostu ogromniasty obły kamień - i jeszcze trzeba uważac, żeby się nie wrąbać w głębokie czeluście. No i oprócz widoczku na okolice nic się ciekawego nie zobaczy. Lepiej zejść na "dolny poziom". Tu się zaczyna przygoda, skarby i tajne kryjówki do odnalezienia!
Ten fragment korytarza zrobił na nas największe wrażenie - wystające korzenie, zwieszający się cały ogród botaniczny - paprocie, mchy, wrzosy, jagody!
I grube, sękaste łapy jakby jakiegoś potwora, który próbuje wyjść z podziemi. Już, już się uczepił krawędzi - ale jeszcze nie dziś... Jeszcze nie nadszedł jego dzień!
WIOSNA!!! czy może być coś piękniejszego??
Wygłupianki wewnątrzskałowe!
Yaw Yek
Z plątaniny wąwozów wychodzimy na nieco szerszą, słoneczną przestrzeń. I naszym oczom ukazuje się coś ślicznego, przyklejonego do jednej z żółtawych skał!
Drewniana, przecudnej urody chatynka! Sosnowe bele! Mech na dachu! Auuuu jak pięknie!
Wnętrza pachną siankiem tak aromatycznie, że żadna stodoła by się nie powstydziła!
Jest to jedna z chat najbardziej klimatycznie przystrojonych! Omszałe zielonkawe czachy, wisiory i pamiątki od odwiedzających bywalców! Okopcone gary i patelnie! Lampy naftowe! To wszystko tworzy iście kowbojsko-indiański zakątek!
Jest też kwietniczek! :)
Na terenie biwakowiska co chwilę coś przypomina o osobach związanych z tym miejscem, które przeniosły się już do innego świata.
A to pamiątkowe tablice, a to nostalgiczne historie o założycielach, a to zdjęcia we wpisownikach.
Co zwraca naszą uwagę, że te osoby zwykle zwijały się z tego padołu dosyć wcześnie, bo w wieku 40, 50 czy 60 lat! Dogłębniejsza lektura różnych wpisów (nie tylko z tego kempa, ale też wielu innych) pokazała, że zazwyczaj owi wędrowcy nie umierali w sposób naturalny. Dwie najczęstsze przyczyny to wypadki w wysokich górach (czy inne sporty ekstremalne) lub nadmierna ilość różnych używek...
A! i jakże mogłabym zapomnieć o tak ważnym aspekcie jak wychodek! Prawie przy każdym większym biwakowisku funkcjonuje drewniany domeczek, gdzie można się udać pokontemplować skały, wsłuchać się w dźwięki lasu - ogólnie mówiąc odosobnić się i wyciszyć.
Siedzi sobie takowy - przytulony do skał!
W środku również pełen wypas!
A tu ekipa w komplecie na tle izbuszki!
Posiedzielim, nacieszylim miejscem, przekąsilim conieco - i czas ruszać w dalszą drogę. Trzeba zobaczyć co tym razem czai się za kolejnym zakrętem!
Tysiące mini jaskiń...
Niektóre skały wyglądają nieco upiornie...
Takie prowizoryczne obozowiska to są brawie pod każdą skałą.
Noiro
A tu mamy nawis skalny z drewnianym podestem do spania.
Rzut oka na wpisownik i przegląd artystycznych zdolności wędrujących :)
Mini imprezka. I dźwięk gitary odbijający się od skał dziwnym echem.
Spotykamy tu sympatycznego bywalca, który daje nam ziołowe herbaty. Parząc później wieczorem tą herbatę widzę skały, okopcone skalne sufity i biwakowe sprzęty ukryte w labiryntach. Nie chce mi się samej w to wierzyć. Jak to możliwe, aby smak herbaty miał w sobie zaklęty obraz???
A wracając do spraw obozowiska. Na odchodnym trzeba zagrabić teren. Nie ma to tamto - takie są zwyczaje! :)
Nie można również zapomnieć o niezwykle ważnym budynku towarzyszącym. Oczywiście nie omieszkam skorzystać! :)
Wąskie przejście przez pumeks prowadzi nas do czarnej groty.
A na wietrze klekoczą girlandy ozdób.
Jest też coś dla miłośników dywanów! :D
Wspinamy się na strome zbocze, gdzie widać jakby ruiny zamku! Wszystko jest - okna, baszty... Ale kurcze... To jednak chyba naturalna skała!
Kolejne korytarze, tajne przejścia i skalne maczugi. Niesamowite, że gdzieś mogą istnieć takie przyrodnicze okazy, takie cudowności - i bez parkingów, biletów, przewodników i tłumów znudzonych turystów, którzy w głebi serca nienawidzą wszystkiego co nie jest galerią handlową, ale ściągają się jak muchy do gówna, bo ktoś im powiedział, że to jest modne. Jakie piękne są chwile jak można zapomnieć o takich problemach!
Skały to nie tylko szarość, to nie tylko zieleń mchu. To cała paleta barw, które pojawiają się niespodziewanie w nieoczekiwanych miejscach.
Raz po raz ukazują się nam rozpadliny i skalne załomy. Może to tu jest to czego szukamy? A może tam? A może jednak dalej, za zakrętem?
Miejsce na ognisko to by tu znalazł na każdym kroku, ale podążamy dalej - mając w oczach obraz poszukiwanej osady.
Anracsil
Prawie równocześnie ukazuje się na horyzoncie zarys upragnionej groty i jej zapach. Dosłownie w tym samym momencie do nosów dociera podtwierdzający wrażenia wzrokowe aromat ogniskowego dymu. O tak! Nie ma mowy o pomyłce! To na bank tu!
Ale jeszcze trzeba tam dojść! Patrząc z góry miejsce zdaje się być totalnie niedostępne. Orły, sokoły i nietoperze mogą zamieszkiwać takie miejsca, ale żeby ludzie mieli szanse na dotarcie?
Chyba jednak spróbujemy od dołu. Tutejsze miejscówki biwakowe mają to do siebie, że fakt, że je widzisz nie oznacza, że tam jesteś. Mając coś w zasięgu wzroku może się okazać, że dzieli cię jeszcze godzina drogi.
Czerń okopconych skał ma w sobie zaklętą pamięć o tysiącach ognisk, imprez, biwaków. Ech... żeby kamień umiał mówić (to i tak byśmy go nie zrozumieli, bo zapewne by nawijał po lokalnemu ;)
Rewelacyjnie, że jakaś dobra dusza powiesiła linę! Bez tego za cholerę bym nie wlazła po gładkiej ściance z niewielkimi otworami. Nie powiem - z liną też bardzo łatwo nie było ;)
Oprócz dachu, stołu czy ławek ta miejscówka posiada też piec! Prawdziwy skalny piec! I my zaraz w nim rozhajcujemy!
Zwrócę jedynie uwagę na jeden szczegół - opał trzeba wciągnąć ze sobą po tej pionowej ścianie z liną. Fakt, że trochę drewna jest zgromadzone w środku, ale tak głupio wypalić i se pójść. Mimo trudności staramy się więc uzupełnić - i niech się suszy dla następnych!
I akurat teraz, gdy zasiadamy na ławach i upychamy do piecyka wilgotne drewno, delikatnie siąpiący od rana deszcz - przybiera na sile. Słychać jego szeleszczenie w mchach i paprociach porastających skały. Lekko inny dźwięk towarzyszy szemraniu potoczków zlewających się po zeschłych liściach z prawie pionowych zboczy. Osmolona skała po zmoknięciu nabiera kolejnego aromatu, który zapada zarówno w pamięć jak i wpija się w nasze swetry i kapelusze, aby oddawać ową moc wspomnień jeszcze kilka dni później. Tego miejsca szukalismy chyba najdłużej. I myśleliśmy już, że nasze bezładne próby są skazane na porażkę. I może właśnie nasz trud został wynagrodzony - chwila, którą spędzamy w grocie z piecem gdzieś na wysokościach - jest jakaś wyjątkowa, jakaś taka jedyna w swoim rodzaju!
Dym dym, gryzie w oczy dym! Aaaaaaaaa!
A tu pokój jednoosobowy (no góra 2!) Można rezerwować i nocować!
Są i wpisowniki! A jakże!
Opuszczając to miejsce i wybierając się w dalszą drogę znów stajemy przed koniecznością poruszania w dosyć skomplikowanym terenie. Że też człowiek nie ma jakiś przyssawek albo co? Jakby tu żył jakiś czas - to chyba w drodze ewolucji musiałyby się wykształcić!
Gdy już się wydaje, że nic nas nie zaskoczy, nic nie przyćmi wrażeń skalnej osady pojawia się ON! Najcudniejszy kibel świata! Zawieszony wysoko w wąskiej skalnej szczelinie nad przepaścią! Wygodny, przemyślany! Jest stojaczek na papier, podpórka dla nóg, a wokół poezja dla duszy!
I zgodnie z tradycją na koniec humor bywalców skalnych szczelin, chatek i grot. Rozterki wędrówek labiryntami i aspekty kontaktów z hmmm... jakby to nazwać? przedstawicielami innych społeczności?? ;)
Tu się chyba zgubili. Już wiem skąd pochodzi powiedzenie "być w czarnej dupie" :)
Zimowe poszukiwania miejsc znanych z letniej pory bywa najeżone przeciwnościami losu.
Tak się kończy słuchanie wyłącznie GPSa i wyśmiewanie papierowych map lub porad kumpli.
Najkrótsza ścieżka nie zawsze jest najlepsza ;)
"Co tu robię? Prostuję plecy!"
Istotnym aspektem życia niejednego trampa były problemy z rodziną. To chyba wieczna zmora wielu miłośników lasu, wędrówek czy biwaków. Żona, dzieci i współegzystowanie z nimi. Nie wspominając o ewentualnych wspólnych wyjazdach, które wieją nudą lub zapowiedzią oględnie mówiąc pewnych niezgodności. Zreszta to nie przypadek tylko tego miejsca i tych osobników. Widać to na wielu forach górskich czy różnych "buszkraftowych" grupach. Gdzie oni tych bab szukali? I czemu się z nimi wiązali? Chyba ktoś do nich musiał celować z karabinu? Albo przegrali w karty?
Przykład. Wściekła baba. Zupełnie nie z klimatu. "Więc to jest ten twój 100 gwiazdkowy hotel"??
Tu rodzinnie wybrali się do Niemiec. I towarzyszka fotografuje "bombelki" z tabliczką "objazd" myśląc, że to nazwa miejscowości.
"Korzystasz z 10 lat urlopu macierzyńskiego, a kiedy ja raz w tygodniu idę na wycieczkę, robisz cyrk".
Tata chyba rzadko bywa w domu...
Nie tylko ludzi spotyka się na trasach, zwłaszcza w takim wyjątkowym terenie! Popularne w trampowej literaturze są tematy zahaczające o inne światy, sprawy duchowe i zjawiska niewyjaśnione.
Tu np. problemy duchów. Biedaczyna płacze, bo wysłali go do skalnych włóczegów, aby ich postraszył. A oni zamiast uciekać to go wyśmiali, powiedzieli, że brzydko śpiewa, doradzili, żeby się napił rumu i zamknął. Dla ducha to chyba duża zniewaga ;)
Tramp się ducha nie boi. To duch powinien się bać!
"Nie będę już straszyć trampów! Ostatnim razem wepchnęli mi w dupę butelkę rumu.
A poza tym jak tu straszyć jak oni się nie boją? A za to się fajnie z nimi pije!
Tutaj coś o tym, że niby tramping to "prymitywna zabawa", że tylko facetów to wciąga. A widać kosmitów też ;)
Ufoludki wrócą za tysiąc lat, a prymitywni mieszkańcy Ziemii wciąż będą siedzieć w jaskiniach.
-"Czemu ci Ziemianie tak dziwnie na nas patrzą?" -"Nie wiem ale nie mam dobrego przeczucia".
Trampowie nawet po drugiej stronie mają zapewnione klawe życie!
Nawet w piekle się skubańce urządzą! "Tak, chciałem ich spalić w ogniu piekielnym, ale wybrali mnie szeryfem, więc rozwalę beczki i upieczemy prosiaka"