Ponoc niektore baby tak maja ze sa chore jak raz na czas nie pojda do marketu czy innej galerii i sobie czegos nie kupia. Ba! czasem nawet nie o samo kupowanie chodzi ale ida sie pogapic na ciuchy, kosmetyki czy bizuterie. Ja mam tak samo- ale jesli chodzi o bazary! Moge godzinami krazyc miedzy piramidami arbuzow czy cebuli, wgapiac sie w klatki z przydomowa chudoba, chlonac zapach smarow i zelastwa o nieznanym mi zastosowaniu, probowac domowych win z beczek i plastikowych butelek, rozmawiac z handlarzami, czy wloczyc sie bez celu albo wracac z pelna siatka rzeczy ktore niekoniecznie sa mi potrzebne. Szczegolnie gustuje w bazarach oferujacych nabial i ryby, zywy inwentarz oraz wszelakie szpeja, zelastwo i starocie. Oczywiscie pylistosc, blotnistosc i ogolna prostota wystroju- znacznie podnosi moj odbior atrakcyjnosci miejsca. Lubie zwlaszcza takie miejsca gdzie bywaja i kupuja glownie miejscowi a nie panuje cepeliada i pseudofolklorystycznosc pod turystow z zachodu.
Nieraz w takich miejscach robie tez zdjecia, aby choc troche zatrzymac ten urok i moc zabrac go do domu. Acz wiadomo- zdjecie nigdy nie odda zapachu i dzwieku... Ponizej kilka takich migawek z targowego zycia, glownie krain wschodnich..
Tbilisi, bazar Samgori. Jeszcze handlujacych nie widac a juz mijaja nas z piskiem opon rozpadajace sie łady i wołgi, z ktorych dachowych bagaznikow sypie sie cebula i pomidory. Aromat powietrza wybitnie wskazuje ze jestesmy juz na peryferiach miasta. Bazar jest ogromny, glownie kwitnie tu handel owocowo-warzywny.
Kupujemy czosnek, cebule, wianuszek suszonych czuszek, pomidory, marynowane papryczki. Część zakupow dostaje za darmo "w prezencie dla przyjaciol z Polski". Wszystko pachnie niesamowicie, zwlaszcza sektor zielenin :pietruszki, ogromne kopry czy inne salatopodobne, marszczone liscie. Specyficzny zapach roznosi sie tez wzdluz ogromnych stolow wypelnionych wiadrami i miednicami pelnymi mielonych przypraw. Powietrze jest tu az geste od ziolowego pyłu, ktory troche kreci w nosie a przede wszystkim powoduje napad wilczego apetytu. Na drewnianych dechach lad leża grube rybie cielska, o spasionych brzuchach i ogromnych blyszczacych łuskach. W wielkich akwariach plywaja inne rybne okazy, raźnym ruchem ogonkow podkreslajac swoja swiezosc.
Udane zakupy spozywcze konczymy wizyta przy stole z winami. Domowy specyfik koloru bordowego ma silnie kwaskowaty smak i swietnie gasi pragnienie.
Wkraczamy w rejon targu bardziej przemyslowy. Tu chyba jak ktos sie zna , to moze skompletowac i zlozyc cala łade. No moze bez karoserii ;) Wielkie mloty, piły, siekiery,agregaty, grzewcze spirale, śruby, śrubki i śrubeczki oraz tajemnicze mechanizmy o ktorych przeznaczeniu nie mamy pojecia. Mozna nabyc metalowe pale, zaostrzone z jednej strony. Do wyboru zardzewiale lub swiecące wypolerowaniem. Od malutkich wielkosci zapałki do ogromnych, ktorych zapewne nawet Azja Tuhajbejowicz by sie nie powstydzil. Dopada mnie na chwile, na sekunde wręcz, zapach. Ten sam , ktory przesladuje mnie od lat. Ni to metal, ni smar, ni impregnat do odziezy z demobilu. Najpiekniejszy zapach swiata.. Wracam. Chodze w kółko, niucham po stoiskach.. Juz go nie ma.. Ulecial.. Zniknal.. Jak zawsze..
Kupuje karabinki do chlebaka. Jako zagraniczny gosc z zaprzyjaznionego kraju dostaje znizke. Znow chlebak wisi na dwoch karabinkach. Jeden stracilam gdy zostal jako mocowanie masztu na zaglowce na Jeziorze Mietkowskim.
Widze tez fajna scene- na drewnianym stole śpi snem sprawiedliwym lekko podchmielony jegomosc. To stoisko z siekierami. Przytula twarz do wielkiego ostrza jakiegos topora jak do poduszki i usmiecha sie przez sen cos mamroczac. Moze powinnam zrobic zdjecie.. Ale jakos czasem nie potrafie...
Jest tez caly sektor zajety przez owcza welne w roznych stanach rozdrobnienia
Ten targ (jak i przy bazarowy hotel w ktorym nocuja handlarze) przypada nam na tyle do gustu ze dwa lata pozniej tam wracamy.
Na drugi dzien tez pelzne na targ dokupic sera. Celowo biore ograniczona ilosc pieniedzy- w takich miejscach jestem w stanie wydac wszystko co mam, zwlaszcza idac tam przed sniadaniem i widzac tyle smakowitosci zgromadzonych w jednym miescu. Ostatecznie wracam z dwoma gatunkami sera, garscia kiszonej papryki, dwoma rodzajami domowego wina i 10 metrami grubej liny. Bedzie do holowania skodusi, bo te wszystkie tasmy co mozna kupic na stacjach benzynowych sa strasznie delikatne i srednio nadaja sie do uzytku.
Jedna z handlarek dopytuje sie skad jestem bo mam ponoc akcent zupelnie jak Uzbecy (ich ponoc tez trudno zrozumiec ;) ). Druga turla sie ze smiechu twierdzac ze co jak co ale na Uzbeczke to ja calkiem nie wygladam. Nie wiem kiedy do reki trafia mi garnuszek z winem a do drugiej pajda z jakas dobra ale calkowicie niezidentyfikowana pasta.
Jestem tez swiadkiem sytuacji jak mlody chlopak rozpedza sie na bazarowej platformie do przewozenia skrzynek jak na hulajnodze. Nie udaje mu sie wyhamowac i wjezdza w stojace auto. Skrzynki rozsypuja sie na ulice a jedna uderza w samochod i wybija szybe. Zaskakujaca jest szybkosc z jakas dziadek- wlasciel auta, obezwladnia chlopaka. Przybiega tez na pomoc trzech innych facetow. Mlody dostaje kontrolnie kilka razy w gębe, wyciagaja mu z kieszeni portfel, odliczaja pieniadze potrzebne na naprawe auta. Chlopak zabiera reszte portfela, obciera rozbity nos, ze skrucha cos tlumaczy i pospiesznie sie oddala. Dziadek sie troche zmeczyl, rozpina koszule, ociera pot z czola kraciasta chusteczka, wachluje sie pozyskanymi banknotami i wraz z kolega probuje napredce wyprostowac pogiete nieco blachy auta. Sytuacja ta widac nie jest jakas niezwykla bo wogole nie zbiera sie tlum gapiow. Sprawiedliwosc zostaje wymierzona tez wzgledem Cyganiatka ktore usiluje ukrasc morele. Co robi wrazenie - dzieciak dostaje pare razy w łeb, drze sie wnieboglosy (i on i jego matka), handlarki wyciagaja owoce z jego kieszeni ale trzymanej w reku moreli nie wypuszcza. Chyba mozna by go pocwiartowac a mała rączka raz zacisnieta na łupie nigdy nie odpuszcza…
Na trasie Tbilisi- Bediani-bazar zwierzecy. Niestety ogladamy go tylko z okien marszrutki.
Do bazaru zblizamy sie stopniowo. Coraz czesciej mignie za oknem jakas przyczepa na ktorej jada owce albo auto pelne prosiakow ktore sie rozsiadly normalnie na miejscach pasazerow.
Z bagaznika jakiejs starej łady wystaje spory kawalek krowy, juz chyba niezbyt zywej i kruszejacej na przedpoludniowym sloncu. Kopyta i łaciate cielsko zwisa poza bagaznik. Przyczyna takich klimatow okazuje sie byc wielki bazar zywego inwentarza znajdujacy sie kolo wioski Khaiszi. Na gliniastym placu kłebi sie tłum ludzi, aut i zwierzyny. Widac skupione twarze negocjujacych ceny i odprowadzajacych na postrąkach bydelko w strone przyczep i bagaznikow nowych wlascicieli. Targowisko wyglada na miejsce gdzie mozna nabyc i kałacha i niewolnice do haremu, wszystko jest kwestia znajomosci i umiejetnosci negocjacyjnych.
Erewan, hala targowa. Przy wejsciu atakuje nas sektor suszonych i kandyzowanych owoców! Rodzynki, daktyle czy sliwki mozna spotkac i u nas. Ale wisnia albo gruszka w takiej postaci? Ze wszystkich stron wyciagaja sie rece sprzedawcow i wpychaja nam do buzi rozne smakolyki. Nie suszona morela? To moze mielone orzechy zatopione w slodkiej pascie? a moze nawleczone na nitke figi? Czynimy troche zapasow- w gorach zapewne wszystko zjemy!
Obok sery, biale, z ziolami, w kawalkach, w plasterkach , w postaci dlugich serowych włosow albo pasty w glinianym dzbanie..
I cale wory przypraw! I moje ulubione kiszone papryczki!
lawasze i chlebki
I pomidory takie ze kazdy sie smieje rumianymi boczkami i krzyczy "zjedz mnie!". I wszystko ma cudowny zapach! W odroznieniu od zaspawanej, sterylnej, kartonowej paszy dozwolonej do uzytku na terenie UE...
Na sektor ryb to wogole juz wole nie zagladac bo i tak ani szansy na przyrzadzenie czy przechowywanie.. Ech...jak bede grzeczna i kiedys trafie do raju to bede miec taki bazar przy domu!
Sprzedaja tu takze domowe wodki owocowe- tutowka (z morwy), brzoswiniowa, morelowa, winogronowa. Wszedzie daja skosztowac, kazdemu nalewaja po kieliszku lub daja pociagnac z butelki. Mi najbardziej smakuje brzoswinia, chlopaki chyba wola tutowke. Ostatecznie nabywamy 4 litrowe butelki.
Szack- ukrainskie Polesie. Okolice przybazarowe to jakies stare pofabryczne hale ktore szlag wie jakie teraz funkcje pelnia, jakies skladziki, osiedla blokow gdzie miejska zabudowa i styl zycia miesza sie z wiejskim
Targ to normalnie cudownosci! Kupujemy mleko, ser, maslo, smietane, zielenine, pomidory i dwa domowe dzemy- z jagod i kliukwy. Wszystkiego oczywiscie mozna poprobowac- w procesie wyjadam chyba 6 lyzek roznych dzemow i ogolnie jestem tak zaslodzona ze juz przestaje rozpoznawac smaki. Dzemy bylyby pyszne jakby dodawali ciut mniej cukru.. Ale moze tutaj tak lubia? jak nawet herbate slodza 3 lyzki a ktos proszacy o takowa nieslodzona jest postrzegany przynajmniej jak jednorozec? Mozna tez nabyc rozliczne przetwory zamkniete w czelusciach sloikow- marynowane grzybki, ogorki, patisony, papryki,kompoty... Jest tez sało w ogromnych slojach ale to kupimy jak bedziemy juz wracac w strone Polski.
Jest tez caly sektor rybny- zywe, wedzone, suszone.. Wegorze, sumy, byczki, karpie… Kazdy zachwala swoj towar, prezentuje ryby wyjmujac z wiaderek i obracajac w rekach dookola, z kazdym mozna chwile pogadac. Oczy by zjadly wszystko, ceny nie sa wysokie, ale zdajemy sobie sprawe ze jak kupimy za duzo to na takim upale w skodusi wszystko sie zepsuje.. Trzeba sie wiec miarkowac mimo ze kazda ryba usmiecha sie na swoj sposob a czasem nawet macha zalotnie ogonkiem ;)
Jest tez sektor zywej chudoby. Niestety tylko ptactwo, ale w szerokim asortymencie. Kury dorosle i w postaci pisklat w roznym stadium rozwoju, kaczkowate podobnie. Jakies gesi i indyki takze acz juz wybor jest mniejszy. Klatki, kosze, pojemniki jak na pomidory trzesa sie od pipiskiwania, gdakania, kwakania, kwikania. Towar mozna ogladac, brac do reki, wybierac. Sprzedawca wskazane przez klienta ptactwo pakuje do kartonowych podziurkowanych pudel. Mozna rowniez przyjechac ze swoja klatka albo zakupy umiescic po prostu w bagazniku auta lub na tylnym siedzeniu, co sporo osob czyni. Przypada mi do gustu jedna laciata kaczuszka. W odroznieniu od innych sie nie boi, mozna ja poglaskac. Tylko co ja z nia zrobie? W latach 50 tych w Nowej Hucie ponoc hodowano kaczki i prosieta na balkonach w bloku ale w Olawie niestety obecnie nie ma takich zwyczajow... Kaczuszka musi zostac :(
Przybazarowy kot towarzyszy nam od kiedy kupilismy ryby. Nie spuszcza z oczu naszej siatki. Odprowdza nas az na osiedle gdzie zostawilismy skodusie. A w ten sposob patrzy na bagaznik w ktorym ostatecznie zostaly zatrzasniete rybki. Ten wzrok mowi wszystko!
Szcziołkino (Ukraina, Krym), minihandelek rybno- wszelaki
Wladyslawowka (Ukraina, Krym)- targ przystacyjny
pyszne mleczko
Gorłowka (Ukraina, Donbas)- hala targowa wszelakiego dobra do zjedzenia
sektor rybny
Gdzies wsrod blokow trwa handel ziemniakami
U nas tez kiedys tak bylo.. Jezdzili fura po osiedlu i wolali "kartofle, kartofleee, cebulaaa". Pamietam ze jak pani pytala w przedszolu dzieci "kim chcesz zostac w przyszlosci" to padaly odpowiedzi ze strazakiem, lekarzem, pilotem, zolnierzem czy aktorka.. a ja powiedzialam ze takim obwoznym handlarzem ziemniakow.. Pani wezwala wtedy rodzicow ze "z dzieckiem jest cos nie tak" ;)
Siedowe (Ukraina, Donbas)- maly bazarek- glownie ryby i wojskowe ciuchy
Odessa- targ o duzej zawartosci miesa. Wegetarian prosimy o zamkniecie oczu ;) Najwieksze wrazenie robia na mnie oskurowane kroliki (zajace?) ktorym pozostawiono futrzane "skarpetki". W jakim celu? zeby bylo widac ze to krolik? albo ze mial ladne futerko? Wystepuja tez masowo cale glowy- swinskie, krowie, baranie takze poltusze i konczyny zakonczone kopytkiem
Jak juz jestesmy przy miesie. Mozna go kupic rowniez w handlu przydroznym gdzie ladnie wystawione, zaprezentowane, kruszeje na sloncu:
Kosów (Ukraina)
Martuni (Armenia)
gdzies przy drodze w Albanii
Z Chersona na Krym jedziemy glownie przez ogromne pola uprawne, gdzie cale stada ludzi zbieraja w ogromne wory przerozne warzywa. Owocuje to duza iloscia malowniczych, przydroznych bazarow , na których często się zatrzymujemy, zaopatrujac w rozne pysznosci: arbuzy, melony, pomidory, papryki, winogrona, brzoskwinie, cebule-taka czerwona i splaszczona grzbieto-brzusznie i bardzo slodka w smaku.
Stragany w duzej czesci robia wrazenie punktu zaopatrzenia hurtownikow- cebule kupuje się tu na worki albo przyczepki, arbuzy i papryke na bagazniki.
Wielu handlarzy spedza tu również noce , o czym swiadcza miejsca noclegowe na obrzezu straganow czy prowizoryczne kuchnie polowe.
Na obwodnicy miasta Cherson napotkalismy ogromniasty zadaszony targ rybny! wybor i ilosc byla wrecz przytlaczajaca! dominowaly duze okazy- suszone i wedzone, ponawlekane a sznurki lub deseczki
Warzywa, owoce i miody rozlokowaly sie na swiezym powietrzu
Mniejszy handelek kwitnie rowniez na pobliskiej, opuszczonej stacji benzynowej
Plac targowy przy linii kolejki waskorowej na Polesiu. Miejscowi kupuja tu jakies produkty w wielkich bialych worach (moze cukier na tegoroczna produkcje samogonu? :) )a takze prosieta i kury.
Przy innej ukrainskiej waskotorowce rowniez rozlozyl sie bazar. W Winogradowie kolejka wjeżdza w jego centrum. Można kupic wszystko: zywnosc, ubrania, zywy inwentarz, opony, łancuchy, taczki, skutery. Kramy rozłozyly się na torach, niektórzy sprzedawcy uciekaja z towarem prawie spod kól kolejki.
Cala bazarowa okolica obfituje w pieknie i kolorowo ubrane Cyganki. Nie wiem czy ubieraja sie tak na codzien czy tylko od swieta, a takim jest dzien targowy w miasteczku?
Mam okazje ogladac jak mloda Cyganka kupuje pomidory. Wrecz nasuwa się dowcip pt: ”Jak Cygan kupuje sierp”
„Cygan jak kupuje sierp to najpierw tnie nim trawke. Jak sierp tnie trawke to dobrze, jak nie tnie-to niedobrze.
Potem uderza sierpem o kamien. Jak iskry lecą to dobrze, jak nie lecą – to nie dobrze.
Potem chowa sierp pod kurtke. Jak sprzedawca nie zauwazy to dobrze, jak zauwazy to niedobrze”.
Tym razem jest „niedobrze”. Sprzedawca zauwazyl, ze kobieta chowa pomidory pod spodnice. Rozlega się wrzask i już pięc innych Cyganek biegnie na pomoc. Zaczyna się awantura bo sprzedawca potrzasa kobietą a spod spodnicy wypadaja pomidory. Ostatecznie cala grupka odchodzi obrazona , klnac i wygrazajac a na ziemi lezy kilka rozdeptanych pomidorow..
Rozwloczony bazar w Koloczawie, wzdluz szosy, nad rzeka, wcisniety w rozne miejsca
Werchowyna- sprzedaz stadionowa
Handel przydrozny- na ulicy, przy dworcu, w parku, w pociagu. Z reki , z torby, z ministraganu...
Babcia z slonecznikiem, Mukaczewo
Arbuzowo przy granicy w Mosciskach
Lwow przydroznie
Żmerinka- sprzedaz wagonowo-stacyjna, tu ryby obnosne