Dziś kompleks budynków jest w ruinie i ponoć jest "nieudostępniony do zwiedzania". Musimy więc sobie go jakoś udostępnić sami. W tym celu ruszamy na poszukiwanie dziury w płocie :)
Dzień jest bardzo ciemny i pochmurny. Dodatkowo jest już dosyć późne popołudnie, a jak wiadomo dni na początku stycznia do zbyt długich nie należą. Otyń będzie się więc nam zawsze kojarzył z półmrokiem i burymi chmurami. Niestety będzie to też miało wpływ na zdjęcia - wyprane z kolorów i nie zawsze zupełnie ostre. Ale może to w jakimś stopniu doda im uroku? A napewno autentyczności ;)
Początkowo podążamy przez błotniste trakty, mijając zabite na głucho wagony.
Bryła klasztoru jest widoczna z daleka - to naprawdę solidny kawałek budynku! Jedno jest pewne - latem to by tu nie przeszedł bez maczety.
Największym i chyba najlepiej zachowanym budynkiem (no bo zadaszonym) jest kościół. Tak prezentuje się z oddali, z obejścia przed jednym z gospodarstw.
Wnętrza. Zostały nawet ślady ściennych zdobień, a traktor złapał gumę w konfrontacji z kryptą ;)
Przy ścianie kościoła stoi dźwig. Wygląda jak wspomnienie jakiegoś remontu sprzed lat.
Bez problemu udaje się przedostać na dziedzieniec.
Wokół otaczają nas łukowate odrzwia, ogromne drzewa i gęsty chaszcz. Wszędzie pod nogami gruzowisko omszałych głazów.
A taki ozdobny hak wystaje sobie z drzewa. Ki diabeł? Do czego to mogło służyć?
Wnętrza już wszędzie są zawalone - same ściany, dachu raczej się nie uświadczy.
Potem idziemy dalej wzdłuż muru, okrążając klasztor. Z tej strony prezentuje się jak całkiem solidny fort.
Za kolejnym płotem widzimy jakąś fabryczkę, więc tam kierujemy swe kroki.
Spore mają tu silosy i obok nich stoją metalowe, ażurowe konstrukcje. Raczej to już wszystko nie działa, ale też nie mamy pewności czy można to kwalifikować jako opuszczone. Np. zaparkowana przyczepka jest taka całkiem na chodzie.
Star zjedzony przez roślinność przycupnął sobie nieopodal. Fajny kamper byłby z niego! Pojemny, wysoko zawieszony i miły dla oka!
Udaje się wejść do tego betonowego budynku przy silosach. Są drabiny, o dziwo wnętrza też nie całkiem wypatroszone.
Krajobraz z ciężarówką czyli widoczek z góry na okolicę.
Nagle słyszę półszept toperza: "Psssss... buba! nie błyskaj fleszem! Nie jesteśmy tutaj sami!" Ponoć zobaczył przez okienko jakiegoś kolesia łażącego pomiędzy stodołami. Ze sposobu poruszania wyglądał na ciecia robiącego obchód. Rutynowy wieczorny spacer czy może szuka konkretnie nas? Może powłączaliśmy jakieś czujniki czy kamery? To by była odpowiedź czemu tu jest tyle złomu i on sobie leży nie niepokojony ;) Ale najgorsze, że toperz widział też psa. Ponoć takie coś płowe wielkości cielaka... Cieć cieciem, ale owego zwierza to my spotkać nie chcemy... Schodzimy po drabinach najciszej jak potrafimy i chowając się za konstrukcjami czy pryzmami żwiru przekradamy z powrotem w stronę dziury w płocie prowadzącej na teren klasztoru. Stamtąd wyłazimy na ścieżkę nad rzeką i planujemy jeszcze nią połazić i obejrzeć silosy z innej strony - będąc już po bezpsowej stronie płotu.
Od tej strony przylegają do gospodarstwa jakieś działki rekreacyjne, szklarnie, różne budy.
Stąd jeszcze lepiej widać ogrom tych stalowych kontrukcji. Fajnie by tam wyleźć na górę (technicznie by się dało bez problemu), ale widać by nas było jak na patelni z całej wioski.
A! I tu płot wszędzie jest szczelny - jedyna namierzona dziura to ta nasza, od strony klasztoru.
Jest za to jeszcze mocno namydlona rzeczka, którą przekracza rura i mostek, zrobiony jakby z torów kolejowych :) Dźwięki wydawał malownicze! Łaziłam tam i z powrotem kilka razy :)
Od strony ulicy teren z silosami otacza mur i solidna blaszana brama. Psa ludożercy już nie widzieliśmy - tu dla odmiany stróżują duże koty! Też im z oczu nie patrzy za dobrze!
Co jeszcze można spotkać w Otyniu?
Ciekawy budynek - wygląda trochę jak stara synagoga.
Malownicze, omszałe wrota.
Domy omywane nurtami potoku.
Wszelaka sztuka ogrodowa .
Puszyste, gruboogoniaste, wolne koty :)
Staw specjalnie przeznaczony do morsowania :)
Zaszaleli z ozdobami świątecznymi.