bubabar

niedziela, 14 grudnia 2025

Przez Sądecki i Gorce (2025) cz.5 - z Magurek do polan pod Stusem

Świetlistymi łąkami docieramy na Magurki. Na środku polany stoi bacówka. Konstrukcja raczej współczesna, ale stylizowana na takie, jak budowano dawnymi czasy.


Wyraźnie widać, że postawiono ją, aby pełniła funkcje głównie dekoracyjne a nie praktyczne. We wnętrzu nie ma nic oprócz bardzo nierównej, kamiennej podłogi. To chyba już lepiej jakby było zwykłe klepisko. Mimo dość przyjemnego wieczoru w środku tworzą się dziwne przeciągi i pizga jak szlag, temperatura chyba o dobrych kilka stopni niższa niż na zewnątrz. Sery by się im nie psuły jakby to była prawdziwa bacówka. Acz owce mogłyby dostać reumatyzmu ;)


Ale nie ulega wątpliwości, że ów drewniany obiekt prezentuje się bardzo ładnie i ubarwia polanę swoim wyglądem. Od ulewy pewnie też ochroni.


Na szczycie nieopodal stoi wieża widokowa, więc idziemy sobie obczaić widoczki. W ciepłych barwach wieczoru wszystko wokół przedstawia się przyjemnie dla oka. Można się zagapić, zawiesić i cieszyć, że ciepły wiatr smaga ci gębę :) No bo na wieżach to zawsze wieje.


Ujęcie z cieniem konstrukcji.


Za pomocą aparatowego zooma można sobie poszybować daleko, daleko stąd! Tam, gdzie nogi nas nie zaniosą - przynajmniej nie na tym wyjeździe.


Nieopodal szałasu ciągnącego chłodem namierzamy zadaszone miejsce ogniskowe. Jest tu nawet piecyk i czajnik! Bacówka w tle dodaje kolorytu. Miejsce niezwykle nam przypada do gustu - każde ognicho cieszy, ale takie w malowniczym miejscu po stokroć bardziej :)


Dziś, jako że przed chwilą byliśmy w sklepie w Ochotnicy, mamy wręcz ucztę i możemy przebierać we wszelakich żarciach i napitkach. Może upieczemy sobie kiełbaski na patyku? A może jednak lepsze będą grzanki z serem i salami? A może zupka? Pomidorowa, serowa czy ostry boczek? A może kasza z sosem? Do wyboru do koloru! Tak to jest jak się robi zakupy na 3 dni. Jutro, a tym bardziej pojutrze nie będzie już takich dylematów. Raczej będzie radość, że jest chleb, który nie spleśniał i mięso, które nie ucieka ;)

Najbardziej jednak chyba cieszy ziołowa herbatka! :)


Dziś wyszła wyjątkowo wspaniała - może połączenie dziurawca, mięty, macierzanki i zielonej herbaty w saszetce jest właśnie tym sekretem napoju bogów? :)


Tak nam się rewelacyjnie siedzi przy ognisku, że namiot stawiamy dopiero grubo po zmroku. Przycupnął gdzieś pod świerkami.


Źle się w ciemnosci szuka równego miejsca na muldowatej łące. Ostatecznie wybraliśmy równe, ale o dużym spadku. Całą noc zjeżdżamy jak po zjeżdżalni razem z karimatami. Dość czesto się budzimy wbici nogami w powłoki namiotu i musimy wydżdżownicowywać do góry, na miejsce właściwe. Dobrze, że dziś nie pada, bo raczej byli byśmy mokrzy od takich akcji.

Namiot o poranku. Ładnie sobie schnie w słońcu. Nietypowo, więc warto było uwiecznić na fotce.


Na horyzontach chmurzy się dość paskudnie. Coś teraz przylazło, bo rano obudziło nas słońce, a noc była pełna gwiazd.


Śniadanie zjadamy nieopodal, na ławeczce, która szczęśliwie już na tyle zbutwiała, że zaczyna przypominać naturalną kłodę drewna.


Schodzimy z Magurek. Długo nas gościły, pozostawiając bardzo miłe wspomnienia z pobytu o różnych porach dnia i nocy. Mijamy pagór zwany Spontowska.


Ciekawe, że teraz dość często pojawiają się opisy szczytów wydrukowane na kartce papierowej siedzącej w koszulce. Wygląda na jakąś domorosłą, oddolną produkcję. Ale jak już ktoś odczuwa potrzebę oznaczania wszystkiego wszędzie - czemu akurat tak? Czy nie lepiej by było markerem na deseczce napisać?

Trochę poniżej wchodzimy na łąki.


Stała sobie kiedyś bacówka...


Pewnie turyści tu niegdyś nocowali, imprezowali... Na jednej ze wewnętrznych ścian widać podpisy węglem.


Tuptamy dalej przez łąki. Miło jak płowość traw kołysze się na wietrze, w słońcu i zapachu macierzanki.


Między górkami Spontowska i Kurnytowska próbujemy znaleźć ścieżkę, ale najpierw owa ścieżka odbija nie w tą stronę co byśmy pragnęli, a idąc bezdrożem szybko włazimy w jakiś wiatrołom porośniety maliniskami. Ostatecznie wybieramy jednak ścieżkę idącą bardziej naokoło.

Mijamy Kurnytową Kolibę, gdzie spaliśmy w 2007 roku i mamy przefajne wspomnienia. Obecnie nie można już w niej zanocować. Stoi zamknięta i nikomu nie służy. W wyniku remontu zlikwidowano w niej piece. Cała chata obsypana jest żwirem, że nawet trawa nie rośnie... Czy wspominałam już kiedyś, że nie lubię wracać w miejsca, gdzie już byłam? Bo przeważnie tak jakoś smutno się robi od takich powrotów...


W dolinie Forędówki wita nas rzeźba zwana "góral w strażnicy".


Trasa przypomina nam nieco dolinę Białego Czeremoszu, gdzie wędrowaliśmy 15 lat temu. Brakuje jedynie gruzawików, które by mogły nas zabrać na stopa i drwali częstujących samogonem ;)


Motylek się pasie.


Nagle za potokiem wyłania się daszek. Grzechem by było nie sprawdzić co czai się w jego cieniu.


Jakby była potrzeba skorzystania - to miejscówka całkiem rokująca!


Potem idziemy przez polanę Suchą, skąd są fajne widoki i wreszcie dużo jagód. Nazwa adekwatna. Jest sucho :)


Schodzimy w dolinę potoku Furcówka.


Jest tu znak sugerujący, że w tą boczną drogę nie wolno wjeżdżać. Bo gdyby nie ten znak - to na pewno wszyscy by tu ochoczo wjechali ;)


W dolinie mijamy też zamkniętą bacówkę.


I znów zaczynamy się wspinać. Ścieżka wiedzie przez las, a potem wychodzi na polany pod Stusem. I gdzieś na skraju lasu łapie nas deszcz. Próbujemy przeczekać go pod drzewem. Widzimy przed sobą polanę z bacówką, ale myślimy, że zapewne jest zamknięta. Też pewnie prywatna dacza tak jak ta poprzednia.


Ja chyba jednak mam w sobie wiarę w lepszy świat, bo idę sprawdzić. A może jednak jest otwarta? Głupio moknąć w błocie pod cieknącym drzewem z widokiem na bacówkę. I co? I bęc!!! OTWARTA! :) Macham toperzowi, żeby wylazł spod drzewa i przybiegł tutaj.


Na przyzbie. Z jeżyną, która próbuje wpełznąć do środka i póki co nieźle jej idzie.


Bacówka służy chyba głównie jako ambona. Wysoko, przy strychowym okienku ma ławeczkę, sugerującą, że ktoś tam zasiada i wypatruje. W środku są dwa pomieszczenia - jedno z klepiskiem na podłodze.


Drugi pokoik jest szczelny, zamykany, z drewnianą podłogą. Jest tu też dogodne leże dla jednej osoby i niewielki stolik.


Ścienne wiersze:


Tu komfortowo możemy przeczekiwać deszcz. Nawet taki, który trwa godzinę, napiernicza naprawdę ostro, a w końcowej fazie przechodzi w grad. Smutno by nam było teraz pod tamtym drzewem...

Pewnie byśmy tu zostali na nocleg, gdyby nie to, że zmierzamy w konkretne miejsce. Już się na nie fest cieszymy, zacieramy łapki i ostrzymy zęby!

W końcu się wypogadza, pojawia się coraz więcej niebieskiego nieba, a nawet nieśmiałe promyki słońca wychylają na skąpany w kropelkach świat :) Suniemy więc dalej łąką w górę. Już nie mamy tak daleko!




cdn