bubabar

niedziela, 7 lipca 2019

Biwak pod mostem i płonące trzciny








Był sobie most. Na Odrze, niedaleko wsi Grzegorzowice. Całkiem solidny, betonowy most. Ale w 1945 roku Niemcy go wysadzili w powietrze aby Armii Czerwonej nie udało sie po nim przeprawic. I mostu juz nie ma. Tzn. troche jest, ale rzeki sie juz po nim nie przekroczy. Została ruina - kilka betonowych przęseł w części lądowej. Jest tam więc ślepa droga. Dochodzi do nurtów rzeki i tam się kończy. Tzn. nie jest całkiem ślepa bo konczy sie promem. Prom za dnia pływa, a nocą nie. Więc nocą droga jest rzeczywiście ślepa i pusta.
Jest też grupa ludzi, którzy lubią spac w miejscach nietypowych. Włażą ochoczo w różne dziury i rozpadliny i tam śpią. Palą ogniska, piją wino, stawiają swoje auta, namioty i hamaki. Dziwni ludzie + ruiny mostu = udany biwak!!! Taki zestaw miał miejsce w pewien pochmurny kwietniowy dzionek! :)

Przyjechali takowi i osiedlili sie pod filarami mostu, który tworzy tam jakby ogromne dwie wiaty. Więc i ewentualny deszcz ich ogniskom nie straszny!

Wcześniej jeszcze wleźli na góre. Tam gdzie dawny most wyściela bujny kożuch trawy. Stworzenia mniejsze, występujące w ekipe w liczbie sztuk 3, trzeba było windowac za kupry. Na górze zupełnie nie miało sie poczucia bycia na moście. Ot jakby na pagórek wleżć.




Chris postanowił tu zostac. Tzn. nie że na cały wieczór - bo ten spędzał z nami przy ognisku, postanowił postawić namiot na wysokościach.

Inni wklinowali swoje autka gdzieś pomiedzy trawy i nadbrzeżne chaszcze.


Zawisły tez dwa hamaki...



Wieczór mijał pod betonowym łukiem oświetlonym ciepłym światłem płomieni.








Dzieciaki stwierdziły, ze nie bedą palić ogniska z dorosłymi - chca miec swoje własne! Przenieśli wiec płonący patyk pod ściane i na jego bazie zapłonął kolejny stosik.


Nie obyło sie też bez wspinania na drzewa...


...czy bujania w hamakach. Najwiekszą atrakcją było jak hamaki sie zderzały ;)


Nasze obozowisko widziane z oddali...



Poszłam sobie tez na nocny spacer do promu. Żelazne pływadło stało puste, a nurty rzeki cichutko chlupały w jego boczki. Pachniało rybą i wodorostem, a w oddali pełgały latarnie na drugim brzegu Odry.


Oczywiście kolejnego dnia przeprawialiśmy sie owym promem!




Wyjazd był bardzo bogaty w zwiedzane miejsca:

- opuszczone barki - relacja
- ruiny pałacyków - relacja
- leśne powojskowe bazy - relacja


Mijaliśmy tez samochody będące ozdobą lokalnych złomowisk.





Były ciekawe okna dawnych wież ciśnien...


Nieraz horyzont zamykał rząd kominów, wypełniając powietrze znanym i bliskim sercu aromatem.


Aha! A poprzedni nocleg też spędzalismy w fajnym miejscu! Silent, Chris i reszta ekipy zapadli gdzieś w lasy przykolejowe w Kędzierzynie i łapali kleszcze gdzieś wsród piachów i wież ciśnien.

My dotarliśmy wieczorem w okolice Krapkowic. Był plan noclegu na dziwnym płytowisku nad Odrą...




... ale jednak staneło na rybaczych stawkach.





Nie obyło sie bez przygód, np. jeden śpiwór wpadł do jeziora. Tzn. sam tego nie zrobił ;) Z obserwacji wynikało, ze wykulał sie z busia, a pewne małe rączki, które przebywały wtedy w busiu, miały z tym cosik wspólnego.

Oprócz mokrego śpiwora mieliśmy też ognisko.



Zbierając chrust przyniosłam tez kilka trzcinek.


Okazały sie one palić w sposób tak malowniczy, że następną godzine spędzilismy naprzemiennie rwąc trzciny i machając pochodniami.




Czasem odbiór czasu i jego upływu jest jakiś "niestandardowy". Tak było tym razem. Wyjazd niby na 2.5 dnia a odczucia i ilość wrażen jak z tygodnia w terenie. Stąd i taka długa, "poczwórna" relacja... ;)