bubabar

poniedziałek, 6 października 2025

Czarnogóra cz.2 (2025) - Lovcen

Rano ruszamy w stronę morza. Szybko po wyjeździe ze stolicy pojawiają się fajne widoki. Tu chyba większość dróg została wykuta w skałach.


W dole zostaje Cetinje.


Przerwa na kibelek przy ruince z ładnym malunkiem.


Przyjemne tu mają te góry. Tylko, że one są w większości białe a nie czarne... Czemu więc Czarnogóra? ;) Nie pasuje!


Co chwilę stajemy przy drodze by ponapawać się przestrzenią, górskim wiatrem o zapachu tymianku i zatopić wzrok gdzieś tam hen! daleko na postrzępionych szczytach przysłoniętych mgiełką. Droga jest wąska, ale ruch jest na tyle znikomy, że nawet stanięcie na chwilę na środku szosy nie stanowi problemu.


Teraz taka mała dygresja. W dzisiejszym świecie przewijają się rozliczne teorie spiskowe. Są tacy, co uważają, że Ziemia jest płaska albo że rządzą nami reptilianie. Przewija się również "teoria symulacji", której zwolennicy twierdzą, że żyjemy w czymś na kształt gry komputerowej, że świat wokół nie istnieje - jest jedynie wyświetlony. Jeden ze znajomych, sympatyków tej opcji, twierdzi, że ostatnimi czasy owa symulacja zaczyna się trochę psuć. Że "podkład gry", tło, grafika - stają się bardziej uproszczone, pojawiają się błędy. Tak jakby była wgrana tańsza wersja. Czemu w ogóle w mojej czarnogórskiej relacji piszę o takich nic nie związanych z tematem pierdołach? Ano dlatego, że dzisiaj, właśnie tutaj w górach Lovcen, ten znajomy i ta teoria stanęły mi jak żywe przed oczami. Bo ów kolega opowiadał też (na potwierdzenie swojej opcji), że inaczej wyglądają miejsca, w które jedziemy, w zależności czy nasz pobyt tam jest planowany czy nie. Że gdy pojawiamy się gdzieś spontanicznie - to symulacja nieraz nie zdąży się załadować, więc miejsca nieplanowanych pobytów są bardziej puste. Nasza decyzja o pojechaniu do mauzoleum Niegoszy pojawiła się na zakręcie drogi. Gdy toperz spytał "w lewo czy w prawo"? A ja mówię: "a dawaj w prawo, kiedys tam byłam, są ładne widoki. Jak już tu jesteśmy..." Jest niedziela, ładna pogoda (no dobra, tu pogoda zawsze jest ładna ;) ) ale parkingi, punkty widokowe, obiekty muzealne - są praktycznie puste! Mamy je prawie wyłącznie dla siebie. Inaczej zapamiętałam to miejsce z roku 2008, gdy byłam tu z mamą. Były dzikie tłumy, jak zwykle w atrakcyjnych, popularnych i łatwo dostępnych miejscach turystycznych. Nie wiem więc jak wytłumaczyć rewelacyjne okoliczności, które zastaliśmy tym razem? Chyba tylko tak, że nasz wjazd tutaj był totalnie nieplanowany i tłum nie zdążył się wyświetlić ;)

Jezerski vrh i zabudowa na jego szczycie.


Na górę idzie się tunelem po schodach.


W części pomnikowo-kryptowej można porządnie zmarznąć! Temperatura jest tu chyba o 15 stopni niższa niż na zewnątrz. Dokładnie wszędzie zaglądamy, w każdy zakamarek. Poprzednio jak tu byłam to nic nie było widać spod ludzkich cielsk. Teraz normalnie inne miejsce, inny klimat, inny zapach - jak jakaś zaginiona w górach zapomniana świątynia...


Odnajduje też miejsca, których nie pamiętam z pobytu tutaj 17 lat temu. Okrągły, wymurowany taras widokowy - wtedy chyba go nie było, a widoki ogladało się ze skały.


Boczny tunelik, który wtedy chyba musieliśmy przeoczyć.


I wszędzie szeroka przestrzeń, kwiaty i szum traw!


Štirovnik - najwyższy szczyt w paśmie Lovcen. Ponoć niedostępny dla turystów, z racji na znajdującą się tam bazę wojskową.


Odległe pasma na większych zoomach. Tam gdzie wzrok już nie całkiem sięga, ale aparato-luneta i owszem.


Na szczycie mamy atak chrabąszczy! Więc jeśli na którymś ze zdjęć są jakieś tajemnicze obiekty latające - to najprawdopodobniej są to właśnie one.

Potem czeka nas zjazd w stronę Zatoki Kotorskiej - dziesiątki wściekłych serpentyn. W końcu z 1657 m zjeżdżamy do poziomu morza - trochę to jest! Przy serpentynach są różne kramy. W jednym kupujemy wino z granatów :) Widoczki z drogi:


Jeszcze trochę do zjechania mamy...


Mijamy jaskinię.


Tym razem już do niej nie zaglądamy. Wiemy co jest w środku. Dokładnie ją obczailiśmy w 2016 roku. Całkiem spore i ciekawe miejsce!


A to nowość! Tego 9 lat temu chyba nie było. Kolejka linowa przelatuje nad drogą. Szkoda, że nie taka z bujanymi krzesełkami - wtedy byśmy się pewnie przejechali. Bo siedzieć w zamkniętym wagonie to raczej mała atrakcja...


Tunele większe i mniejsze.


I wjeżdżamy na półwysep Luštica, gdzie spędzimy najbliższe 2 dni.

Mijamy kolejne, niewielkie, kamienne wioski. Półwysep ten w porównaniu z innymi terenami przylegającymi do Zatoki Kotorskiej jest dosyć mało zabudowany. Ponoć ma to związek z istniejącymi tu dawniej poligonami, które zawsze nieco ograniczają powstawanie turystycznej infrastruktury. Na tym wyjeździe, już na dniach, będziemy oczywiście wpadać na pozostałości wojskowej historii tego półwyspu.

Dziś nie zwiedzamy dokładnie mijanych wiosek. Późno jest, a nam się spieszy do morza. Tak by się już chciało wskoczyć w ten bezkres błękitu. Kilka razy jednak musimy stanąć. Nie ma innej opcji, gdy oczom ukazują się tak piękne pojazdy! Pierwszy to przytulona do kamiennego murku Zastawa. Raczej już nie na chodzie - opony porządnie wrosły w ziemię...


Druga stoi w krzakach, na starym betonowym podjeździe. Ma nawet rejestracje i napompowane kółka. Może więc czasem wyjeżdża ze swojej kryjówki?


Jest też brzuchata ciężarówka, niestety nie wiem jakiej marki. Ale chciałoby się takową złapać na stopa i jakiś fragment Czarnogóry przejechać na pace!


A w oddali widać morze! Uśmiechy więc nie schodzą z gęby :) Już za chwilę tam będziemy!



cdn