bubabar

niedziela, 31 października 2021

Pewnego razu na Podkarpaciu - tunel, kładka, czołg i zlot (2021)

Głównym powodem tak odległego wyjazdu weekendowego był jeden z moich ulubionych obecnie zlotów. Zlot zwany “Miłośników Turystyki Wschodniej” organizowany jesienią przez Montownię Wojaży Nieszablonowych. W 2019 roku takowy był w Smardzewicach koło Tomaszowa Mazowieckiego, w 2020 w Turawie w opolskim. Teraz padło na Tyrawę Solną koło Sanoka. Lokalizacja zlotu jest zawsze wybierana za pomocą ciekawych w formie losowań. Na zlotach, oprócz klasycznych form integracji i wycieczek po okolicy, oglądamy pokazy zdjęć i prelekcje z wypraw po terenach byłego ZSRR.

Tegoroczny wyjazd wypada w pewien równie słoneczny jak lodowaty październikowy weekend. Z Krakowa do Sanoka jedzie bardzo ciekawy typ pociągu - takowym mam okazję jechać po raz pierwszy. Posiada sporo cech, które lubię w tych pojazdach - dosyć głośno warczący silnik, zapach metalu i brak szczekających ciągle głośników.


Fajne są też przejścia międzywagonowe, przywodzące na myśl przeguby z autobusu.


Z mijanych stacji moją uwagę zwraca Jasło. Na jednym z peronów stoją krzesełka jak z dawnego kina i wisi sporo obrazów.



W Sanoku dworzec PKP jest oczywiscie zamknięty (już kilkanaście lat temu przychodziło nam spać w namiocie rozbitym na peronie). Dziś czekam na Marcina na PKSie, którego odpicowanie i nowoczesność zostały przynajmniej zbilansowane umieszczeniem w środku miłego dla oka modelu auta.


Miejsce wizualnie do gustu mi nie przypada, ale jakieś walory ma: ławki są wygodne, kibel otwarty, jest ciepło - nie ma na co narzekać!

Jadąc do Tyrawy zawijamy jeszcze do sklepu. I tu zdarza się nieszczęście! Takie są opłakane skutki wykładania wszystkiego kostką! Piwo by upadło na klepisko czy trawę to pewnie by przeżyło! Acz i tak jest lepiej niż myśleliśmy w pierwszej chwili - na 12 wyturlanych sztuk strzaskały się tylko 3!


Coby zacząć zlot czymś o regionalnej nazwie! ;)


Osiedlamy się koło klekoczącego mostu łączącego Mrzygłód z Tyrawą Solną - kto choć raz bywał w tym rejonie będzie wiedział o czym mowa :) Jest tu ośrodek “Nad Sanem”, który jeszcze niedawno zapewne w 100% wpadał w bubowe gusta, ale niestety jest w remoncie. Domki, dawne Brdy, uzyskały już najmodniejsze w tym sezonie białoszare umaszczenie wnętrz, a schodki na górę są równie eleganckie jak niepraktyczne - trzeba bardzo się pilnować, coby z odpowiedniej nogi zacząć korzystanie z nich, w przeciwnym razie lot na pysk jest tylko kwestią czasu.

Acz remont ma też swoje miłe dla oka elementy - krawężniki robią z podkładów kolejowych! :)




Kibelek i schodki pamiętające jeszcze dawne czasy.


W tym rzucie też chyba niewiele się zmieniło od lat.


Pierwszy zlotowy poranek wita nas pięknym słońcem i zalegającym wszędzie szronem! Zimowy wystrój najdłużej utrzymuje się nad Sanem.







Nadrzeczne snujące się mgły…



a nad głowami latają czaple! :)


Z Kasią, Krwawym i Chrisem postanawiamy się wybrać na wycieczkę. Pierwszą atrakcją na trasie jest bujana kładka łącząca wioski Wara i Siedliska.






Wyspa na Sanie :)


Są miłośnicy wyłażenia na wysokości i podziwiania świata z wmontowanych w kładkę wież widokowych! :)



Jakby ktoś był zainteresowany tematem kładek, to kiedyś poświęciłam im całą relację - TUTAJ

Głównym celem naszej dzisiejszej wycieczki są okolice Dynowa, a dokładniej miejscowości Szklary. Znajduje się tam najdłuższy w Polsce tunel kolejki wąskotorowej, ma on ponad 600 metrów. Kiedyś transportowano nią towary dla okolicznego przemysłu, potem wozili się nią dla atrakcji turyści - kolejka “Pogórzanin” jechała z Przeworska do Dynowa. Więcej o historii kolejki można znaleźć np. TUTAJ

Obecnie tunelem wąskotorówka już nie jeździ. Jest to spowodowane urwiskiem, które zjechało w czasie zeszłorocznych powodzi zabierając ze sobą część torowiska. Czy kolejka wróci do tunelu - ciężko powiedzieć. Póki co zdjęli szyny, podkłady i ułożyli je w wielkie pryzmy. Nie mam pojęcia czy w celu remontu, czy oddania na złom już na amen. Do opuszczonego tunelu włazimy więc bez obaw, że nam coś wjedzie w kuper, acz jednocześnie trochę mi jednak smutno, bo w dalekosiężnych planach miałam wycieczkę tą trasą.

No to tuptamy!


Acz już za chwilę tor się kończy. Ktoś podpisał nawet markerem, który odcinek zostaje…


Dalej już solidne osuwisko otoczone taśmami trzepoczącymi na wietrze…


Za obwałem już wszystko “posprzątane”. Pryzmy podkładów, szyn, teren zryty ciężkim sprzętem.







W błocie miejscami zapadamy się po kostki.


Do tunelu wchodzi mazista droga.



Zagłębiamy się w kamienne wnętrza o aromacie wilgotnego bunkra. Spory kawałek jest jasno i nie trzeba odpalać latarki.




Im jednak dalej, tym mrok gęstnieje. Ściany robią się wilgotne i pokryte rudymi naciekami. Z sufitów kapie. Słychać dźwięk szemrzącej wokół wody.






Tu chyba mazaje zrobione przez jakiegoś z wędrowców. Ale fajnie to wyszło! Jak jakiś taki chiński smok!


Ale światełko w tunelu się zbliża :) Chwila i już jesteśmy przy drugim wyjściu.


Wlot jest tutaj zupełnie inny od poprzedniego, bo otoczony drewnianą obudową. Przypomina domek!


Kilka metrów od tunelu zaczyna się torowisko. Tabliczka “bubowego szlaku atrakcji” oczywiście jest!


Tory nurkują w zarośla. Dalej już nie idziemy. Wracamy na zlot, coby nie przegapić kolejnych prelekcji. Może kiedyś uda się tu pojechać kolejką albo jakąś drezyną?


Powrót powrotem, ale jeszcze wypatrzyliśmy opuszczony domek! Słoneczny, utopiony w kolorowych liściach i pogiętych gałęziach starych sadów.




W środku raczej spora demolka.




I schowana dziwna konstrukcja - jakby trybuna? Taka, z jakiej lokalne pierdzistołki przemawiają na różnych uroczystościach?



Znalezisko w trawie. Za ciężkie, aby zabrać na pamiątkę ;)


A kolejnego dnia zaglądamy do czołgu! Dosłownie! Bo jest teoretycznie możliwość wejścia do środka, ale obydwoje z Chrisem jesteśmy nieco za tłuści ;) Kabak to by wlazł! ;) Ona ma rozmiar właściwy dla eksploratora! Nam więc pozostaje pozaglądać, ale dobre i to!




Tym akcentem kończymy podkarpackie zloty i pozostaje mi 9 godzinne telepanie się pociągami do domu.