Na nocleg zatrzymujemy się na polu namiotowym za stadionem.
Noc nie jest już taka lodowata jak poprzednia, ale zaczyna mnie solidnie boleć gardło. Łykam więc w nocy jakieś tabletki i w sumie nie wiem czy wyszło to na plus, bo musiałam je popić lodowatą wodą (innej nie było)
Poranek wstaje słoneczny.
Takie miłe stworzenia odżywiają się prawie w przedsionku naszego namiotu :)
A ja się czuje bardzo nieszczególnie, boli już nie tylko gardło, ale też łeb, ręce, nogi, no wszystko. Mimo to postanawiamy póki co kontynuować wycieczkę.
Pod sklepem w Baligrodzie próbuje się choć odrobinę wygrzać na słońcu. Fajnym miejscem były te schodki - takie schowane od wiatru. Chciałoby się tu zostać i nie iść nigdzie dalej. Tak to jakoś jest, że chore buby od razu tracą instynkt wędrowny.
Jednak najbliższa noc zapewne będzie cieplejsza w leśnej chatce z piecem niż na tych schodach ;) To jedyne co mobilizuje mnie do porzucenia tej wygrzanej miejscówki.
Docieramy do Huczwic, do chaty nad potokiem.
Przytulne wnętrza chatynki.
Resztę dnia spędzamy w chatce i najbliższej okolicy np. chodząc po cudnym świerkowym lesie i zbierając chrust na opał.
Początkowo jesteśmy w chatce sami - tylko my i las trzęsący się od śpiewu ptactwa. Późnym popołudniem dociera Barnaba. Znamy się już od jakiegoś czasu z forum bieszczadzkiego, ale dopiero teraz jest szansa spotkania się na żywo.
Wieczór w chatce mija w przyjemnych klimatach, na śpiewankach, pogawędkach i degustacjach. I co najważniejsze - jest ciepło! :)
A rano popaduje i wilgoć wkręca się w każdą szczelinę. Jak to dobrze, że mamy nasz suchy domek!
Barnaba udaje się w dalszą drogę, gdzieś ku swoim sprawom. My postanawiamy dziś zostać w chatce. Pogoda jest niepewna. Może jak cały dzień posiedzę przy piecu jedząc czosnek - to mi przejdzie przeziębienie? Przez chatkę przewijają się chyba ze dwie osoby, ale tak tylko wstąpiły na chwilę, wypiły herbatę, pogrzały się przy piecu i posżły dalej.
Czytamy sobie chatkowe wpisowniki - o taki rysunek bardzo nam przypadł do gustu :)
Wieczorem przychodzi ekipa bywalców chatki. Jak mnie pamięć nie myli był to Klopsik, Harnaś, a trzeci był chyba pogranicznikiem. Dowiadujemy się ciekawych rzeczy, m.in. że ogromne bukłaki z miodunką można wykopać w lesie. O ile się oczywiście wie gdzie kopać :)
Rano przychodzi czas spojrzeć prawdzie w oczy i ostatecznie podjąć decyzję co dalej. Mieliśmy iść do chatki pod Chryszczatą. Acz na ten moment niedokładnie znamy jej lokalizację - trzeba będzie trochę poszukać i szlag wie czy się uda znaleźć. A do tego mnie siły opuściły totalnie i mam chyba gorączkę. Czosnek przy piecu nie pomógł. Miodunka również... Decydujemy się wracać do domu. Smutno, ale co zrobić. Bywa i tak...
Bieszczady żegnają nas mgłą...
KONIEC