W kwietniu wędrujemy pomiędzy wioską Horni Sedlo a Popovą Skałą. Szukamy leśnego betonu przy szlakach, ścieżkach i zupełnie w chaszczach.
Pierwszy napotkany bunkier stoi sobie na porębie, więc widać go z daleka.
Beton nieco omszał, ale żadne drzewa/krzaki na nim nie rosną. Nie ma się więc czego złapać i nie udaje mi się wleźć na górę. A dzielny kabak mimo wszystko sobie poradził.
W środku o dziwo całkiem czysto, jak na miejsce leżące przy samym szlaku. Jakieś pojedyncze puszki się walają, ale miło, że nikt nie nasrał. Metalowych kawałków też całkiem sporo.
Drugi okaz na naszej trasie jest położony dużo ładniej, bo w miejscu gdzie się jeszcze zachowało trochę drzew.
Tu i mnie się udało posiedzieć na dachu!
Różniste detale.
Wnętrza podobne do poprzedniego, ale bardziej najeżone gwoździami i porosłe pajęczyną.
Ścieżka ku bunkrom.
Tu jakieś kolejne, które jakoś nie wbiły się nam szczególnie w pamięć, ale posiedzieć sobie na miękkim mchu pomieszanym z aromatycznym igliwiem - napewno nie zawadzi.
Ten wyróżniał się tym, że dość malowniczo wkomponowano go w pagórek.
Na tym szczycie powinien się czaić następny!
O! Gdzieś tu!
Radość ze znalezienia mąci nieco fakt, że obiekt okazuje się zamknięty....
Ktoś go sobie zagospodarował. Patelnie, leżaczki...
Za kratę wsadzona jest wizytówka: "w celu zakupu zadzwoń pod wskazany adres". No więc jakby ktoś chciał nietypowy letni domek - to wie gdzie się zwróćić :)
Gdzieś dalej w lesie takowy siedzi w błotnistym pagórku.
Inny przyhołubili sobie myśliwi. To duże ułatwienie w budowie ambony!
Kolejny jest tak zarośnięty, że tylko ja się decyduje do niego podejść tzn. podjąć walkę z jeżynami, które wyjątkowo bujnie porosły dawną porębę. To bardzo wybuchowa mieszanina - najpierw wpadasz w wielką rozpadlinę między jakimiś niewidocznymi korzeniami, a gdy się próbujesz wydostać - walczysz nie tylko z gałęziami, ale i z tysiącem kolczastych pędów. Po kiego diabła ja tu lazłam???
Inni w tym czasie odkrywają tajne skrytki. W sumie to chyba okazuje się być lepszą opcją niż wyrywanie sobie mięsa korzeniami i jeżynami ;)
Następny bunkier robi na nas największe wrażenie! Robi za podmurówkę, ale już nie dla byle ambony, ale dla prawdziwej, wypaśnej chatki! Nawet z piecykiem! Niestety chatka jest zamknięta. A już w głowie pojawiły się plany noclegu w środku ;) Cóż... nie tym razem...
A w samym bunkrze - drewutnia!
Potem mijamy taki leśny. Przyjemny. Bryła betonu wśród opasłych świerków.
No i ostatni na tej naszej trasie - przy samym parkingu. I najmniej godny uwagi, bo owiany intensywnym aromatem - robiący za kibel. Zresztą "pole minowe" otacza go również z zewnątrz...
Dwa miesiące później wracamy w Góry Łużyckie i znów kilka bunkierków wpadło do kolekcji.
W drodze do ruin zamku Milštejn.
Ten zachwycił nas tym, że utopiony był w naparstnicach.
Ten by się nadał, aby mu na dachu namiot rozbić. No i takie fajne, widokowe miejsce!
W środku każdy bunkierek jest dosyć powtarzalny i podobny do poprzedniego. Czasem jednak coś się trafi oryginalnego - np. ładne nacieki!
Okolice stacyjki Jedlova. Kilka kolejnych, śródleśnych okazów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz