bubabar
piątek, 28 lutego 2025
METYSÓWKA
PONIŻSZA RELACJA JEST FRAGMENTEM WIĘKSZEGO ZESTAWIENIA O "CHATKACH STUDENCKICH", KTÓRE MIELIŚMY OKAZJĘ ODWIEDZIĆ DAWNYMI LATY. CAŁA RELACJA TUTAJ - LINK
Gorce, Hala Długa. Chatka zwana była również "Owczarnią". Od lat 70-tych budynek dzierżawiła Akademia Rolnicza w Krakowie. Na początku lat 90-tych gospodarzem chatki został tzw. Metys, w którym to czasie chatka nabrała swojego szczególnego charakteru. Nie poznałam Metysa osobiście, więc nie mogę się ustosunkować, ale ponoć był postacią bardzo kontrowersyjną. Dla niektórych był wyłącznie degeneratem i narkomanem (z racji ulubienia do halucynogennych grzybków), dla innych ciekawą, przyjazną i barwną osobą, w której towarzystwie miło się spędzało czas i słuchało opowieści. Po śmierci Metysa, w latach 1999-2006, obiektem opiekowało się stowarzyszenie miłośników chatki i noclegi były udzielane w sposób różny i niekoniecznie przewidywalny. Oficjalnie GPN zabronił przyjmowania na nocleg turystów spoza stowarzyszenia. Niektórym się jednak udawało. My niestety odbiliśmy się od zamkniętych drzwi (mimo posiadanych sygnałów, że w tym terminie w chatce ktoś będzie). Nie było z kim negocjować. Ze względu na sporą odległość w Gorce próba nie została ponowiona. Budynek potem przeszedł w ręce Gorczanskiego PN i nie stanowi już miejsca noclegowego.
Opowieści o Metysówce, zarówno te z pierwszej ręki od chatkowych bywalców, jak również te gdzieś zasłyszane i pewnie zmodyfikowane pod drodze, słyszeliśmy wielokrotnie. Po chatkach, bacówkach, pociągach, dworcach i knajpach. Chyba była to chatka, o której swego czasu krążyło najwięcej opowieści dziwnej treści.
Moją ulubioną historią o Metysówce była ta zasłyszana w pewną majówkę w szałasie na Jasieniu:
"Dwóch chłopaków wybrało się w Gorce. Planowali zanocować na Metysówce. Był rok 2001 albo 2002, więc Metys już nie żył, ale chatka nieraz była otwarta, bo bywali tam jego dawni znajomi. Chłopaki do chatki dotarli już późnym wieczorem, w potokach ulewnego deszczu. Niestety nie było nikogo, drzwi zamknięte na głucho. Zaglądają przez zarosłe pajęczyną okienko. Miła chatynka - stół, piec, miejsca do spania. Smutno, no ale co zrobić. Otwarte okazało się pomieszczenie gospodarcze, gdzie leżało drewno i pełno jakiegoś innego chłamu o nieznanym przeznaczeniu. Tam postanowili przenocować. Znaleźli jakieś deski, stare drzwi, z tego zrobili sobie posłania. Byli zmęczeni wędrówką w deszczu i błocie po kolana, więc szybko zasnęli. W nocy obudziły ich kroki, śmiech, rozmowy. Do przybudówki weszło kilka osób. Blask latarki zaświecił w oczy - nie było więc już mowy o spaniu. Wstali więc, rozmowy, kto co jak, że chatka była zamknięta, a tu szopa otwarta. I nagle ich zmroziło... Jednym z przybyłych był Metys! Nie znali go osobiście, ale kojarzyli z wielu zdjęć. Jeden z chłopaków zadał więc to niewygodne pytanie: "Metys, ale przecież ty nie żyjesz??? Jak...???". Metys tylko się uśmiechnął: "Dużo ludzi chce, aby myślano, że nie żyję. Chcą się mnie stąd pozbyć. Dobra, ale nie będziemy teraz gadać o nieprzyjemnych rzeczach - chodźcie do chatki, bo tu zimno!".
Chatka była już otwarta. Ogień się palił, dymiła "zupa", jakimi było tu w zwyczaju się raczyć. Chłopaki, żeby tak nie wbijać z pustymi rękami, wyjęli nalewkę. Domową wiśniową nalewkę robioną przez babcię jednego z nich. W charakterystycznej butelce o wygiętym kształcie. Impreza była gruba i toczyła do późnych godzin nocnych.
Poranek. Chłopaki budzą się w szopie przy chatce. Tam gdzie początkowo kładli się spać. Jeden z nich rozgląda się dookoła. Wszystko jest tak jak było z wieczora. Ale miał sen! Taki wyrazisty i zabawny! Bardzo adekwatny do miejsca. Budzi kolegę: "Ale miałem sen! Śniło mi się, że w nocy przyszedł tu do nas Metys i....". Kolega patrzy na niego okrągłymi ze zdziwienia i trochę przerażonymi oczami. "Nie, to MNIE się śniło, że Metys zaprosił nas do chatki. Opowiadasz MÓJ sen!". Wymieniają więc między sobą szczegóły swoich "snów" - no i robi się dziwnie... Rzucają się więc do plecaka. Nie ma nalewki. Butelki też nie ma. No nie ma szans, żeby wychlali nalewkę i wyrzucili butelkę w krzaki. Była zbyt cenna i zawsze zabierali ją z powrotem, by była na kolejny raz. Wychodzą z szopy. Chatka zamknięta na głucho. Tak samo jak wczoraj. Z drżącym sercem podchodzą do okna. Zaglądają do wnętrz. Na stole stoi pusta butelka po nalewce. Ich butelka. Znają od lat jej charakterystyczny, wygięty kształt...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz