PONIŻSZA RELACJA JEST FRAGMENTEM WIĘKSZEGO ZESTAWIENIA O "CHATKACH STUDENCKICH", KTÓRE MIELIŚMY OKAZJĘ ODWIEDZIĆ DAWNYMI LATY. CAŁA RELACJA TUTAJ - LINK
Chatka położona w Beskidzie Śląskim, w przysiółku Pietraszonka należącym do Istebnej. Ponoć to jedna z najstarszych chatek w Beskidach - od 1968 roku znajduje się pod opieką AKT „Watra” z Gliwic.
Chatka niestety położona jest przy asfaltowej drodze. Jak się potem okazało wad miała więcej, ale pozostałe były zazwyczaj związane z czynnikiem ludzkim.
Pierwszy raz trafiliśmy na Pietraszonkę w październiku 2002. Potem jeszcze raz miesiąc później. Wizualnie chatce niczego nie brakowało - ładna chatyna, okienniczki, weranda, płotek, okalające wszystko zarośla.
Kuchenne klimaty - był nawet samowar!
![]() |
![]() |
---|
Weranda i poddasze sypialne.
![]() |
![]() |
---|
Boczne pokoiki do spania. Jedni określali je jako przytulne, inni jako nieco klaustrofobiczne.
Wieczory ze śpiewaniem i graniem.
"Panienka z okienka" czyli zróbcie mi herbaty :)
Niestety pobyty w tej chatce często był związane z mniejszym lub wiekszym zamordyzmem ze strony obsługi. Na początku, za pierwszym pobytem, jakoś tego nie zauważałam. A może ignorowałam i próbowałam nie widzieć? Acz już często przy wejściu dostawało się długi wykład o świętych zasadach. Tu np. dostałyśmy zjebkę, że jemy kanapki ze smalcem w miejscu niedozwolonym.
Z czasem jednak się okazywało, że np. osławiony zakaz spożywania alkoholu czy włażenia w ubłoconych butach - dotyczy tylko niektórych turystów. Odpowiednio ustosunkowani w chatkowych strukturach mogli chodzić nachlani jak świnie (np. po wizycie w pobliskim barze) i zostawiać za sobą błotny ślad jak po ślimaku. W połączeniu z apodyktycznością i chamstwem niektórych "osób decyzyjnych" powodowało to różne sytuacje konfliktowe. Jedna z najbardziej zapadających w pamięć miała miejsce pewnej zimy. Jeden z przebywających w chatce turystów miał ze sobą wino. Nie jakiegoś zwykłego bełta z GSu w Istebnej. Przywiózł ten trunek z odległego kawałka świata, jak mnie pamięć nie myli było to wino z daktyli używane w dalekich krajach do jakiś mistycznych obrzędów. Przy okazji tego spotkania miała się odbyć degustacja owego trunku, połączona z opowieściami z podróży. Nierozważny posiadacz wina niestety na chwilę spuścił go z oka (udając się chyba po kubeczek) i w tym czasie ktoś z przydupasów chatkowego wylał to wino do zlewu. Mógł poprosić o schowanie, spożycie poza chatką itp. Ale nie... Postanowił pokazać władzę... Właściciel wina początkowo chciał kolesia rozerwać na strzępy, ale powstrzymany przez swoich znajomych uległ perswazjom, że klasyczne mordobicie nie zawsze jest najlepszą opcją. Ostatecznie w ramach wymierzenia kary została odnaleziona nowa kurtka chatkowego przydupasa (chwalił się tym) i pocięta nożyczkami. Z racji zniszczenia mienia - została wezwana policja. Radiowóz jednak nie dojechał - droga dojazdowa była mocno zasypana śniegiem... A może po prostu olali sprawe? Za kratki więc nikt nie trafił, ale jak można przypuszczać - atmosfera w chatce była już nieco zważona. Skądinąd nie jestem pewna czy droższa była zniszczona kurtka czy wylane wino - nawet patrząc wyłącznie na wartość materialną.
Przez kolejnych 10 lat jakoś nie miałam parcia, aby wrócić do tej chatki. No ale w końcu tak wyszło, że szykowała sie impreza (pokaz slajdów z rumuńskich gór), znajomi jechali - to pojechałam i ja.
Grudzień 2013. Pomni na to, że pod samą chatkę i tak dochodzi asfalt i dużo ludzi autami przyjeżdża, pojechaliśmy skodusią. Ale tym razem asfaltu nie było... Był śnieg i lód... Skodusia nie dojechała do chatki - uległa zakopaniu już wcześniej ;) Więcej o tym wyjeździe TUTAJ
Chatka w zimowej odsłonie.
Nocą
Weranda. Już nie ma znaku drogowego z krową.
I różne zakątki z wnętrza chaty.
Kibelek zwany ulem - z zewnątrz.
I na salonach.
![]() |
---|
Jednym z najciekawszych wyjazdów na Pietraszonkę był jednak ten, gdy do chatki nie dotarliśmy ;) Też dawne czasy, ponad 20 lat temu. Był koniec listopada. Schodziliśmy z Baraniej Góry juz w kompletnych ciemnosciach, kierując sie w strone chatki. Przechodząc koło schroniska Przysłop doszliśmy do wniosku, że jesteśmy już tak padnięci, że nie mamy siły iść dalej. Robi się zamieć śnieżna i jeszcze się tak skończy, że zabłądzimy i zamarzniemy gdzies w lesie. Więc postanowiliśmy zanocowac w tym to na pierwszy rzut oka "odrażającym molochu pewnie zatłoczonym i niezbyt niemiłym". Która była godzina? Może 20? Drzwi do schroniska lekko skrzypnęły, zawiane śniegiem, przymarznięte, ale co najważniejsze w takich chwilach - otwarte! W środku przyćmione światło w niektórych korytarzach, w innych kompletna ciemność. Było też dość zimno, przypuszczam, że temperatura nie przekraczala 10-15 stopni. Skierowaliśmy swoje kroki w poszukiwaniu bufetu/recepcji, jednak miejsca przypominające takowe były zamknięte. Najwiecej "życia" zdawało sie pozostać w takiej mini szatni - wisiała tam kurtka turystyczna, jeszcze lekko wilgotna... Zaczeliśmy łazić korytarzami w poszukiwaniu jakiegos lokatora. Rozrzucone gdzieniegdzie wiadra, mopy i szmaty świadczyly o przerwanym w trakcie lub niedokończonym sprzątaniu. Niektóre pokoje były otwarte na oścież, w niektórych siedział w zamku klucz. Usłyszeliśmy wyraźne odgłosy w końcu korytarza, więc tam poszliśmy. Ale tam też nikogo nie było - zostało otwarte okno i tylko wiatr łopotał firanką... Ponieważ zmęczenie łażeniem w śniegu zostało spotęgowane bieganiem po piętrach i korytarzach, postanowiliśmy osiedlić się w którymkolwiek z pokoi. Szybka kolacja, stopery w uszy by nie słyszeć "uszami wyobraźni" tych krokow w korytarzach i jęków potępieńczych w piwnicach ;) i zmęczenie wygrało nad strachem - wszyscy spaliśmy jak niemowlęta.
Rano wstaliśmy dość wcześnie, chyba koło 6, bo nas obudziło zimno. Ugotowaliśmy śniadanko na butli, pozbieraliśmy majdan i wyruszyliśmy w dalszą drogę. Dziś również nikogo nie spotkaliśmy w korytarzach ani przy wejściu.
Odchodząc już, oglądając się za siebie, miałam tylko nieodparte wrażenie, że na piętrze dziwnie poruszyła się firanka i widzialam ręke oparta o parapet... Ale nikt prócz mnie nie odwrócił się w tym samym momencie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz