bubabar

środa, 19 lutego 2025

Rowerem po Oławie (2024) - nieznane zaułki mojego miasta

Dzień ten jest idealny na bubową wycieczkę rowerową. Ostre słońce i temperatura zbliżająca się do +35 stopni :) Mogę jechać w krótkich spodenkach, bez ciepłej bluzy i mieć pewność, że nie zmarznę. Do tego ciepły, pachnący wiatr! Ideał!! :)

Jeszcze nie wiem gdzie pojadę. Nie mam konkretnego celu. Będę jechać gdzieś przed siebie, skręcać i zatrzymywać się tam, gdzie mi się uwidzi. Taki totalny luz.

Zaczynam na wałach nad Oławką. Gdyby nie wystające zza zieloności czubki wieżowców można by odnieść wrażenie, że jesteśmy już hen! poza miastem.


Nad rzeką piknikuje sporo osób. Dzieci się kąpią, latają piłki, dymią grille. Praktycznie nie słychać polskiego języka. Panowie łowią raki. Jak to po kilkunastu latach mieszkania tutaj dopiero od obcokrajowców się dowiaduję, że mamy raki w Oławce! Piękne, dorodne, ponoć dobre do piwa. Zwłaszcza z koperkiem. No ale miało być o wycieczce, a nie o "zakuskach" po wschodniemu ;) Zatem jadę dalej.

Rzuca mnie gdzieś w rejony przykolejowe. Położone kawałek od stacji ogromne parkingi. Dziś puste, pyliste. Tylko na falistych zwojach torów stoją wagony w czasie załadunku czy tam innej konserwacji. Nie muszę chyba wspominać, że tutaj również po polsku nikt nie mówi? ;)




Jadę dalej jakąś pustą szosą. Ja cię kręcę - nigdy tu nie byłam!


Trafiam na tereny jakiś dawnych zakładów. Sporo tu stoi zastygłych w bezruchu maszyn - dźwigów, koparek, spychaczy. Łączenia betonowych płyt i pordzewiałe gąsienice zarastają dorodne dziewanny. Nie do końca to wszystko jest opuszczone, ale używane też zdecydowanie nie jest. Acz ktoś musi tego pilnować, bo by już chyba dawno roztaszczyli na złom. Póki co straty są tylko w bubach - okropnie się pocięłam jeżynami, bujnie porastającymi tutajsze płoty. Wygląda jakby mnie napadły jakieś wściekłe koty.









Zakłady Naprawcze Taboru Kolejowego? Nawet nie wiedziałam, że u nas takie są! (albo były?)


Chyba to gdzieś w tych halach siedziało?


Spora kiść torowisk przecina ulicę...


i nurkuje za płoty.




Zajeżdżając hangary od drugiej strony również wpadamy na ślady dawnego kolejnictwa.





To są te momenty, gdzie posiadanie roweru na wycieczce bardziej przeszkadza niż pomaga. Tachanie go przez rozwaliska nie ma sensu, tylko opony poprzebijam. Muszę go gdzieś schować/przypiąć i dalej pozwiedzać na piechotę. Ukryty w tych chaszczach, przypięty do płotu nie powinien chyba zniknąć? Tylko teraz pytanie czy tylko go schować czy przypinać? Bo co jakby się trzeba szybko ewakuować? Może nie być czasu na dziubanie kluczykiem w kłódkę?


Stoi tu jakiś dom. Wygląda na niedawno remontowany, ale jednocześnie już opuszczony, wypatroszony i chyba nieco nadpalony. No i przede wszystkim porządnie zarośnięty!




Okropnie się nastraszyłam, że ktoś na mnie patrzy z górnego okna! A to był tylko rysunek.


Dalej rozciągają się niskie budynki przemysłowe. Rampy, nie rampy? Jakieś krany, rury. Zapach dominujący w powietrzu jest nieco kolejowy. Wyposażenia czy dawnych artefaktów we wnętrzach już nie ma, więc cięzko mi się domyślać do czego poszczególne fragmenty mogły służyć.










W okolicy mają też fajne latarnie :)



Jest też zagroda zarośniętych aut (oraz ich kawałków)








To wygląda jak wejście do schronu. Niestety w zasięgu wzroku ciągle się kręcili jacyś robotnicy. A ja tej klapy na bank bym nie odsunęła w sposób bezszelestny ;)


A ten budynek frapuje mnie od dawna. Od kiedy tu mieszkamy to stoi opuszczony. Może kiedyś uda się wejść do środka?





No dobra - czas trochę pojeździć, bo póki co to głównie rower stoi, a ja się czochram po krzakach. Jadę zatem.

Mijam budynek o architekturze, która mi się dobrze kojarzy - ze starymi biurami przy fabrykach albo ośrodkami wypoczynkowymi.




Takie murale też mi się dobrze kojarzą :)


Szosa.


Duże place.


Płytówka.


Kostkówka ;)


Polna droga.


Bagno. Kurde... Zawsze się kończy tak samo ;)



No dobra, wracam na pola... Acz tam też niedobrze, wszędzie maszyny rolnicze ;)



Trzeba uciekać, bo mnie jeszcze z kukurydzą pomylą! Niektóre koszulki to czasami strach nosić ;) Zdjęcie poglądowe z innego wyjazdu, no bo na tym jakoś nie wycelowałam aparatem w siebie.


Niektóre auta w okolicy to wolą nie ryzykować i bezpieczniej czują się patrząc na świat z wysokości.




Albo w ogóle ścianę udają ;)


Wracam w okolice przykolejowe. Można by się nabrać, że tak klimatycznie wygląda nasza stacja PKP :)


Jadę sobie ścieżkami wzdłuż linii kolejowej.


I tak trafiam na opuszczone torowiska, które nurkują w zieleni.





Potem przekładam się na drugą stronę torów.



Można tu znaleźć krajobrazy naprawdę cudnie zarosłe pnączami.






Dla odmiany od zieleni i szumiących na wietrze liści można się też nacieszyć wielobarwnością murali.




Na koniec wpadam jeszcze na tęczę - ale nie taką na niebie, co to wyłazi po burzy. Tym razem dla feerii kolorów wystarczyła parkowa fontanna.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz