bubabar

czwartek, 6 lutego 2025

Rowerem nad wodę (2024) - Siechnice, Kantorowice, Jelcz, Sielska Woda, Osiek

Relacja zbiorcza z kilku wyjazdów nad pobliskie zbiorniki wodne. Lato. Łąki i pola uprawne. Boczne, najczęściej gruntowe drogi. I bajora, gdzie można wsadzić kuper i popływać. Niby nic wielkiego, ale siedząc nad relacjami w ciemny, zimowy dzień - urasta to do rangi cudownych wspomnień z jakiś nierealnie magicznych chwil. Niezwykle szczęśliwy czas, kiedy człowiek może wyjść z domu i nie zamarzać.

Lubimy bardzo ten rodzaj wycieczek. Jakoś żadna kąpiel nie cieszy tak bardzo - jak ta po przejechaniu 20 km rowerem po pylistym upale. A przejażdżka rowerem bez przekąpki też jest jakaś taka niepełna. Dla ideału muszą być zachowane wszystkie składniki :)

Do Siechnic jeździmy głównie wałami, ale takimi odsuniętymi sporo od rzeki. Wody z nich nie widać, więc przypominają po prostu pyliste, gruntowe drogi.




Są i fragmenty z urozmaiconą nawierzchnią :)


Fragment trasy mamy niestety asfaltem, ale rekompensują to mijani współużytkownicy drogi.


Już niedaleko do celu.


Na obrzeżach Siechnic wpadamy w klimaty kolejowe.



A sam stawek w Siechnicach napewno zadowoli wszystkich miłośników industrialu.










Trasa do Kantorowic jest na tyle daleka, że zazwyczaj jedziemy tam z noclegiem albo w jedną stronę korzystamy z podwózki pociągiem. Tym razem dzionek trafia się nam z dość dynamiczną pogodą. Ciekawe czy nam doleje??





Udało się popływać zanim kąpiel przyszła też "od góry" ;)



Nie tylko my cieszymy się słońcem.


Szczęśliwie znajdujemy mały, opuszczony domek, w którym możemy przeczekać najgorszą nawałnicę.








A na powrocie spotykamy ciekawe urozmaicenie trasy - bramki weselne :)




Na trasie do Jelcza i nad jeziorem zrobiliśmy tylko 2 zdjęcia. Jakim cudem? A był to wiekopomny dzień. 1 maja. Najwcześniej póki co rozpoczęty sezon kąpielowy! :) (no nie licząc pewnej kwietniowej kąpieli - kiedy zawalił się pod nami pomost ;)



A wracając zupełnym przypadkiem trafiamy na wesołe miasteczko! I co ciekawe - nie ma nim tłoku! Tak wręcz pustawo... A tu ładna pogoda, świąteczny dzień. Dziwne czasy nadeszły, gdzie wszystko staje na głowie - na górskich szlakach czy przy schroniskach obłędne tłumy, a w lunaparku w mieście cisza i spokoj.


Jeździmy więc autkami...


wyszczerzonym smokiem...



A toperz z kabakiem dodatkowo decydują się dosiąść te upiorne wiatraki. One nie dość, że się kręcą typowym ruchem wiatraka - to te siodełka dodatkowo robią fikołki i wirują wokół własnej osi!


Mnie to jest niedobrze od samego patrzenia... Stoję więc na dole, robię zdjęcia i zaczyna mi się kręcić w głowie z samej empatii ;) Szkoda, że obsługa nie pozwalała brać ze sobą aparatu czy telefonu - z góry mogłyby być fajne zdjęcia!



Jak wracamy to toperz jest z lekka zielony. A kabak? Kabak by chciał jeszcze!!



Kolejne bajoro do odwiedzenia jest w Sielskiej Wodzie. Staramy się tam dotrzeć polami i zagajnikami, bez wjeżdżania na drogi asfaltowe. Jest to nawet całkiem proste - ale do Szydłowic. Tutaj nasz ulubiony kawałek trasy - płytówka! Jedzie się jak pociągiem - tutu tutu!


Potem długo kluczymy po różnych kukurydzach, ścieżynach kończących się w zaoranym polu lub w ciekach wodnych, gdzie mostek na mapach istnieje, ale w rzeczywistości już niekoniecznie ;) Przyjemne, płowe klimaty późnego lata, gdy upał i duchota leje się z nieba, a ty wiesz, że już za chwilę, już za momencik, wskoczysz do jeziora! :)








Polne mosty z obramowaniem z pokruszonego betonu - to te, które nas uratowały przed przenoszeniem rowerów przez grzęzawiska.






A oto i bajorko! Wyróżnia się spośród innych tym, że jest niesamowicie malutkie i ma tyrolkę do skoków. Tyrolka zwykle jest zepsuta, bo się łatwo zaplątuje, ale tym razem toperzowi udało się ją naprawić.



Jest tu też opuszczona zjeżdżalnia, po której można połazić...




oraz dwa równie nieużywane ptasie rowerki na wysychającym bajorku.





W tym roku wkręciliśmy się też w poznawanie zbiorników wodnych z innej perspektywy - pływając na deseczce. Z takowymi mieliśmy okazję zapoznać się w Jelczu i Osieku Grodkowskim. W tym drugim jest znacznie ciekawiej, bo bajoro jest nieporównywalnie większe i ma bardziej dzikie brzegi. Pozaglądaliśmy więc tu i tam od strony wody, w krzaki i na mini plażki, coby obczaić ewentualne miejscówki na namiot. Niektóre zdjęcia są nieco "pociapane", bo aparat wpadł mi do wody. I to w ogóle cud, że dalej działa!





Kabaka zdecydowanie najbardziej cieszą skoki do wody, więc większość czasu spędza gdzieś w rozbryzgu pomiędzy deską a jeziorem.




Ja tam wolę powygrzewać się do słońca :)


Choć były też próby pływania na stojąco, ale kolebie mocno. Szybko bym chyba poszła w ślady kabaka ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz