Na wycieczke wyruszamy z Michałowic. Mijamy skalki zwane Drewniak
Nastepnymi skalkami sa Kociołki, z ktorych wedlug mapy powinien byc ladny widoczek na Karkonosze ale go nie ma. Jest za to skalka mogaca spelniac dogodnie role bujanego fotela, jest jaskinia tzn dokladniej maly jasny tunelik biegnacy wzdluz skal oraz sporo nisz dosyc dobrze rokujacych biwakowo.
Z nastepnych skalek zwanych Zloty Widok wreszcie mozna zawiesic oko na jakis dalszych szczytach.
A w Karkonoszach wciaz zima trzyma.
Tuptamy sobie do nieczynnego kamieniolomu granitu ktory rowniez nazywa sie “Zloty Widok” (tu sie wszystko tak nazywa- kamieniolom, skalki, ulica, schronisko itp)
W kamieniolomie przycupnelo kilka mocno rozwalonych budynkow, pochodzacych zapewne z czasow jego swietnosci.
Jest tez bunkier gdzie chyba sie chowali w czasie wybuchow
A niektore malunki nascienne wskazuja o niezlych wizjach jego autorow ;)
Kamieniolom jest miejscem niesamowicie wygrzanym i cieplym, temperatura jest tu chyba o 10 stopni wyzsza niz w najblizszych okolicach. Czuja to suchoroslowe rosliny, z ktorych czesc wyglada dosyc egzotycznie
Czuja to zaby - w malutkich jeziorkach az sie klebi i rechot odbija sie od stromych scian.
Zdecydowanie czuja to tez buby ktore zaraz upatruja sobie porosniete porostem, mocno naslonecznione miejsce gdzie natychmiast zalegaja na dluzsza chwile wystawiajac do slonka spragnione ciepla gnaty. Troche sobie drzemiemy, troche obserwujemy sunace po niebie obloki a troche sledzimy spacer lisa o puszystej kicie ktory lazi po osypujacej sie scianie kamieniolomu i robimy zaklady czy spadnie czy nie. Nie spadl.
Jeziorek jest tu kilka, niektore nie wiem czemu kojarza mi sie z jakas blotnista syberyjska tajga.
Jedno z oczek wodnych wciaz jest pokryte gruba warstwa lodu.
Mam okazje zaobserwowac ciekawa scenke- po lodzie skacze zaba i smiesznie rozjezdzaja sie jej nozki. Niestety nie zdazylam zrobic zdjecia. Jednak refleks nie jest moja najmocniejsza strona ;)
W tych milych okolicznosciach przyrody postanawiamy rowniez zjesc obiad. Zapach wygrzanej skaly i suchego mchu miesza sie wiec z zapachem apetycznego lecza :)
Po jakims czasie nadciagaja chmury wiec od razu robi sie mniej przyjemnie. Wracamy wiec do Michalowic. Gdy juz wchodzimy miedzy domy zauwazamy stadko saren tzn sztuk jest cztery. Robia wrazenie udomowionych, oswojonych? tzn wogole sie nie boja, laza miedzy domami, skubia cos w ogrodkach, dzielnie przeskakuja ploty. Widok aparatu jak i zblizajacych sie do nich ludzi wogole ich nie peszy a wrecz sa tym faktem zainteresowane.
Uliczka zdaje sie miec nazwe adekwatna do klimatow.
Dzis jeszcze wydaje mi sie, ze to bedzie moje najblizsze spotkanie z sarnami na tym wyjezdzie ;)
Kawalek dalej wpada mi w oczy pewna komorka- z dachem czupryna! Oplataja ją grube konary jakiegos pnacza, a sama drewniana konstrukcja juz mocno sie przekrzywia i chyli ku ziemi. Zreszta na obecnym etapie juz ciezko stwierdzic czy buda nie wytrzymuje ciezaru rosliny, pęka i sie zawala, czy raczej zawalila by sie juz dawno ze starosci gdyby jej nie trzymaly konary i galezie. Jedno jest pewne- szopa owa mi sie niezmiernie podoba!
Kolejny dom tez sciaga wzrok. Cos jakby zapomniany przedwojenny pensjonat. Zapach starego drewna, cudne ganeczki i werandy!
W ogrodzie przyczaily sie tez lwy w kolorach zdecydowanie niemaskujacych. Widac wsrod lwow ostatnio tez taka moda jak wsrod gorskich turystow- im bardziej wala po oczach swym strojem- tym lepiej :)
Na domu wisi tabliczka “Teatr Cinema”. Moze kiedys byl tu jakis teatr? Sa wszedzie opuszczone kina to moze i teatry? albo powiesili sobie tabliczke? na chatkach studenckich tez nieraz wisi szyld stacji PKP albo banku. Dokladniej o owym teatrze poczytalam sobie o tym dopiero w domu- i troche mi sie zal zrobilo, bo gdybym wiedziala to bym zapukala, a nuz by co ciekawego z tego wyniknelo… Ale co sie odwlecze...
http://culture.pl/pl/miejsce/teatr-cinema
http://www.bluehorse.pl/2013/04/teratr-cinema-w-michaowicach.html
Niedaleko teatru stoi sobie kolorowy trabant, tzn przepraszam- pol trabanta! :)
Wogole miejscowosc jest bardzo sympatyczna- co chwile jakas fajny obrazek
Na koniec ide jeszcze do sklepu po ziemniaki. Zagaduje mnie jeden z biesiadujacych pod altana menelkow. Poczatkowo mysle, ze klasycznie pragnie jakiegos dofinansowania kolejnej butelki, ale okazuje sie ze wrecz przeciwnie- chce mi postawic piwo. Niestety musze odmowic- toperz czeka tam w skodusi (wiec nie moze dolaczyc) , niegrzecznie byloby wiec rozsiadac sie i biesiadowac z obcymi facetami ;) Na odchodnym gosc rzuca- “a wiesz ze my sie znamy, poznalismy sie na woodstocku”. Mowie mu wiec ze to musial byc ktos inny, bo ja w tym roku tam nie bylam. “Ale to nie teraz, to bylo pare lat temu. Mialas takie spodnie spodnie z firanki PKP”. Osssz cholera! Czyli naprawde musielismy sie gdzies tam minac!
Podczas gdy wybieram ziemniaki to gosc pyta sprzedawczyni o cygara. Ona wybalusza na niego oczy twierdzac ze ma tylko zwykle fajki bo cygar i tak by nikt nie kupowal. Gosc wzdychajac glosno “ech ta prowincja” opuszcza lokal z kolejnym winem pod pacha- co ciekawe- takim za 26 zl. Nie wiem kim byl, nie wiem czy byl miejscowy, ale zdecydowanie nie byl to klasyczny przedstawiciel przysklepowego inwentarza polskich miast i wsi.
Na granicy zmroku przyjezdzamy do Lubawki i wdrapujemy sie jeszcze na opuszczona skocznie narciarska. Jej stan zachowania jest dosc ciekawy i niejednorodny. Czesc belek i ich mocowan robi wrazenie calkiem nowych, jasne swieze drewno, nowe sruby. A zaraz obok zbutwiale filary wygladajace jakby zaraz mialy sie zawalic.
Miejsce bardzo przyjazne na wieczorna biesiade, gdy zmrok spowija okolice a wiosenne ptaki dra dzioby na dobranoc.
Zdjecia brzydkie bo robione jak bylo ciemno
Nocujemy w naszym ulubionym schronisku, gdzie jestesmy tylko my i wypasiona czarna kicia.
Niedawno kilka osuwajacych sie ze zboczem drzew zostalo tu w okolicy wycietych wiec chrustu na ognisko nie brakuje. Takiego zatrzesienia materialu ogniskowego to ja sobie nie przypominam! I wiekszosc z niego to pachnace zywiczne swierkowe galezie, czesto pelne dorodnych szyszek.
Wiec i ognisko nie jest takie jak zawsze. Zdaje sie zyc i przybierac wrecz ludzkie postacie, ktore pelgaja, wyciagaja do nas rece, a potem nagle nikna, kula sie pod kolejna dorzucana galezia, by za chwile znow stanac na bacznosc i spojrzec na nas karcaco z gory.
Jeden z upieczonych ziemniakow jest jakis inny. Jest niesamowicie aromatyczny i smakuje troche jak… kielbasa ;D tzn przesiakniety jest jakby jalowcem, jakby aromatem wedzenia, jakby troche kompotem wigilijnym z suszona sliwka. Nie wiem czy piekl sie akurat pod jakas mocno zywiczna galezia, czy w otoczeniu samych szyszek? ale jedno jest pewne- ani ja ani toperz nigdy takiego ziemniaka wczesniej nie jedlismy!
Zaru to dzisiaj by bylo na upieczenie wora ziemniakow dla armii wojska.
Niesamowicie wyglada żar-szyszka!
Ranek wita nas pochmurny i lodowaty. Dzis by nie bylo wygrzewania sie w kamieniolomie. Biedne zaby! Dzis zapewne nie rechocza tak wesolo…
Dzis jedziemy ponownie w rejon Sosnowki szukac sztolni na zboczach Grabowca. Ostatnio lazilismy tam dwie godziny przeczesujac zbocze, a trzeba bylo isc dalej sciezka 100 metrow..
Wszystko jest zlodowaciale, szron osiadl na drzewach, trawach i lisciach.
Sztolnia ta ma okolo 50 metrow korytarza i prowadzi do pomieszczenia z niewielkim basenem na wode. Dzis basenik jest akurat pusty, ale nie chce sie nam zlazic na jego dno. Jest tam ponoc jeszcze kilkumetrowa studnia do ktorej mozna zejsc po klamrach. Docelowo sztolnia byla ponoc wykonana jako ujęcie wody dla pobliskiego prewentorium i schroniska Bergfriedenbaude.
Prowadzone kiedys badania promieniowania w okolicach sztolni wykazaly obecność radonu. Picie wody radonowej ma dzialac korzystnie na zdrowie -przy leczeniu chorób stawów, reumatyzmu, cukrzycy. Potwierdzac to moze istnienie kilkaset metrow dalej zrodelka przy kaplicy, ktore od lat bylo uwazane za swiete i lecznicze. Zatem my tez bedziemy zdrowi bo nam troche nakapalo tej wody ze stropu do menazki w czasie przyrzadzania zarelka!
W okolicach okolosztolniowych mam dziwna przygode. Ide sobie za krzaczek na kibelek i w trakcie owej czynnosci zauwazam katem oka ze cos podbiega zza zalomu terenu. Juz sie troche wystraszylam ze moze moze jakis turysta, biegacz albo grzybiarz (nie wiem skad mi grzybiarz w marcu do glowy przyszedl ;) ) nakryje mnie w tej niezbyt szczesliwej sytuacji. Acz to nie byl czlowiek, to byla sarna. Widzac mnie zatrzymala sie, rozejrzala sie i zaczela dalej isc w moja strone. W momencie jak byla jakies 3 metry i dalej szla troche sie przestraszylam czy aby nie jest jaka wsciekla i mnie zaraz nie upali. Zaczelam sie wiec oganiac swierkowa galazka. Sarna nie od razu sie poddala ale ostatecznie nie podchodzila na odleglosc galazki tylko chwile pokrecila sie wokol i odbiegla. Potem strasznie zalowalam ze nie zrobilam jej zdjecia, ale jakos wogole nie przyszlo mi to do glowy. Jakos tak nieswojo sie czulam z opuszczonymi gaciami, sama w lesie (toperz zostal w sztolni), napastowana przez sarne ktorej zachowanie, mowiac w ogledny sposob, bylo malo klasyczne.... Sarenka byla chyba dosyc mloda. Moze nigdy wczesniej nie widziala ludzi? Moze cos kucajace pod drzewem nie przypominalo jej czlowieka?
(Kilka dni pozniej na walach nad Odra, pare km za Olawa zostalam staranowana przez sarne... Robilam zdjecie kwiatka w mocnym przyklęku a biegnaca sarna po prostu na mnie wpadla. Chwile pozniej ,gdy czytalam ksiazke nad rzeka, łasica siedziala mi na butach i skubala sznurowki- wystraszyla sie dobiero bzyku wysuwajacego sie obiektywu...
Cos dziwnego stalo sie tej wiosny ze zwierzetami - albo ze mna ;) Mam nadzieje ze nie dotyczy to wilkow i niedzwiedzi ;)
Idziemy jeszcze kawalek do Rozdroza pod Grabowcem gdzie sa ruiny schroniska Bergfriedenbaude.
Schronisko kiedys wygladalo tak:
http://dolny-slask.org.pl/816153,foto.html?idEntity=533812
Budynek pelnil dawniej role gospody. Po wojnie zostal zagospodarowany na sanatorium dla dzieci i tak dzialal do lat 80 tych. Pozniej wyszly jakies machloje z prawem wlasnosci, budynek splonal i od tego czasu jest malownicza ruina na pustej polanie wsrod zdziczalego sadu.
Lesne sciezki w okolicy sa cale wylozone dywanem z sosnowych galezi. Wszedzie wycinka na potege… Te drzewa ktorym jeszcze darowano zycie stoja przysrebrzone szronem..
Pogoda sie poprawia, przestaje byc tak cholernie zimno, kaluze odmarzaja , zaczynaja sie pojawiac coraz ladniejsze widoczki.
W okolicach Kowar nawet wylaza z mgiel Karkonosze…
Az zal wracac..
wiecej zdjec:
https://picasaweb.google.com/jabolowa.ballada/201503_Kociolki_ZlotyWidok_Grabowiec#
bubabar
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz