bubabar

wtorek, 4 października 2016

Góry Izerskie - śladem okrąglych wiat cz.2

No tak.. Wieczorem (wraz z tajemniczym porywaczem kanapek) wciagnelismy ponad pol chleba w postaci grzanek! Hmm.. zostalo pol chleba na 3 dni… hmmm. Na tym etapie mamy plan ze pewnie cos kupimy do zarcia w Jizerce albo przynajmniej do knajpy pojdziemy.. Taaaaa… Poki co wedrujemy sobie zuzlowymi drogami obserwujac po drodze ażurowe huby
Inne grzyby tez urozmaicaja okolice
Spotykamy dwa sztuczne jeziorka
Orle z perspektywy innej niz wczoraj
Zamawiamy zupe. Nawet nie dlatego ze mamy ochote na zupe ale dlatego ze daja do niej chleb. Bedzie na wieczorne grzanki! Probuje tez zagadac o kupno kilku surowych ziemniakow ale jest problem bo trzeba by isc do piwnicy, piwnica daleko, ruch w barze spory i takie tam rozne wykrety. Tuptamy sobie przez gorke Granicznik gdzie sa rozne skalki
Mostkiem przelazimy przez Izere i korzeniastymi drogami zmierzamy w strone Jizerki.
Wreszcie na tablicach edukacyjnych zamieszczono jakies ciekawe i przydatne informacje. Nie omieszkamy kiedys zasiedlic
Na obrzezach Jizerki, przy duzym parkingu napotykamy otwarta knajpe gdzie niestety podaja jedynie pozywienie w postaaci plynnej. Dobre i to na poczatek wiec sie zatrzymujemy, rozsiadamy i podejmujemy dluzsza degustacje
Okolica przyknajpowa obfituje w korzenie o fantazyjnych ksztaltach, ktore chyba byly łowione gdzies z wody, a przynajniej mi sie kojarza z takowymi ktore wyrzuca morze.
Widoczki tez nienajgorsze i ciekawe zagospodarowanie scietych pni. I po co karczowac?
Idziemy dalej asfaltem ktory chyba przed chwila rozwinieto z rolki bo jest idealnie gladki, nie ma na nim chyba jednej ryski, pobocza rowniusie jak od linijki. Jakis taki nierzeczywisty, jakis taki obcy, jak z kosmosu. Wrecz mam wrazenie ze nasze buty go zaraz porysuja ;) Jak wiadomo samochody niszcza asfalt wiec nie sa tu mile widziane. Za knajpa stoi zakaz wjazdu… Przy owej zamknietej super szosie stoja stare drewniane domki ktorych obecnosc tu, przy tej drodze, przypomina mi stare przyslowie “pasowac jak kwiatek do kozucha”.
Cala Jizerka robi dosc przyjemne wrazenie, zwlaszcza z oddali, bo nie ma tu ani jednego nowego domu. Same stare drewniane budynki, o ciekawych ksztaltach, z wiezyczkami, z malymi okienkami.
Im blizej sie jednak podchodzi tym bardziej wies robi “kartonowe” wrazenie. Chyba wszystkie domki sa odremontowane na blysk i przerobione na pensjonaty i knajpy, w duzej czesci w tej chwili puste i wyzamykane. Sklepu nie ma. Chyba nie ma tu normalnych gospodarstw. W dwoch czy trzech budynkach ktos sie kreci ale jedzenie i picie jest sprzedawane tylko nocujacym. Juz wiadomo na kim sie swego czasu wzorowala Chatka Gorzystow…
Troche drewutni, porabanego drewna i unoszacego sie gdzieniegdzie dymu przypomina ze moze jednak nie jest to tylko gustownie pomalowana makieta ze styropianu?
W tle gorka Bukovec
Glodni opuszczamy to dziwne miejsce wracajac na polska strone, do wiaty. Po drodze dziwujemy sie tak nisko rosnacej kosodrzewinie.
Hmm.. czyzby Czesi zauwazyli istotny problem- rozjezdzania pieszych przez opętanych mania szybkosci rowerzystow. (zamiast znakow przydalyby sie progi zwalniajace ;)
Jeden z doplywow Izery to tez bardzo ciekawa rzeczka, pelna niesamowicie wielkich glazow.
Sama Izera przypomina mi zdjecia z jakis polnocnosyberyjskich klimatow. Nie wiem czy te kamienie, czy polamane drzewa? Brakuje tylko siedzacego na brzegu niedzwiedzia ktory wcina rybe!
Czesc glazow porasta ciekawy czerwonawy porost
Nad rzeka znajdujemy dwa dzikie biwakowiska, bedace swiadkami zapewne niejednej fajnej imprezy. Teren wokol jednego jest ogrodziny swierkowa zeribą.
My natomiast zasiedlamy wiate polozona nieopodal mostku. Wiata o konstrukcji wydziwiastej, przerwanej w polowie nie wiadomo po co. Podesty do spania sa w niej trojkatne- bez problemu mieszcza sie dwie osoby w gornej czesci ale nogi juz nie bardzo..
Wieczorem zaglada do wiaty jakis czeski rowerzysta. Oglada ją dokladnie wewnatrz i pyta czy planujemy tu spac. Potwierdzamy. Pyta czy nie mamy nic przeciwko aby i on sie tu przespal. Jasne ze nie mamy. Zapraszamy go do ogniska. On jednak twierdzi ze musi gdzies jeszcze jechac i wroci (wrocą?) dopiero w nocy. Rozmowa toczyla sie po polsko- czesku wiec nie ma stuprocentowej pewnosci ze sie dobrze zrozumielismy. Czech mial maly plecaczek, nie mial sakw. Moze pojechal po kogos kto przywiezie spiwory? Moze jest survivalowiec i sypia przykryty galezia? Moze teraz pojechal zjesc cos na Orle? (bo jak juz wiemy po czeskiej stronie sie nie jada). Siedzimy dosyc dlugo przy ogniu.
Trzymamy nawet dla nocnych gosci dwie grzanki z serem. Jako ze do pierwsezj w nocy nie nadchodza zjadamy je sami. Rano Czecha rowniez nie ma we wiacie… cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz