Spora czesc takich miast zostala odtajniona, nieraz wrocila do dawnej nazwy i jest normalnym miastem albo stoi opuszczona. A inne zostaly gdzies w lasach i dalej pelnia swoje sekretne funkcje.
SKRUNDA-2 (Łotwa)
Osiedle połozone kilka kilometrów od Skrundy wlasciwej. Obecnie chyba juz przeksztalcone w muzeum i mozna zwiedzac z przewodnikiem tylko jakas wybrana czesc, 1/50 calosci, gdzie zamieciono podlogi a kilka eksponatow ulozono w rowne kupki. My bylismy tam w 2013 roku.Skrunda-2 narodzila sie jakos w latach 60-tych gdy zbudowano tam stacje radarowa wczesnego ostrzegania (radar Dniepr). Blizniacze bazy istnialy gdzies w rejonie Murmańska. W latach 80 tych rozpoczeto budowe kolejnego gigantycznego radaru Darial (80x80m) ktory nigdy nie zostal ukonczony. Podobne planowano tez postawic w okolicach Mukaczewa, Irkucka, Bałchaszu i gdzies w Azerbejdzanie (Gabal)
W 94 roku, juz w niepodleglej Łotwie podjeto decyzje o zamknieciu baz i wywozie rosyjskich wojsk. Gigant zostal wysadzony w powietrze w 95 roku przez jakas amerykanska firme ktora wygrala przetarg na "uporzadkowanie terenu". Ostatni mieszkancy opuscili woskowe miasteczko w latach 98-99.
Radarów juz nie ma. Pozostalo porzucone 15 lat temu miasto.
Przy glownej drodze wjazdowej do Skrundy-2 stoi znak zakazu wjazdu. Jak przystalo na praworzadnych obywateli nie łamiemy prawa i nie wjezdzamy gdzie nie wolno. Okrązamy miasto inna drogą, zostawiamy auta i pieszo przedzieramy sie przez bagno w strone majaczących miedzy zaroslami bloków.
Od tyłu nie ma do miasta wjazdu. Próbujemy wiec przejsc zarosnieta droga noszaca slady asfaltu. Dziwnie tu, wyglada jakby komus bardzo zalezalo na zablokowaniu tej drogi. W kilku miejscach specjalnie zwalono na nią rosochate drzewa. Mozna sie poczuc jak na beskidzkich wiatrołomach dzien po jakism sporym huraganie ;)
Kawalek dalej kolejna niespodzianka- droge przecina przekopany row miedzy bagienkami. Cale miasto polozone jest w rozlewiskach i bagnach, jakby wpisane w ufortyfikowana przyrode ktora sama broni dostepu do wnetrza.
Kurcze, przeciez teraz sie nie cofniemy jak budynki mamy juz na wyciagniecie ręki. Niektorzy probuja macac patykiem jak głeboki jest row i czy da sie go sforsowac wbrod , nie ryzykujac "zjedzenia" przez bagno. Sprytny toperz odnajduje jednak groble i przedostajemy sie sucha stopa. Mijamy wielka wieze a plywajace wokol łabedzie przygladaja sie nam z zaciekawieniem. Na gore wierzy daloby rade wyjsc- jakby kto byl bardzo zdesperowany...
W okolicznych barakach mozna znalezc podpisy z lat 80 i 90 tych, nazwy miast, wiec chyba zolnierze.. Skrunda-2 to okolo 60 nieuzywanych budynkow- mieszkalnych, gospodarczych, sa tu fabryczki, zaklady mechaniczne, szpital, szkola przedszkole, wojskowe koszary. To nie jest 5 bloków na krzyż w Kłominie czy Pstrążach. Robi wrazenie ogrom terenu..
Pierwsze co uderza jak wchodzimy miedzy zabudowania to cisza i pustka. Myslalam ze juz sie na tej Łotwie przyzwyczailismy do pustki ale tu jest ona jakas jeszcze bardziej namacalna. Chwile pozniej okazuje sie jednak ze nie ma tu ciszy absolutnej. Bardzo dudnia nasze kroki, szczękaja aparaty, a zwykle chrzakniecie zdaje sie byc daleko przenoszone dziwnym echem. Slychac spiew roznorodnego ptactwa a nieraz i zabrzeczy jakis zabłakany pierwszy wiosenny owad. Zdaje sie tez ze slychac jakis odlegly gwar dzieci bawiacych sie na placu zabaw, faceta naprawiajace samochod, imprezujacych menelkow pod blokiem, czy brzek szkla rozbijanego przez jakas zabłakana piłke. Brzek szkła byl akurat prawdziwy. Jakies kawalki posypaly sie z okna. Szlag wie dlaczego akurat teraz. Ma sie wrazenie ze zaraz, jak skrecimy za róg, to ukaze sie jakis obrazek ze zwyklego zycia osiedla. Ale nadal pustka, tylko urwana blacha na wietrze wydaje dziwny odglos, jakby ukladajacy sie w niezrozumiale slowa.. Wzrok omiata okna i balkony. Plamy zacieków i odbicia slonca w brudnych szybach sprawiaja nieraz wrazenie powykrzywianych postaci ktore pojawiaja sie i znikaja za fragmentami starych poszarpanych firanek. Pewnie kazde z tych czarnych okien opowiedzialoby jakas historie sprzed lat.. Patrzac katem oka ma sie wrazenie ze miedzy drzewami przemykaja jakies zgarbione cienie. Dobrze ze jestesmy spora ekipa bo mam mocne wrazenie, ze gdybym przyszla tu np. tylko z samym toperzem to predko znalazlabym jakis madry powod zeby jak najszybciej spowrotem czmychnac w bagna ;)
Tu resztki jakiegos muralu- rakieta, kosmonauta... Pierwszy zwiedzamy szpital. Zachowalo sie sporo tabliczek oddzialowych, dokumentow, opisów chorów, mocno juz przeterminowanych leków i rentgenowskich zdjec.
Zwraca uwage jedno z rentgenowskich zdjec. Odroznia sie od pozostalych. Pan Baranow mial w 1983 roku w prawym płucu cos wielkosci 1/2 calosci i to cos ksztaltem przypominalo płynąca meduze. Ciekawe czy facet jeszcze zyje , po tych 30 latach? A proszków potrzebnych do badan rentgenowskich to zrobili chyba zapas na 50 lat, wierzac w niesmiertelnosc miasta i swojego panowania na tym terenie...
Scienne malowidla oddzialu dzieciecego
Najwieksze wrazenie robi na mnie opuszczone przedszkole.
Bardzo przypomina mi obiekt do ktorego ja chodzilam. Takie same stołeczki, takie same szafeczki z symbolami zwierzatek i literek (tylko literki troche inne ;)
Tez mielismy kącik dyzurow gdzie pinezka przypinalo sie nazwiska dzieci ktore zobowiazane byly podlewac kwiatki i porzadkowac zabawki.
I kacik sanitarny! gdzie opatrywalo sie rozbite na podworku kolana i glowy. Jakos ta zyrafka budzi moja wybitna sympatie!
Ciekawa jest tez ta mozaika. Szczesliwa mina kotka i okragly brzuszek sugeruje ze chwile wczesniej kurczat moglo byc wiecej (smutna mina kury zdaje sie ten fakt potwierdzac ;)
A z okna po lewej jakby sie przygladala jakas dziewczynka o szpiczatych uszkach...
Jakos tak dziwnie wychodzi ze co zwiedzamy kolejny budynek to gubimy jedna osobe. Zaczynalismy w dziewiatke. Opuszczajac szpital jest nas 8, po wyjsciu z przedszkola 7, z pierwszego bloku mieszkalnego - 6. Jak w dobrym horrorze....Ktos zaczyna opowiadac o zabłakanych krasnoarmistach, ktorzy 15 lat temu nie wyjechali z miasta i nadal porywaja ludzi... Poki co nie mozemy znalezc zagubionych kolegow ale zaczynamy sie bardzo dokladnie pilnowac aby cala szostka sie juz nie rozdzielala.
Wiekszosc klatek schodowych jest zabitych dechami, ale do kilku udaje sie nam wejsc. Mieszkanka sa małe ale dosc logicznie rozplanowane. Wszedzie pozostawaly kuchenki gazowe, nieraz tez zlewozmywaki i lodowki. Niektore lazienki nadaja sie wrecz do natychmiastowego uzytku
Kuchnie troche zdemolowane ale czesto w pełni urzadzone Sporo tu wszedzie dziecinnych gazetek i ksiazeczek z bajkami! Jest np. bajka "Lis i myszonok" albo powazniejsza pozycja "Mama na wojnie".
Albo elementarz do nauki łotewskiego! Przez cały pobyt w miescie mam nieodparte wrazenie, ze w ktoryms z pustych mieszkan zobacze zjawe- dziecko na nocniku Widac ze w latach 80 tych panowala tu moda na fototapety i scienne kalendarze
Odwiedzamy tez kilka pokoikow mlodziezowych ktorych mieszkancy interesowali sie muzyka.
Inne pomieszczenia sa wykladane gazetami na scianach. Nie wiem czy dla ozdoby, czy dla ocieplenia czy lubili sobie czytac ze scian? Dominuje "Prawda", "Krasnaja Zwiezda" i "Uczitielskaja gazeta" Szczegolne wrazenie robi na mnie póleczka pelna ususzonych ziól. Pracowicie powiazane sznurkiem snopki sa poowijane w gazety, jakies owocki popakowane w sloiki. Ktos poswiecil na przygotowanie ich sporo czasu i energii. Czemu ich nie zabral wyjezdzajac stad?
Wlazimy tez do zakladow samochodowych gdzie z pozostawionych tablic mozna sie sporo doksztalcic z budowy silnika i innych czesci aut.
Sa tez wojskowe koszary, pelne porozrzucanych zatęchlych mundurów, czapek, butów, kubeczków i masek gazowych. Urzadzamy tu wielkie pozyskiwanie guzików! Ale bedzie pamiatka!
Przy koszarach byla tez bania. Z glebokim basenem! Na piecu wciaz kamienie.
A tu przemyslowa czesc miasta- jakas fabryczka I jej wnetrza Nie zwiedzilismy jeszcze nawet polowy osiedla ale po kilku godzinach zaczynamy byc juz mocno zmeczeni. No i czas troche goni bo jeszcze tyle planow mielismy na dzisiejszy dzien! Zaczynami myslec o powrocie ale w tym celu musimy odnalezc trzech naszych zagubionych chlopaków, ktorzy widzielismy buszuja po kolejnych klatkach schodowych. Od jednego z nich przychodzi sms: "mamy problem z miejscowymi, ale wszystko pod kontrola". Umawiamy sie ze wyjdziemy z miasta kazdy na wlasna ręke i spotkamy sie za bagnami kolo aut. Chwile pozniej slyszymy strzaly wiec robi sie troche nerwowo... Na glownej ulicy ,zamiast naszych, spotykamy dwoch gosci i potwornie gruba babe w zoltym sweterku. Jest czerwona na gębie ze zlosci i żołc wylewa sie jej uszami. Zaczyna biec w nasza strone i drze japę ze tu nie mozna wchodzic bez pytania, ze mamy sie stad natychmiast wynosic itp. Probuje nas straszyc policja i kaze wykasowac wszystkie zdjecia jakie zrobilismy w miescie. Efekt jest taki ze wszyscy jak na komende wyciagaja po cichu karty z aparatu i chowaja w roznych niedostepnych miejscach. (Przygoda jednych znajomych schwytanych przez wojsko w obwodzie kaliningradzkim udowodnila ze karta z aparatu najbezpieczniejsza jest w skarpetce ). Baba drze sie ze to juz trzecia grupa jaka wyławia w miescie i ze ona juz nie ma sily (jak to trzecia? chlopaki, my i ??? ) Babsztyl twierdzi tez ze jak ktos chce odwiedzic miasto to trzeba wchodzic od glownej bramy, dogadac sie ze strozem i wtedy mozna wejsc legalnie. Jasne... Juz widze jak bym nam pozwolili buszowac po budynkach i odpruwac guziki z sierpem i młotem... Nie chca nam pozwolic wyjsc przez bagna (moze sie boja ze znow gdzies czmychniemy w zarosla ;) ) tylko wyprowadzaja nas glowna brama. Przed brama stoi biale auto na krakowskich blachach.. Ciekawe czy oni dali w łape babie i weszli legalnie na wycieczke czy to wlasnie byli "ci trzeci". Szkoda ze nie spotkalismy rodakow, bo jesli pojechali na Łotwe aby wlazic przez plot do Skrundy to pewnie sa sympatyczni!!!! No i mamy dluga wycieczke asfaltem wokol miasta aby wrocic do aut. Zastanawiamy sie kto i dlaczego pilnuje tego miasta. I przed kim. Moze wlasnie dlatego bylo tak niesamowicie dobrze zachowane, jakby mieszkancy przed chwila stad odeszli? Troche opuszczonych w zyciu juz widzialam, ale nie skłamie jak powiem ze ten obiekt zrobil na mnie chyba dotychczas najwieksze wrazenie.
SYMFEROPOL-28 (Krym)
Obecnie nazywa sie Szkolnoje. W miejscowosci tej na przelomie lat 60 i 70 tych była tajna baza kosmiczna, miasto było zamkniete i mialo sekretny adres Symferopol-28. W tutejszych kamieniolomach wyprobowywano przyszle bezzałogowe pojazdy ksiezycowe zwane „Łunochody”, uczono się nimi kierowac a potem, gdy zostaly już wyslane na ksiezyc, tu było centrum ich sterowania. Pozniej „baza kosmiczna” zostala przeniesiona w inne miejsce, zniesiono tajnosc a dziś do tego miasteczka może już przyjezdzac kazdy. (Relacja pochodzi z 2010 roku, wiec z czasow kiedy Krym byl jeszcze ukrainski i nic nie zapowiadalo aby sie mialo to zmienic. Jak wyglada obecnie sytuacja w tym terenie nie mam najmniejszego pojecia...Zatem pojechalismy sprawdzic gdzie to te łunochody jezdzily, ile zostalo z dawnej bazy i czy rzeczywiście wszystko jest dostepne.
Dojezdzamy do Szkolnego, z daleka widac już blokowisko na stepie i radar.
Widac resztki muru i drutu kolczastego, ktorym kiedys była otoczona calosc. Teraz drut otaczajacy bloki jest pozrywany, slupy poprzewracane.
Radar natomiast nie robi wrazenia miejsca opuszczonego- otacza go podwojny zasiek kolczasty a rozne jego elementy są jakby nowe i odmalowane.
Znajdujemy dziwne zbiorniki- jak udalo sie dowiedziec sluzace do ochladzania bazowej aparatury.
Dalej ciagna się rozne zruinowane budynki- bedace jednak za ogrodzeniem, widac ze powstajace w nim dziury są zabezpieczane nowym drutem.
Po drugiej stronie drogi jest jakas druga baza- tez ogrodzona i tamta na bank uzywana co widac glownie po w miare nowych wiezach strazniczych.
Dochodzimy do sporej dziury w ogrodzeniu i nie sposob nie wykorzystac takiej sytuacji ;) Ogladamy więc z bliska jeden opuszczony budynek, totalnie zdewastowany i rozszabrowany w srodku. Jest niesamowicie zarosniety bzami! Takich bzow to mysmy w zyciu nie widzieli: tak wysokich, dorodnych, gestych z puszystymi i intensywnie pachnacymi kwiatami. Az chodzi po glowie, ze dobrze nawiezione- ciekawe co tu siedzi w ziemi...
Następnie idziemy w strone kamieniolomow czy dolinek gdzie probowaly swoich pierwszych krokow łunochody i tam wypijamy wino (tzn. trzy wina bo jak się skoczylo to poszlismy do sklepu po kolejne ;) )
Caly step jest przyproszony na bialo- malymi muszelkami jakiś dziwnych slimaczkow. (zywych slimaczkow nie znalezlismy tylko muszelki)
Oprócz muszelek na okolicznych polach można również skompletowac caly szkielet krowy, znajdujemy kawalki czaszki, szczeki, zeber, racic i inne.
Łazimy tez po miasteczku, które obfituje w ruiny, klimatyczne sklepiki, babuszki i dużo roslinnosci.
Byl sobie basen... Lokalny sklepik Znajdujemy także tematyczny, "kosmiczny" pomnik.
Ciekawym miejscem jest biblioteka
Co ciekawe czynna i jeszcze na dodatek codziennie są tam rozne zajecia kulturalne: plastyczne, tanca, gry na roznych instrumentach- o czym informuja kartki w kratke przybite wewnatrz gwozdziem do sciany. Dziś – lekcja muzyki, co zreszta slychac przez okno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz