Pewien dzien, pewna niedziela pod koniec lutego, rokowal bardzo dobrze. Slonce swiecilo, stopni kolo dziesieciu na plusie, klucze ptakow lataly nad Olawa. Pakujemy sie wiec i suniemy na zachod. Wbijamy na autostrade. Nawet lubie ta droge ale tylko ta czesc ktora prowadzi na zachod. A naprawde dobrze zaczyna sie za Legnica- wokol lasy, blotniste parkingi, zjazdy z kostki brukowej a w jezdniach przezieraja stare przedwojenne betonowe plyty. I zawsze jakos dosc pusto. Tam gdzie nie ma lasow sa pola, ktore dzis sa wylegarnia roznistych drapieznych ptakow, na kazdym drzewie czy paliku siedza przynajmniej trzy! Nie wiem czy maja uzywanie w rozjechanych myszach czy jest tego jakas inna przyczyna.
W Boleslawcu mijamy fajny wiadukt o wygladzie akweduktu.
Na obrzezach miasta rzuca sie w oczy solidny mur, co od razu sklania do zatrzymania sie. Poczatkowo podejrzewamy ze siedzi za nim palac. A moze stary zarosniety cmentarz?
Miejsce faktycznie okazuje sie cmentarzem ale nie takim jak myslelismy. Jest to calkiem spory cmentarz poradziecki. Posiada jednak szereg cech odrozniajacych go od obiektow z podobnej kategorii. Po pierwsze spora jego czesc jest wyremontowana. Pomniki sa swiezo pomalowane, pomurowane a wszedzie wokol zalega kosteczka bauma.
Po drugie jest cmentarzem “dwuetapowym” tzn upamietnia nie tylko klimaty drugowojenne, ale takze wydarzenia wieku XIX, bo maja tu pomnik Kutuzowa. Lezy tu jego serce. Skadinad strasznie mi sie nie podoba ta moda na fragmentowanie zwlok- tu glowa, tam podroby. No wiec Boleslawiec zostal zaszczycony podrobami :) Z ustawionych tablic dowiadujemy sie ze dzielni Rosjanie uratowali swiat nie tylko przed faszyzmem i zapedami hitlerowskich Niemiec ale rowniez przed Napoleonem! ;) Kutuzow wiec sobie stoi z piecioramienna gwiazda nad glowa i nie do konca wiadomo czy mu sie to podoba ;)
Zwracaja tez uwage napisy gdzie dwukrotnie jest wspomniane nazwisko Stalina.
Myslalam ze koles od czasu swej smierci jest na cenzurowanym i jego kult zostal zaniechany a pomniki czy tablice ostaly sie jedynie w muzeum w jego malej gorzystej ojczyznie. (wprawdzie w Cybince i Cziaturze tez sie plaskorzezby zachowaly acz to chyba przez zapomnienie)
Jest tez Zajcew ktory wykazal sie w ten sposob ze swoim cielskiem zatkal bunkier nieprzyjaciela. Aby dramatyczna historia bardziej przemawiala do ogladajacego wszystko zostalo wyobrazone na obrazku.
Kawaleczek za odnowiona czescia zaczyna byc tak jak buby lubia. Wielkie omszale schody prowadza w chaszcz. Teren porastaja tuje giganty, kladace sie na ziemie pod ciezarem galezi. Tajemnicze ronda z popekanego asfaltu sprawiaja wrazenie byłych placow defilad albo skrywaja podstumenty dawno wyrwanych pomnikow. Tam gdzie pewnie niegdys brzmialy jakies wzniosle piesni teraz kwiczy tylko ptactwo wijace gniazda- w tym co pozostalo po ludzkiej dzialalnosci.
Tutejsze tuje pachna wygrzanym lasem z nadmorskich wydm. Iglaste drzewka strasznie sie udaly kabaczkowi. Wyciaga do nich lapki, smieje sie i kwiczy. Mietosi w lapkach galazki pomrukujac i przygarniajac coraz to kolejne. Jak to jest ze te igly ją nie kluja w rączki? A moze kluja tylko ze ciekawosc jest silniejsza?
W zdziczalej czesci cmentarza jest spore mrowisko. Mrowki sie juz pobudzily i uwijaja sie na potege. Czy to znaczy ze bedzie juz wiosna?
Na cmentarzu spotykamy turystow- sporo ich jak na takie miejsce. Jest dwoch rowerzystow, dwie dziewczyny chowajace piwo pod kurtki i ojciec ktory synkowi wyklada przyspieszona wersje nowozytnej historii.
Na pobliskim placyku zjadamy drugie sniadanie. My mamy po pięć jaj na glowe a kabaczek jakies niemowlece musli z owocami. Jaja chyba jej pachna bo wgapia sie i oblizuje. Nie ma wyjscia, musimy sie podzielic. Z apetytem wciaga cale jedno zoltko.
Miedzy Zebrzydowa a Nowogrodzcem odwiedzamy wydme giganta- pozostalosc po kopalni kaolinu. Latem miejsce gesto odwiedzane ze wzgledu na walory kapielowe. Dzis jest pusto. Po horyzont tylko bialy mialki piach, pozlobiony wyciekami drobnych zrodelek. Oswietlone sloncem spod chmury wyglada jak na jakiejs innej planecie. Szkoda tylko ze piach jest strasznie mokry. Obiecalam sobie ze wroce tu upalnym latem i sie sturlam ze szczytu.
Gdy przyjrzec sie wydmie z bliska to zadziwia ona bogactwem form wyrzezbionych przez dawno wyschla wode.
I sa podbialy! Cale stada podbialow!
Gdy zadowoleni ze spaceru sobie wracamy zauwazam ze nie mam chlebaka.. Wisial na ramieniu i wyparowal! A tam same skarby- kasa, dokumenty, gaz na psy, ulubiona chustka na glowe w kwiatki, plan wycieczki i telefony do schronisk, rozaniec z kłokoczki ktory dostalam od babci.. Chlebak musial zostac na szczycie wydmy, tam gdzie robilam zdjecia. Wracam wiec pędem nie omijajac juz potokow i rozbryzgujac wokol wcale nie plytka wode.. Nie obchodze juz dookola wydmy tylko gramole sie osypujacym zboczem. Jest! Lezy w piachu! Kurde… wiecej szczecia jak rozumu. Z chlebakiem w objeciach wracam do skodusi juz na spokojnie i rozgladajac wokolo.
Kolejny odwiedzamy Nawojow Łuzycki. Tutejszy kosciol od strony drogi wyglada calkiem normalnie, tzn jest szansa ze kiedys byl ewangelicki bo jest dwupoziomowy i ma balkonik, ale kosciol jak kosciol.
Ciekawostka czai sie od zadka- gesto rzezbione kruzganki! Jest to pozostalosc dawnego dworu, kosciol jest mocno przebudowana dawna dworska kaplica. Z kruzgankow patrza sie na zwiedzajacego rozniste rzezby ludzkie ,zwierzece i herbowe.
Wlaze w jakies drzwi. Ciezkie sa jak cholera ale zapierajac sie w koncu udaje sie je otworzyc. Rozlega sie skrzypienie zawiasow i ląduje w pomieszczeniu o zapachu zatechlej piwnicy. Dalej juz tylko ruiny ale jakies takie wilgotne, zgnile i niezbyt przyjemne, jakby tam co zdechlo...
Za rzezbionymi w lwy odrzwiami siedzi … smietnik.
W rejonie wystepuje sporo domow ktore gabarytami i ksztaltem sa takie same jak na calym Dolnym Slasku ale zbudowane sa z nieregularnych kamieni.
W Lubaniu wspolczesny cmentarz jest otoczony murem z dawnych grobowcow. Prawie wszystkie stare tablice sa skute a powstale w ten sposob dziury zamurowane pustakami czy cegla. Czasem oplata to bluszcz. Zadziwia konsekwencja i dokladnosc pozbywania sie tablic. Zachowalo sie jedynie kilka napisow. Nie wiem czy jest to efekt jedynie wandalizmu i nienawisci czy moze niemieckie rodziny ekshumowaly zwloki swoich przodkow i zabraly na zachod wrac z tablicami?
W Pisarzowicach odwiedzamy jeszcze dwa palace. Jeden w ruinie siedzi wsrod chaszcza. Obok stoi tabliczka z wymalowana recznie przez wlasciciela krotka historia budynku z telefonem kontaktowym. Nie wiem czemu ale w rejonie palacu czuje jakis dziwny niepokoj wiec nawet nie sprawdzam czy da sie wejsc do srodka bo calkiem nie mam na to ochoty.
Drugi palac jest chyba w remoncie bo widac nowe okna. Obok stoi stara fabryczka ktora zdecydowanie w remoncie nie jest.
Wieczorem zajezdzamy do Zgorzelca. W rejonie Nowogrodzca, Lubania czy Bogatyni strasznie ciezko znalezc jakis sensowny zimowy nocleg. Jedynie Dom Turysty w Zgorzelcu, naciaganie bo naciaganie, ale jakos dawal rade, choc ogolnie ceny powyzej 35 zl sa dla mnie czyms nienormalnym. Na miejscu okazuje sie nawet sympatyczniej niz myslalam- stara kamienica, skrzypiace podlogi, jakies pęta kabli przy suficie. I co najwazniejsze- cieplutko!
Wystepuja tu drzwi male i duze- nie udalo mi sie dowiedziec czy jest to zwiazane z wielkoscia pokoi czy wstawiane sa losowo
Oprocz nas obiekt zamieszkuja jacys ciapaci, robotnicy z kopalni w Bogatyni i opętany Czech. Ciapaci sa bardzo w porzadku, uprzejmi, mowia dzien dobry, a nawet pija piwo. (przepraszam- to byl Harnas i Tatra mocna). Robotnicy skarza sie na brak tanich noclegow w okolicach Bogatyni i przez to dlugie dojazdy do pracy. Natomiast Czech… sika z rozbryzgiem przy otwartych drzwiach z kibla spiewajac pod nosem, slucha muzyki na caly regulator, robi awantury jak ktos inny smie uzywac czajnika i jak sie okazuje wyzarl z lodowki cale zarcie robotnikow. Panie z recepcji kilka razy interweniuja ale chyba bezskutecznie wiec wolac nie ryzykowac swoje zarcie trzymam na zewnetrznym parapiecie okna. Wole zeby zjadly mi koty czy ptaki niz ten typ.
Jedyne co mnie martwi to prognozy pogody ktore cala rodzina mi sle esemesami. Tydzien sniegu z deszczem, marznacej ciapy, zasnutego nieba i przenikliwego zimna. No to zesmy sie wybrali! Wiem ze jest jeszcze luty, ale gdzies jeszcze sie tli nadzieja ze moze jednak mrowki i podbialy nie moga sie mylic…
cdn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz