W tej relacji zbiorę do kupy kilka miejsc położonych niedaleko bałtyckich brzegów, ale jednak już na tyle wgłąb lądu, że nie dociera tu szum fal, kwik plażujących, a w sklepach nie sprzedają parawanów i dmuchanych flamingów. A my kluczylismy sobie różnymi takimi niewielkimi drogami, aby ominąć zbyt czynne poligony, przymorskie jeziora z bagnami busiozasysającymi albo po prostu dotrzeć od jednej do drugiej nadmorskiej lokacji z pominięciem głównych tras.
Jakoś tak wyszło, że główną atrakcją i motywem przewodnim tych tras okazały się przystanki PKS. Najczęściej uroku dodawało im ozdobienie rękodziełem w postaci kolorowych malunków :)
Gdzieś w rejonie Osieków mijamy takowy w klimatach wędkarsko - balonowych!
A to zdjęcie jednego z ogródków, zrobione na prośbę kabaka. Bo flaming buja się na huśtawce i nasze dziecię ta scenka urzekła!
Gardna Wielka. Tu również dominują motywy nadwodne, acz nieco inne - ptactwo, łodzie. No i przystanek w dosyć ciekawym kształcie! :)
Dalej miejscowość Siecie. Tu zrobiło się bardziej bajkowo. Nawet Muminek jest! Szkoda tylko, że taki samotny... siedzi na gałęzi i tak smutno patrzy... Trzeba by mu kumpli domalować! Jakbym była bardziej uzdolniona plastycznie - to bym się nie powstrzymała!
Witkowo. Tu można powiedzieć, że mix poprzednich klimatów - bajkowo i wodnie naraz!
Malowidła pojawiają się nie tylko na PKSach! Na okalających domy płotach również! :)
A co jeszcze oprócz przystanków rzuciło się w oczy? Że okolice przypominają dolnośląskie zaułki - kamienicopodobne domy, brukowane kolorowymi kamieniami drogi... Mijane wioski są ciche i jakby nieco wyludnione... A może to tylko kwestia pogody? Bo jak siąpi i wieje to może każdy przy zdrowych zmysłach siedzi w chałupie?
W Wytownie szukamy pałacu. Miał być opuszczony, ale jeszcze w całkiem niezłym stanie. Wyglądało, że da rade wleźć do środka i sobie fajnie pozwiedzać. Zdjęcie z internetu, chyba sprzed roku czy dwóch:
Ale czas płynie nieubłagalnie, a zmiany zachodzą szybciej niż by się chciało... Zwiedzanie jest krótkie - pałac się spalił. Można więc jedynie połapać trochę kleszczy w krzakach, a dla prawdziwych koneserow - dostać osmoloną belką w łeb ;) My skupiamy się głównie na pierwszym, bo we wnętrzach to i tak już za bardzo nie ma co oglądąć...
W Wicku mijamy ciekawy plac zabaw. Zazwyczaj większość takowych jest pisana przez kalkę, nie do odróżnienia, a już napewno nie do zapamiętania. Tu ktoś miał fajny pomysł!
Ktoś też pomyślał o opiekunach bawiących się dzieci i ich marnym losie. Zamiast wygniatać ławki i umierać z nudów - mogą się np. pobujać w hamakach!
Albo pobiesiadować przy stole (sklep jest niedaleko)
Nawet kosze na śmieci budzą uśmiech na twarzy!
Może nie jest to Siergiejewka, ale jak na nowe, plastikowe wytwory naszych czasów - to całkiem nieźle! :)
cdn
bubabar
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz