bubabar

wtorek, 8 lutego 2022

Wrześniowa włóczęga cz.12 - Ustka, ośrodek "Niewiadów" i molo z dawnych lat (2021)

W Ustce szukamy ośrodka Niewiadów. Urzekła mnie nazwa, położenie i nawierzchnia drogi przebiegającej obok. Pierwszy rzuca się w oczy chodnik z wielkich płyt. Taki jak lubimy najbardziej! Dodatkowo gdzieniegdzie ozdobiony opadłym, czerwonym jabłuszkiem.



Ośrodek prowadzą od 30 lat ci sami ludzie. Tacy, którzy do tego miejsca podchodzą z sercem, a turystę traktują jak człowieka, a nie tylko tylko sakiewkę ze złotymi monetami. Gawędzimy trochę o ludziach, którzy spędzają tu rok rocznie wakacje od kilkudziesięciu lat, czy o kolejnych pokoleniach z tych samych rodzin, które tu wracają. Ponoć niektórzy mają swoje ulubione domki i zawsze koniecznie chcą nocowac tylko w nich. A ile przez tyle lat uzbierało się historii niesamowitych, mrożących krew w żyłach, obrzydliwych albo niezmiernie zabawnych! Siedząc na obsłudze takiego ośrodka książkę można by napisać!

My spędzamy tu 4 dni. Pobyt na koszt podatnika, w sposób eufemistycznie zwany “bonem turystycznym”. Miały być 3 dni, ale tak się lepiej rozliczało, a w okolicy jest co robić.

Ośrodek tworzą drewniane domki. Te do wynajęcia przypominają Brdy, ale trochę inaczej rozplanowane. Całości miłej atmosfery dopełniają właściwe ławki z wygiętym oparciem i szumiący wokół sosnowy las! :)






Wejścia do domku są z dwóch stron. Otrzymuje się połowę domku - pokój na dole i malutki pokoik na górze, gdzie prowadzą drabinopodobne schody.


Chatka na dole. Już zasiedlona, więc oczywiście udekorowana praniem :)



Odkrywamy, że mają tu dedykowaną i opieczętowaną pościel! Pieczątka z lewej jest chyba starsza? I zawiera dawną nazwę? Jak to dobrze, że nie było tu opcji, żeby zrezygnować z pościeli!


Czy wspominałam, że w naszym domku straszy? ;)


Jest też kilka drewnianych budyneczków o innych kształtach, ale one pełnią chyba jakieś funkcje gospodarcze (albo przetrzymuje się tu wczasowiczów, którzy coś zbroili? Bo mają kraty w oknach :P



Pod domek nie można podjechać samochodem, trzeba go zostawić na parkingu. Ale tu po raz pierwszy ktoś wyszedł naprzeciw potrzebom, a nie tylko zakaz i koniec. A przede wszystkim ktoś pomyślał - że na wycieczki objazdowe niekoniecznie ludzie się pakują w górski plecak (do którego wszystko jest zmyślnie przytroczone), a noszenie pakunków na kilka rat przez cały ośrodek, bywa bardzo upierdliwe. Są więc wózeczki! Dwukołowe, z dyszelkiem! Łatwo więc wszystko przetransportować, a i jeszcze jest dodatkowa atrakcja!




Na stanie mają tu też koty, sztuk kilka. Piękne, wolne koty, które dostojnie się przechadzają, prezentując lśniące futro. Widać, że wypasione na lokalnych rybkach. Resztki naszych też skwapliwie konsumują, acz sprawiają wrażenie z lekka obrażonych, że dostały skóry, a nie najbardziej apetyczne kąski od strony brzuszka. Skandal, że ludzie sami zjedli, a nie oddali kotu co najlepsze. Kabak postanawia, że jutro musimy się poprawić. Ona w ogóle od jakiegoś czasu ma fazę na kota. A i ja mam tu to, co najbardziej cenię w tym gatunku - półdzikie, biegające okazy do podkarmiania i obserwowania. Taki kot, który czasem się połasi, ale tylko wtedy gdy on ma ochotę.




Nie tylko rybami je karmimy! ;)




Architektura domków wybitnie sprzyja kotom - pod każdym budynkiem jest zadaszona kryjówka, z której sierściuchy bardzo chętnie korzystają!



Jest kilka rzeczy, które można obserwować godzinami - jak płynie woda, jak płonie ogień i jak pożywia się kot! :)



Nocne klimaty ośrodka. Latarnie są, ale nie narzucają się. Pyska sobie już nie roztrzaśniesz, ale w oczy nie razi.


Domki leżą bardzo blisko morskiego brzegu. Wystarczy zejść po schodkach, zresztą też bardzo klimatycznych, wykładanych częściowo drobną mozaiką.


Potem kawałek lasu i już plaża. A na niej przefajne, stare molo! Było budowane przez Niemców i nie zostało ukończone (ciekawe jakie były plany?) Faktycznie, jest dosyć krótkie (to nie Karosta ze swoim okazem prawie dwukilometrowym…) ale również jest z klimatycznego, powygryzanego przez fale betonu.


Chcemy dojść na jego koniec, ale fale są dość duże. Kabak rezygnuje w połowie. Trochę się boi i nie chce być mokra, a bryzgi prawie próbują sięgnąć wędrujących. Zatem idę sama. Szybko się jednak przekonują, że to kabak miał rację i jednak mądrze postąpił. Do końca i tak nie doszłam, a resztę dnia spędzę w mokrych gaciach…








Różne detale konstrukcji. Przeważnie są szpiczate, więc warto patrzeć pod nogi i się nie wykocić...






A na plaży jest jeszcze takie betonowe “cuś”.


Podczas gdy mnie wykąpała fala na molo - toperz z kabakiem oddają się uciechom kąpieli klasycznej.




Próbujemy też puszczać latawiec, ale wiatr nie bardzo współpracuje.


W Ustce, bliżej centrum, jest jeszcze jedno molo. Dłuższe, ale mniej klimatyczne. Acz jak widać ma pewne zalety np. musi tu dobrze brać ryba!




Kabak oczywiście zwraca na siebie uwagę wędkarzy, gdyż na głos komentuje: “A czemu ten pan sika do morza?” Po chwili: “A nie, nie sika! Tylko tak dziwnie wędkę trzyma”. Wędkarzy (poza jednym ;) ) ten kabaczy komentarz bardzo rozbawił!

Któregoś wieczoru wracamy na nasze wyboiste molo koło ośrodka! :) Morze jest spokojne (póki co, bo desenie horyzontu sugerują, że to się może niebawem zmienić ;)



Wielkich fal nie ma - możemy więc zapodać piknik na samym koniuszku betonowego pomostu, nie obawiając się zamoczenia.







Kabak najlepiej wspomina powrót. Łazić sobie “na środku morza”, w nocy - to jednak nie byle co! :) Największe wrażenie robiło przechodzenie nad szczelinami. Nie wiem czemu za dnia nie było tego tak słychać, ale teraz falki zaczynały tam tworzyć niewielkie wiry, które kręcąc się wydawały fajny odgłos - takie gul gul gul. Zupełnie jakby ktoś łapczywie pił z butelki, oczywiście siorbając. Niesamowite jest to słyszeć i jednocześnie mając świadomość gdzie się jest i co nas otacza! :)




Niedaleko ośrodka, w lasku, czai się jeziorko o nietypowej nazwie - Staw Upiorów. Obecnie teren wygląda jak park miejski ze stawkiem. Tzn. za dnia tak wygląda, bo nocą to szlag wie… ;) W lokalnych legendach upiory miały tu występować stadami i wciągać nieostrożnych w bagniste odmęty. Głównie polowały na wracających z usteckich knajp podróżnych. Według przekazów mniej fantastycznych, masowo występowały tu “błędne ogniki”. Bo ta część lewobrzeżnej Ustki zawsze była pełna rozlewisk, bagienek i oparzelisk, więc wyziewały one różne gazy. A od światełek na bagnach i ugrzęźniętego w błocie wozu z podpitymi pasażerami - to do upiorów już bardzo niedaleko ;))

My nie podróżujemy wozem, do Ustki chodzimy piechotą, nie upijamy się w trzy dupy, ale wieczorową porą na wszelki wypadek wracamy inną drogą, nawet jak zdaje się być nieco okrężna. Licho nie śpi, a tym bardziej budzić go nie ma co. Dużo stawków na bagnach widziałam, ale póki co tylko jeden z nich zachował taką ciekawą nazwę… ;)




cdn

7 komentarzy:

  1. Szkoda że nie zaczepiliście okolic Smołdzina i Rowów czyli okolic Słowińskiego Parku Narodowego tam jest co zobaczyć a od Ustki to przysłowiowy rzut beretem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A skad wiesz, ze nie zaczepilismy? Relacje nadmorskie sie jeszcze nie zakonczyly! ;)

      Usuń
  2. Ooo, mam podobnego kitka 🙂
    Ośrodek cudowny, niebieski domek super kolor 😃
    A jak na plaży, bez tłumów? Tzn czy z zasięgu wzroku nie było dwunożnych istot...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zalezy gdzie sie poszło po wyjsciu na plaze. Bo jak w prawo, w strpne Ustki - to masakra jakie tłumy! A jak na lewo, w stronę poligonów, to dwunożne istoty powoli znikały zupelnie z krajobrazu. Gdzies po kilometrze nie bylo juz prawie nikogo (a potem zaczynały się czołgi ;)) O tej wycieczce jest w kolejnej relacji

      Usuń
  3. Mogłabym spędzić życie w Brdzie. Pamiętam, że kiedyś domki były wynajmowane w całości, albo może ten ośrodek się na drobnych klientów przestawił. W mojej okolicy jest ośrodek typu Brda, czynny i w ogóle, ale ceny jak z kosmosu za warunki. Pewnie dają upusty po znajomości, a oficjalna cena jest zaporowa po to, by nie mieć gości przypadkowych. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha a taki wózek to przydałby mi się na stałe. ;)

      Usuń
    2. No wlasnie tez po raz pierwszy trafilam na Brdy dzielone na pol. Zawsze wynajmowane byly w calosci. A ile sobie u was liczą za takowa Brde? Bo rok temu spalismy w takich w Kątach Rybackich i domki przemile, osrodek tez, no ale wlasnie ceny upiorne...

      Usuń