Nie wiem czy ktos tam mieszka na stałe, jakis maniak - zbieracz czy miłosnik ponownego gospodarowania odpadami? A moze szalony artysta? Albo baraczek wykorzystuje ktos zamieszkujący pobliski betonowy bloczek i tu daje upust swoim przedziwnym wizjom i ciekawym pasjom, ktorych z jakis powodow nie moze realizowac we wlasnym domu?
Pobliski blok w porownaniu z baraczkiem wyglada jakos maksymalnie szaro i ponuro. Jakby zdjecie bylo calkiem wyprane z barw!
Niestety nie spotkalismy nikogo w okolicy aby pogadac. Jakis jeden gosc przemknął z klatki schodowej do garazu, ale widac nie szukal kontaktu. Pozostają wiec jedynie domysły i przypuszczenia odnosnie tej nietypowej konstrukcji. Jak ktos ma dokladniejsze informacje o architekcie bielowskiego baraczku to chetnie sie dowiem.
A nieopodal, po drugiej stronie drogi, juz na terenie nieogrodzonym, wisi cos na drzewie. W stylu nawiązuje do obiektu obok. Myslalam, ze to hustawka. Nie, to nie byla hustawka. Dosyc drastycznie i namacalnie sie o tym przekonałam! ;) (zdjecie Agi)
Nasyciwszy sie sztuką uliczną z przedmiesc (a raczej przedwsi ;) ) pelzniemy w strone kompleksu pałacowego. Obecnie jest to spory teren, na ktorym wystepują ruiny. Wszystkie juz niezadaszone. Jest dawny palac, stodoly, wszystko ogromne. Na placu jest rownie wielka studnia. Wszystko pokrywa szron, trawa skrzypi pod nogami. Jest tu jakos zimniej niz we wszystkich innych punktach naszej dzisiejszej wycieczki. A ja głupia wylazłam ze skodusi w samych swetrach! Wprawdzie czterech ale bez nalewki z dzikiego bzu byloby ciezko ;)
Kolejną miejscowoscią, do ktorej docieramy szukając klimatow zapomnienia, jest Tyńczyk. Jest tu pałac - jak prawie w kazdej, podlegnickiej wsi. Wygląda jednak na zamkniety, jest ogrodzony, piesy ujadają złowieszczo. Robimy zdjecia z oddali, chyba nic tu po nas…
Ale mamy ze sobą Age, ktora jak tenże wyjazd pokazał, zjednuje do siebie zarowno zwierzęta jak i ludzi. Dar przekonywania lub/i hipnotyzujacy wzrok powoduje, ze bramy sie magicznie otwierają a pilnujący gość postanawia nas nie tyle wpuścic co rowniez oprowadzic po tutejszych zawilgłych murach. Historia tego miejsca byla klasyczna i pisana przez kalke. Niemieccy posiadacze ziemscy, wojna, zmiana granic, PGR a potem postepujące opuszczenie i demolka od lat 90 tych. Gdy PGR przestal istniec - tym samym mieszkancy palacu, uzytkujace go biura, stołówki straciły racje bytu i musiały lokal opuscic…
Wnetrza zawieraja sporo pozostalosci z czasów ostatnich mieszkancow i urzednikow.
Ciekawe kolorowe szybki drzwiowe.
Scienne malowidła, glownie pejzażyki ukazujące okoliczne pola, wsie i lasy. Nie wiem czy przed czy powojenne...
Z zewnatrz budynek wyglada na solidny i w dobrym stanie, wnetrza jednak pokazują zdecydowanie co innego.
Na koniec mamy okazje obejrzec jeszcze niesmowitą ksiazke - znalezioną 20 lat temu w ruinach opuszczonego folwarku w Bielowicach (czyli tam gdzie juz dzisiaj bylismy). Na zdjeciach mozemy zobaczyc jak palac i jego okolicac wygladala za PGRowskich czasow.
Sa tez stare mapki, opisy, historia tego miejsca.
Robią wrazenie tez ogromne rysunki techniczne jakis silosów, zsypów czy innych machin. Ktos kiedys kupe czasu, energii i pracy w to włozyl. Zeby bylo dokladnie, czytelnie, rowno.
Dziwnie tak patrzec na te rysynki, gdy dzieki dziwnemu zrządzeniu losu okazuje sie, ze papier okazał sie bardziej wytrzymały od solidnych poniemieckich murów…
Dalej sa Janowice Duże. Tu tez stoi lekko zapomniany pałacyk. W Tyńczyku dowiedzielismy sie, ze zamieszkują go ostatni lokatorzy - facet z babką.
Glowne wejscie do pałacu okazuje sie jednak zamkniete. Stojacy obok rower sugeruje, ze ktos tu bywa…
Mieszkancy przypalacowych zabudowan maja jednak swiezsze wiesci - nikt nie mieszka juz tu na stałe. A w palacu jedynie siedzi cieć, ktory go pilnuje. Pukamy. Jednak tu mamy mniej szczescia…
Ścienne zegary roznego typu.
Budynek obok ma chyba 6 poziomow!
Zawijamy tez do Kościelca, gdzie jest kosciol, ktory wyglada troche jak twierdza. W srodku ma ponoc ciekawe jakies malowidła ale niestety jest wyzamykany.
Mozna jedynie obejrzec stary cmentarz, opleciony wieloletnimi pnączami. Są tez niestety ślady działalnosci cmentarnych hien lub poszukiwaczy skarbow...
W Warmątowicach Sienkiewiczowskich tez jest pałac. Ale z gatunku zagospodarowanych czyli zamknietych. Jakby kto chcial to moze sobie wesele w nim zrobic.
Na tym etapie zegnamy ekipe i postaanawiamy jechac do domu. W tych terenach jednak nie jest to proste. Jak zassie to wypuscic nie chce. A jak tu sie nie zatrzymac jak po drodze same ciekawe rzeczy?
W Małuszowie wpadamy na kolejny pałac.
W Pawłowicach Wielkich tez. Jest tu cały folwark. Zamieszkany ale o klimacie fajnym. I wszedzie ogromne zabudowania gospodarcze.
Kible w wydaniu lekko tęczowym i nieco przewiewnym.
W Mierczycach juz stacyjka wpada w oko - z wieżą!
A pałac tez mają. Fosą otoczony! Musimy tu kiedys wrocic, dzis juz ciemno zaczyna sie robic...
I w Granowicach mają cos pałacopodobnego acz przerobionego na mieszkania.
Dalej pałace sie nie skonczyly. Tylko bylo juz calkiem ciemno, wiec zdjec nima. Co zrobisz - styczniowe krotkie dni...
super, często w tych miejscach rowerem jeżdżę i też pałace fotografuję :)
OdpowiedzUsuńSporo tam bocznych drog, ktore pod rowerek musza byc bardzo przyjemne!
UsuńDoceniam ten skromny reportaż po Dolnośląskim Krajobrazie. Wiele budowli uległo już całkowitej zagładzie a nieliczne pięknie od restaurowano. Może ten opis też pomoże w zachowaniu dziedzictwa i zachęci do podjęcia starań nas wszystkich. Andrzej Woźniak
OdpowiedzUsuńczad. od pierwszego "pałacu" po kolejne. a zdjęcie z Tuńczyka 0661 - pierwsza klasa! postapokaliptyczne :-)
OdpowiedzUsuńTyńczyka, oczywiście. urządzenie mobilno-debilne wiedziało lepiej.
UsuńDzień dobry,
OdpowiedzUsuńMieszkam w Bielowicach i jestem sąsiadka właścicielki wspomnianej nietypowej konstrukcji. Do Pani Wandy bardziej pasuje określenie "niespełniony artysty". Pani Wanda sama zbudowała całą konstrukcję, opiera się na ona kilkumetrowej beli, a wymaiary naprawdę robią wrażenie. Spędza tam ona cały swój czas zaczynając od wiosny i siedzi do jesieni. Prawdopodobnie również tam sypia. Własne mieszkanie ma na blokach obok.
Co do użytych materiałów są tam między innymi nasze trzy baseny z ogrodu, jeden sąsiadki. Jest tam nawet okno !
Pani Wanda włożyła w to całe swoje serce. Latem można usłyszeć najróżniejsze śpiewane przez nią piosenki dochodzące z jej ogrodu.
Co do hustawki- kiedyś wyglądała inaczej. Zrobił ją mój tato ponad 10 lat temu z węża strażackiego znalezionego obok pałacu. Miała ona deskę umiejscowiona na środku i huśtanie było możliwe. Kawalek dalej jest druga, która należała do mojej siostry, też zrobiona z węża strazackiego. Kolejne pokolenia mieszkające w Bielowicach "unowocześniony" je nieco :)
W razie jakichkolwiek jeszcze wątpliwości i pytań, mój mail aleksandraolszewska.ao@gmail.com .
Serdecznie pozdrawiam
Dzieki ogromne za odpowiedz! Zjadała mnie ciekawosc kto jest autorem tej przedziwnej konstrukcji, ktora miala dla mnie niesamowity urok! Nigdy wczesniej nie widzialam tak przystrojonego domku i widac bylo ze to nie są jakos bezładnie rozrzucone rzeczy - tylko jest w tym myśl i kupa pracy! Musze sie kiedys wybrac tam latem- moze uda mi sie usłyszec te spiewy? Bardzo bym chciala. Szkoda ze nie mialam okazji poznac tej pani - mysle ze bysmy znalazly wspolny język. Ja tez bardzo lubie gromadzic rozne rzeczy i mieszkanie mam urządzone dosc nietypowo :) http://jabolowaballada.blogspot.com/2017/12/pamiatki-z-wycieczek.html
UsuńA hustawki nadrzewne uwielbiam! Na tej wiec tez chcialam sie troche pobujac ale mi sie jakos nie udalo rozszyfrowac jej budowy :)