Jedziemy dzis przez Achalcyche. Tutejsza twierdza jest tak wielgasna , ze widac ją chyba z kazdego miejsca w miescie..
Kolo bazaru zatrzymuje nas policja. Tym razem trafiamy na wyjatkowych skurwieli. Przyczepiaja sie do nas, ze ustawilismy sie do skretu w lewo na niewlasciwym pasie. Znakow stojacych nie bylo. Na jezdni kiedys bylo cos namalowane ale chyba jeszcze za sajuza, teraz wszystko jest zatarte. Mowia, ze dostajemy mandat 10 lari. Nie jest to majatek ale probujemy sie dowiedziec dlaczego akurat my. Na naszych oczach identyczny manewr wykonuje kilka lokalnych aut, w tym marszrutka. Ich nie zatrzymuja. Nie wiem czy udaja, ze nie widzieli, czy miejscowym wolno. Mimo ze przed chwila mowili co innego wypisuja nam kwitek na 20 lari. Pewnie za proby dyskusji a nie klanianie sie w pas.. Taki mandat co wyglada jak paragon i jeszcze trzeba szukac banku zeby go zaplacic. Porozumienie z policjantami jes dosc trudne. Mlodszy twierdzi, ze mowi po angielsku ale przyswoil sobie jedynie liczebniki. Starszy mowi po rosyjsku, ale niewygodnych pytan udaje ze nie rozumie. Z jego wypowiedzi wynika glownie, ze nie lubi turystow i aut na obcych blachach i to byl glowny powod zatrzymania. A jak sie komus w Gruzji nie podobaja to niech wraca do siebie i tu sie nie pałęta.
Potem jedziemy do Abastumani. Czytalam gdzies o tym miasteczku, ze jest wpolopuszczonym dawnym kurortem, z cieplymi zrodlami, sosnowym pyłkiem i atmosfera zapomnienia. Jak tu nie zajrzec po takim opisie? ;)
Zabudowa jest tu ciekawa, nietypowa, nieco inna niz w innych wioskach i miasteczkach w okolicy. Wiekszosc budynkow jest drewniana, domy sa kilkupoziomowe, z balkonikami, werandami, podcieniami, wycinanymi w drewnie koronkami zdobien. Wszystko wyglada jak stare pensjonaty. Troche przypomina mi Nałęczow sprzed lat… Czesc jest opuszczona, w innych mieszkaja ludzie, czesc nadal sluzy pod wynajem dla turystow.
Jest tez opuszczony i szczelnie ogrodzony palac
Oraz blokowisko, gdzie ludzie kratuja sie do drugiego pietra.. Jakas mania przesladowcza? Czy rzeczywiscie jest tu tak niebezpiecznie i kradna na potege?
Sosen faktycznie jest duzo, Abastumani lezy w waskiej dolinie wsrod przepastnych lasow.
Ale jakie zapomnienie? Takiego tlumu, wrzasku i tumultu to nie spotkalismy ani w Mestii ani w Batumi! Juz nie mowiac o cichej i spokojnej tegorocznej Wardzi, gdzie bez problemu mozna bylo i pol godziny posiedziec samotnie w cieplym zrodle. Tu chodnikami przewalaja sie tlumy, wyglada to wrecz jaka jakas pielgrzymka albo pochod pierwszomajowy. Na drogach tworza sie korki.. Kazdy skrawek zieleni, kazda łączka jest zajeta przez auto, stolik lub kocyk, obsiadniete przez zgraje ludzi. Cieple zrodla przypominaja basen miejski, przed kasami stoi dlugasna kolejka. W wodzie kolonia pingwinow. Nie wiem co spotkalo ta miejscowosc, co to za inwazja kuracjuszy? Dominuja chyba jakies kolonie, bo wiekszosc tlumu stanowia dzieci i mlodziez. Szybko opuszczamy to zwariowane miejsce.
To Abastumani to chyba najlepszy przyklad, ze nie ma swiata obiektywnego, ze nie da sie opisac jakiegos miejsca jednoznacznie i oddajac jego ciagly klimat. Wszystko zalezy kiedy tam trafimy, jaka jest pora roku i dnia, pogoda, jak tam dotrzemy, kogo spotkamy. Bo to samo miejsce wczoraj i dzis moze lezec w odleglych galaktykach...
W miasteczku sa tez mozaiki mysliwskie, gdzie rozne egzotyczne zwierzeta spierniczaja przed kolesiem z łukiem
Mijamy tez skrzyzowanie z droga podporzadkowana- ze to cos jest drogą sugeruje znak. Chyba nie kazda terenowka bylaby w stanie ją pokonac, ze wzgledu na row i nachylenie. I wytlumacz to potem takim Gruzinom, ze w Polsce w wielu miejscach jest nowiutki asfalt albo rowny szuter i nie wolno tam jezdzic...
Na samym wyjezdzie z Abastumani stoi niewielki budynek. Z ogolnego ksztaltu i zatknietych na drzwiach krzyzy- przypomina kosciol. Teraz czesciowo pelni chyba funkcje stajni- pasie sie przy nim kon wciagajac sianko zgromadzone na oknie. Wchodze do srodka. Wnetrze sugeruje jakis przemyslowy charakter, jakies okapy, jakies kadzie - moze bimbrownia?
Jedziemy w strone Adigeni. Niebo spowijaja czarne chmury. W dali widac ze leje, a deszczowe smugi dziwnie podswietla slonce. Zrywa sie potworny wiatr, ktory kawalek chmury zmienia jakby w lej, w jakas taka pełgajaca krzywą zaslonke. Prawie mnie zdmuchuje z pagorka na ktory wlazlam aby obejrzec to niecodzienne zjawisko. Do skodusi wracam pod wiatr. Mam wrazenie, ze drobie nogami w miejscu. A sciana wiatru nie chce mnie puscic, jakby miala przed soba szybe. Skodusią tez miota na boki jak jedziemy.
Wjezdzamy do Adigeni. Miasteczko jest zupelnie puste. Nie ma kogo spytac o droge, o nocleg, wszystkich wymiotlo, domy tez jakos wygladaja jak wymarle. A moze to przez kontrast z tlocznym Abastumani mamy teraz takie wrazenie? Cisza az dzwoni w uszach... Napotykamy miejsce wygladajace na centrum- duzy budynek z kolumnami, droga rozszerzajaca sie jakby w plac, pomnik z glowa zolnierza i nascienna mozaika chwalaca klimaty pasterskie.
Zagladam tez do sklepu, ktory okazuje sie apteka. Na stanie sa trzy babki, ale dogadac sie nie da. Jedna z nich jednak wpada na rewelacyjny pomysl - wyjmuje telefon i dzwoni do swojej mamy. Z jej pomoca udaje sie dowiedziec, ze prawdziwe centrum miejscowosci jest kilometr dalej, tam gdzie zatrzymuja sie marszrutki i jest sklep. I jest tam rowniez hotelik, w ktorym sie kwaterujemy. W strone przeleczy chcemy wyruszyc rano, nie wiedzac ile czasu nam zajmie jej pokonanie i czy wogole sie to uda. O przejazd przez nia pytamy wszystkich juz od Achalcyche- taksowkarzy, innych kierowcow, w sklepach. Ogolnie wszyscy mowia, ze sie nam uda, acz wplatanie slow “powinno”, “raczej” czy “powolutku, powolutku” sugeruje, ze niekoniecznie bedzie to bardzo proste. Jedno jest pewne- ta droga do Batumi ma wiele zalet- po pierwsze jej jeszcze nie znamy, po drugie jest krotsza no i nie jest obrzydliwą, wsciekla, zatloczona drogą przez Zestaponi, na wspomnienie ktorej robi mi sie slabo. Staniemy na glowie aby przejechac tedy! Na wszelki wypadek pytam tez o droge do Kutaisi przez przelecz Zekari. Co do niej tez wszyscy sa zgodni- tam nie przejedziemy.
Hotelik w Adigeni miesci sie nad sklepem. W sklepie pobiera sie klucze i uiszcza oplate. Do pokoi wchodzi sie od ogrodka po metalowych schodkach. Pokoiki przyjemne, cale wylozone drewnem. Glownie nocuja tu kierowcy marszrutek, acz dzis jestesmy tylko my. Budynek hoteliku wydaje sie malutki, zwlaszcza przez kontrast z ogromnym betonowym szkieletem stojacym obok
Ogrodek od placyku oddziela wysoki blaszany parkan. Mozna sobie tam posiedzic przy stoliku zrobionym z wielkiej szpuli. Niezmiennie zachwyca mnie praktycznosc lokalnych ludzi i umiejetnosc wykorzystywania przedmiotow bedacych pod reka. Ogrodek konczy sie nagle- skarpa opadajaca do rzeki. Za nia stoi caly ciag nadgryzionych zębem czasu budynkow. Kazdy sympatyk ruin i miejsc opuszczonych bedzie sie czul dobrze w tym miejscu :)
Za oknem kilka budynkow i pusty plac. Czasem zajezdza marszrutka. Wtedy na chwile staje rojno i gwarno. Nagle jak spod ziemi pojawiaja sie dziesiatki taksowkarzy, ktorzy przechwytuja wysiadajacych z marszrutki pasazerow. Potem wszystko znika, rozplywa sie w nicosci. Pozostaje babuszka uparcie zmiatajaca piach z lewej strony placu na prawa, pies rozwloczajacy kartony przed sklepem, czasem ktos chlusnie na asfalt jakas ciecza.
Troche nas martwi, ze dalej prawie nic nie jedzie. Droga jest cicha i pusta. Czasem przemknie jakis uaz lub wypelniona gruzem ciezarowka. Marszrutki tutaj zawracaja.
W hoteliku w Adigeni mowie “gamardzioba” a gospodarz odpowiada “salam”. Kilkakrotnie sie jeszcze z tym spotkamy. Czyli kolejne miejsce po Dzawachetii, gdzie wydawaloby sie standardowe pozdrowienie, moze byc nietaktem? ;)
No a w sklepiku uswiadomilam sobie, ze jednak jestem podatna na reklame i kolorowe opakowania. Zawsze myslalam, ze tak nie jest ale to jednak byla pomylka. Mam do wyboru kilka konserw. Ale nie moge sobie odmowic i kupuje tą ;)
Rybak i kolchoznica pod czerwona gwiazda. Planujemy ją zjesc na szpuli wsrod ruin. Wsrod ciaglego szumu potoku pod skarpą i sporadycznego ryku ciezarowek wrzucajacych nizsze biegi i mozolnie pnacych sie gdzies w strone "naszej" przeleczy...
cdn
bubabar
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz