Postanawiamy też zajrzeć w okolice miejscowości Krapec. Zachęca nas płytowa droga przy jakimś zarośnietym parkanie, który coś otacza. Doświadczenie nas nauczyło, że płytowe drogi zawsze prowadzą w ciekawe miejsca. Tutaj mamy tego kolejne potwierdzenie!
Idziemy w stronę wieży na cyplu. Po drodze masakryczny, kolczasty chaszcz. Gdy mówię to ja, buba, miłośnik wszelakiego chaszcza - to musiało być naprawdę źle! ;)
Na wieżę więc nie wchodzimy, ale odkrywamy, że za płotem kryją się opuszczone hotele. Raczej niedokończone i co ciekawe bez wyjścia ku morzu. Trzeba by łazić dookoła albo przebijać się z maczetą przez krzaki, a potem pokonywac płot. Nie wiem więc jaką mieli wizję, ci, którzy budowali ten ośrodek.
Przymorska osada to sklepik i dwa ośrodki z domkami. W jednym z nich są chyba jakieś knajpy. Tu też nikt na stałe nie mieszka - miejscowość Krapec jest kawałek dalej.
Całe wybrzeże jest pełne kwiatów! Nikt ich nie podlewa, nie pieli, a rosną jak na najpiękniejszym klombie!
Dalej piaszczyste, pyliste i gliniaste drogi prowadzą na liczne miejsca biwakowe połozone przy samej plaży.
Osiedlić można się też w malowniczych gaikach, pełnych powykręcanych, kolczastych drzewek.
Niektórzy rozbijają się na samej plaży. Chyba ze względu na nasłonecznienie najmodniejsze są tu namioty białe.
Są też plażowe szałasy. Wzmacniane wodorostem i liną okrętową. I nawet mają podmurówką!
Przy niektórych biwakowiskach stoją jakieś dziwaczne instalacje. Nie wiem czy to mini elektrownia wiatrowa?
Tu kormorany też mają swój zardzewiały wrak, na którym wygrzewają kupry.
Gdzieś w oddali (na północ od Krapeca) widać jakąś gigantyczną białą budowlę. Nie mam pojęcia co to i gdzie toto stoi.
W morzu żyją to jakieś zielone robaczki, które gryzą! Kilka razy myślałam, że mnie upitolił giez, ale potem okazało się, że jesteśmy gryzieni będąc pod wodą! I te skubańce zostały namierzone na gorącym uczynku!
Morze chyba jednak pragnie nam jakoś zrekompensować niedogodności związane z owymi insektami - bo wyrzuca nam prezenty! Najpierw wypluwa piłkę. Rozglądamy się... Nigdzie w zasięgu wzroku nie ma żadnego dziecka, któremu ta piłka mogłaby uciec. Kabak twierdzi, że właśnie o takiej piłce marzyła!
Chwilę później morze wyrzuca piwo. Zamknięte, nieprzeterminowane. W smaku przypomina jakiegoś Żubra albo innego Harnasia, ale ponoć "darowanemu koniowi..." itd ;)
Przy "głównej plaży" jest osiedle ażurowych parasolek.
W tym rejonie popołudniem grupuje się większość plażowiczów. Najdziwniejsza jest pewna ekipa, która zbija się w ciasny krąg i stoi w pełnym ubraniu z ponurymi minami. Tak jakby im nikt nie powiedział co można robić w takim miejscu jak plaża.
Na biwak zatrzymujemy się przy ruinach, niedaleko wieży, na tyłach wspomnianych wcześniej opuszczonych hoteli. Jedna z ruinek to jakaś zwykła betonowa buda:
Druga jest mocno zarośnieta i przypomina nieco stary fort albo wapiennik.
Jest tu pylisty placyk i wysoka skarpa, więc nie mamy bliskiego zejścia na plażę. Może dlatego jest tutaj pusto?
Poza tym wybrzeże w tym miejscu jest dosyć szlamiste.
Mamy stąd widoki na różne miejsca, gdzie już byliśmy - nasze przyplażowe domki:
Ezerec - ten z kolorowym bunkrem, Daniłem i Katją. Miło tak patrzeć sobie wokół i wspominac miłe chwile...
To też rewelacyjny punkt widokowy, aby przyglądać się wieczornym i porannym połowom. Stawianie sieci, malownicze, kołyszące się na falach łódki, które sobie pyrkają a zapach benzyny z dodatkiem morskiej soli niesie się wokoło.
Wieczór mija przy ognisku.
cdn
bubabar
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz