bubabar

sobota, 5 listopada 2022

Góry Rychlebskie cz.2 (2022) - Safarova Skala i bezimienna skałka leśna

Poranek nad kamieniołomem wita nas na tyle ciepły, że nawet przez chwilę rozważamy kąpiel! Zupełnie do tego nie pasują te kolorowe liście na drzewach i te opadłe pokrywające kożuchem całą powierznię wody. Skądinąd zabawnie by było płynąć rozgarniając takie liście!




Nasz dzisiejszy dom wyścielały takie dywany! Nawet kilka liści trafiło do mojego śpiwora - nie wiem jakim cudem! Chyba wczoraj wdmuchał je do busia ten dziwny wieczorny wiatr!


Czas śniadania. Koja więc musiała się przepoczwarzyć w stolik ;)


Dziś ruszamy tam, gdzie wczoraj się nam już nie chciało. Na obrzeżach wioski Bila Voda namierzamy ciekawy obiekt przeznaczenia turystycznego. Jest to coś dosyć nowe, o architekturze wizualnie niekoniecznie trafiającej w moje gusta. Ale jest to tak cholernie praktyczne, że kit z tym jak wygląda. Jak na wiatę na leśnym parkingu - to to jest po prostu rewelacja! Obiekt piętrowy, chyba szczelny (piszę "chyba" bo nie sprawdzaliśmy w czasie ulewy), spać to tu może kilkanaście osób! Szkoda, że wszędzie takich nie budują zamiast fikuśnych ażurowych wiatek przeznaczonych do niczego.



Jak to jest, że najlepsze miejscówki na nocleg znajduję się rano? To jakaś kurde reguła! Jakbyśby znaleźli to wczoraj - to spora szansa, żebyśmy wypróbowali!




Klimatu dopełnia położenie nad mocno industrialnym stawkiem. Ciekawe czy latem jacyś desperaci zażywają tu kąpieli? Schodki do wody są...




Nie możemy wrócić do domu! Uwięzili nas w wiacie!! :P :P


Potem odbijamy w dolinę Bilego Potoku.


Niby cały czas deptamy asfaltem, ale szczęśliwie na wielu odcinkach trasy go nie widać ;)


Główną atrakcją doliny jest potoczek, którego malownicze kaskady przelewają się wśród bukowych liści i omszałych kamulców. Szum potoku mieszający się z szumem liści to jedyne dźwięki lasu przerywające ciszę o tej porze roku.








Jak połączyć miłość do Muminków z uwielbieniem dla czajników? :) Ja też bym chciała mieć taką koszulkę!!!!!


Czasem pojawi się w lesie jakaś skałka.



Ciekawe znaleziska. Kudłaty kamień i wyrzeźbiona kornikami kora. Malownicze, ale ciężko zabrac do domu na pamiątkę... Raczej oba nie mają szans uchować się w takiej formie.



Ale znaleźliśmy w potoku jeszcze nożyk. Chyba jakiś grzybiarz zgubił. Więc zawsze jakieś łupy są!

W końcu pojawia się miejsce ku któremu zmierzamy - Safarova Skala.




U jej podnóża stoi niewielka wiatka i otoczone kamulcami miejsce ogniskowe. A i potok jest niedaleko, więc z gaszeniem nie będzie problemów. Nie zastanawiamy się długo - grzanki są zawsze lepsze od zwykłych kanapek z serem!



Leziemy na góre.


Pokręcone drzewa, omszałe konary, ciepłe barwy jesiennych liści. Klimaty na szczycie Safarovej Skały są więc całkiem przyjemne. Turystów też jest zadowalająca ilość tzn. my i jeden koleś. Koleś leży sobie przy skale, wygodnie wyłożony wygrzewa się w słońcu, słucha sobie muzyczki na słuchawkach. Opala się albo śpi? Kabak się zastanawia: "Czy ten pan jeszcze żyje? Może on tu już leży od miesiąca? Zobacz! Ten jego rower juz chyba nawet trochę zardzewiał! Mówie ci - jak przyjdziemy tu za rok to będzie tylko szkielet!" ;) Obiecujemy sobie, że za rok wrócimy sprawdzić. Ciekawe czy kabak będzie pamiętać?








Wspinamy się jeszcze potem na jedno skaliste wzniesienie, które nie wiem jak się nazywa, bo nie było oznaczone na naszej mapie. Wypatrzyliśmy sobie tą skałkę z drogi i wydała się nas zapraszać do odwiedzin. Skałka jest gęściej zarośnieta i ma nieco bardziej strome zbocza. Nie prowadzi na górę żadna ścieżka - musimy sobie ją wytyczać sami, przez korzenie, kamulce i poduchy z bukowych liści. Większość trasy w górę pokonujemy na czterech łapach.



Momentami robi się za stromo i musimy obchodzić bokiem urwiska.


Na szczyt górki nie wyłazimy, tam skałki się kończą, a teren zaczyna porastać gęsty las. Koniec trasy ogłaszamy na widokowej polance. To jedno z tych miłych miejsc, skąd nie widać żadnych oznak cywilizacji - domów, dróg, wyciągów, masztów. Przez dłuższą chwilę nawet nie słychać ludzkich hałasów, potem już niestety jakieś piły rozpoczynają koncert...




Tylko my i las! Potem pojawia się jeszcze jeleń! Taki duży, z solidnymi rogami! I nie jakiś byle koziołek - taki okaz rozmiarów solidnego konia! Najpierw podłazi z jednej strony, staje i rozkminia co dalej. Zawsze chyba łaził przez tą polanę. Decyduje się nas obejść szerokim łukiem. Podchodzi wyżej na górę, a potem zakręca. Ostrożny jest skubany. Cały czas pilnuje, aby przysłaniały go drzewka - nie dało rady zrobić zdjęcia...

W dół zjeżdżamy na kuprach. Dosłownie. Co w górę jeszcze daje radę łapiąc się drzew i korzeni - to z powrotem już niekoniecznie ;)





Tak to można wędrować! :)


Czyli jednak ktoś rozważał jeżdżenie tą drogą, skoro nawet znak powiesili?



W Bilej Vodzie pod folwarkokształtnymi zabudowaniami kończy się nasza jesienna wędrówka.





Nie wspominałam chyba jeszcze o bardzo istotnym aspekcie tego weekendu - jakim jest Sępik!! To jeden z ważniejszych uczestników wycieczki. Kabak od tego roku jest zuchem. I w jej drużynie mają bardzo fajną akcję. Sępik to pluszowa maskotka. Jest z nim związana długa historia i malownicza opowieść. Zatem w streszczeniu: Sępik był bardzo samotny i porzucony. Wydawało mu się, że nikt go nie lubi i nic go już ciekawego w życiu nie czeka. Pozostali mieszkańcy lasu postanowili Sępika wyprowadzić z błędu, udowodnić, że świat jest piękny i przyjazny. I każdy ma w tym swój udział, ma dołożyć swoją cegiełkę. Teraz co tydzień jeden zuch zabiera Sępika do domu. Zadaniem zucha jest opiekować się nowym przyjacielem, dbać o niego, spędzać z nim czas i zapewniać mu atrakcje. Potem wszystko co robiło się razem z Sępikiem trzeba udokumentować w zeszycie - w postaci opisów, rysunków, zdjęć. Forma sępikowego pamiętnika jest dowolna. Jak kto lubi i jak mu w duszy zagra. Kabaczę podeszło do zadania bardzo poważnie i z zapałem :)

Sępik już po powrocie ze zbiórki nie miał czasu się nudzić - zaczął być wożony furmanką w celu zapoznania z całym mieszkaniem :)


A potem było już tylko lepiej! :)

Ptaszor przeważnie poznawał świat z perspektywy czerwonego plecaczka.


Na skałce Vysoki Kamen przysiadł na poręczy.


Przy wieczornym ognisku musiał uważać, żeby się nie przypalić.


Poranek witał nad wyrobiskiem. W gniazdku ze swoją przyjaciółką sikorką. Została specjalnie zabrana, aby Sępikowi dotrzymywać towarzystwa.


Zakopywał się w liściach i moczył dziób w potoku.


Uczestniczył w ognisku pod Safarovą Skałą.


Na jej szczycie wylądował na gałęzi.



Jeździł nocami busiem po ciemnych, wyboistych drogach. Ta atrakcja nie była zaplanowana (przynajmniej przez nas - bo los to nigdy nie wiadomo jakie asy ma w rękawie). Droga w Henrykowie okazała się być zamknięta i nieprzejezdna (sprawdzaliśmy, bo czasem bywają tylko zamknięte ;) A mój objazd drogą z Rososznicy do Krzelkowa okazał się mieć bardzo przyjemną nawierzchnię i dość znikomy ruch. Dobrze, że było sucho, bo Sępik mógłby mieć tego dnia jeszcze więcej przygód a ja urwaną głowę... ;)


W kolejne dni ptaszor piekł jeszcze faszerowaną dynię w ognisku, budował szałas i włóczył się po zapomnianych cmentarzach celem zapalenia tam lampek - więc chyba pod kabaczą opieką nie było mu bardzo źle :) Mamy ogromną nadzieję, że mu się podobało i wnieśliśmy trochę słońca i radości do sępikowego świata :)



2 komentarze:

  1. Świetna relacja. Jak zawsze czytałem z uśmiechem. W takie jesienne dni zawsze potrafisz poprawić nastrój:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że sie podobało i moglam poprawic nastroj! :)

      Usuń