bubabar

środa, 4 czerwca 2025

Góry Bystrzyckie (2025) cz.1 - z Międzylesia pod Czerniec

Nasza wycieczka i przygody zaczynają się w Międzylesiu, gdzie wysiadamy na małej stacyjce PKP. Chociaż nie, czekaj! przygody były już we Wrocławiu, gdy nie wiedzieć czemu wysiadłam z pociągu innymi drzwiami niż cała reszta pasażerów i znalazłam się na peronie technicznym. Pierwsza myśl, która pojawiła mi się w głowie to, że ten dworzec we Wrocławiu jest całkiem fajny, ba! dziś o niebo fajniejszy niż zazwyczaj! Stare płyty chodnikowe, pusto, jakieś pręty sterczą. Rzut okiem w lewo i w prawo jednak uświadomił mnie, że stąd nie ma wyjścia - żadnych schodów do tunelu. Ki diabeł??? Szczęśliwie pociąg jeszcze nie odjechał, więc mogłam do niego wskoczyć i wyleźć już normalnie na paskudny, zatłoczony peron, ale taki z dogodnym wyjściem ku reszcie świata ;) Toperz z kabakiem drą ze mnie łacha przez całą resztę wyjazdu.

No a wracając do Międzylesia... Pierwsze znalezisko. W chodniku na peronie. Jakoś bardzo lubię ten stary znaczek PKP z kołem i skrzydłami.


Stacyjka jest położona w peryferyjnej części miejscowości, więc takie też panują w jej okolicy klimaty - ciche, spokojne, żyjące nieśpiesznym życiem gdzieś na uboczu. Kamieniczki, stare wille, puste ulice.


W cieniu drzew auta sadowią się na dłuższy popas, a pryzmy drewna stanowią integralną część płotów.


Powietrze jest duszne i ciężkie. Mimo słońca, w miarę czystego nieba i braku jakiś bardzo podpadających chmur - czuć jakby dalekie, jeszcze niesłyszalne tchnienie przyszłej burzy.

Zupełnym przypadkiem wpadamy na malutki sklepik, gdzie można na chwilę przysiąść wtapiając się w miłą atmosferę tejże okolicy.


Rzut oka na przykolejowe wieże, kładki, cieniste hangary dla pociagów - i ruszamy ku swemu przeznaczeniu.


Zmierzamy ku wsi Lesica. Byliśmy już w tych rejonach 11 lat temu, podczas imprezy w "Stodole" - był to jeden z ostatnich zlotów forum sudeckiego. Kamieńczyk, Czerwony Strumień, Lesica, Niemojów - fajny to był wyjazd!

Teraz idziemy inną, nieznaną nam jeszcze trasą - leśnymi stokówkami na zboczach niewysokich wzgórz Bochniak, Węglarka, Rykowina.



Widać, że szalały tu wycinki, ale już jakiś czas temu. Ze starego lasu zostały pojedyncze drzewa, ale poręby zdążyły już pozarastać nie tylko chwastem, ale również młodymi samosiejkami. Krajobraz nie jest już więc taki przykry jak zaraz po wyrębie. Gdzieniegdzie majaczą widoki, niezasłonięte przez niską jeszcze roślinność.


Prawdziwe lato! Słońce i wreszcie ciepło! Kwiaty, owoce!! Coś cudownego! :)


Mijamy dużą wiatę, wprawdzie przewiewną, ale całkiem nadającą się na nocleg. Na stołach czy zsuniętych ławach mogłoby być całkiem wygodnie, a w razie potopu i w środku namiot by się zmieścił. No ale godzina 14 to stanowczo za wcześnie na biwakowanie - nawet dla nas ;)


Droga przez Lesicę obecnie mało przypomina ten wyboisty, pełen kałuż trakt, który został w naszej pamięci z poprzedniego pobytu sprzed lat.


Acz roślinność robi co może by dodać uroku temu miejscu.


Gdzieniegdzie wśród zieleni majaczą zabudowania. Niektóre zamieszkane, inne sprawiające wrażenie pustych.


Kapliczki - te stare, jeszcze z niemieckich czasów i te nowsze, pewnie zapodane przez lokalną ludność w czasach późniejszych, ale już też nieco nadgryzione zębem czasu.


Skądinąd coś wyraźnie jest nie tak z twarzą tej Matki Boskiej. Wygląda trochę jak klaun! Ktoś ją próbował odnawiać i nie wyszło?


Schodzimy w polną drogę, która prowadzi obok opuszczonego folwarku. Znika asfalt z rolki i wreszcie robi się naprawdę przyjemnie.


Zaglądam do środka. Ładne, łukowate sklepienia, ale ogólnie już stan wydmuszkowy.


Dalej wkraczamy na chyba najładniejszy fragment naszej dzisiejszej trasy - rozległe łąki, łagodne wzgórza. I ta cała szeroka przestrzeń rozciągająca się na północ od Lesicy. Jedyny problem to te chmury - w odcieniach od bieli po bardzo ciemną szarość i o różnym stopniu poszarpania. I ten horyzont, taki podejrzanie siwy... Bardzo to wszystko malowniczo się prezentuje - zarówno na żywo, jak i na zdjęciach ładnie wychodzi. Ale chyba nie ma wątpliwości, że nam dziś doleje...


Czerniec. Wieża sterczy nad bezmiarem lasu. Gdzieś tam był plan dziś dotrzeć. Zobaczymy co z tego wyjdzie...


No ale póki co schodzimy na nieco większą drogę.


Żwir chrzęści pod butami a liczne kałuże mają mocno rudy odcień.


A wśród pól kapliczka. Drewno krzyża zlewa się z nieregularnym tłem kamieni - jedno i drugie pokrywają te same desenie szaro-rudych porostów.


Od skrzyżowania z szosą nagle znika sielska atmosfera. Zaczyna się nudne podejście tunelem robaczywego lasu. Takie podejście jakich nienawidzę najbardziej - o bardzo lekkim nachyleniu, którego większość ludzi nawet nie zauważa i pogina normalnie jak po płaskim. Jednocześnie niebo ciemnieje w oczach a powietrze staje się namacalnie lepkie, ciężkie i tak duszne, że ciężko oddychać stojąc a co dopiero leząc pod górę z plecakiem. Robale wszelakie za to dostają wzmożenia - jak to zwykle w takich okolicznościach. Najbardziej upierdliwe są strzyżaki, które głównie zajmują się wchodzeniem do oczu i nosa. Zaczyna grzmieć. Początkowo delikatnie i gdzieś w oddali. Z każdą chwilą jednak głośniej, częściej i bardziej dobitnie informując, że nasze nadzieje, że "burza pewnie przejdzie bokiem" można wsadzić w kubeł.

Jak zwykle bywa przy takim nachyleniu terenu - idę na końcu ciężko dysząc. Mimo że widzę przed sobą kabaka i toperza, co chwilę oglądam się za siebie, bo mam wrażenie że ktoś jeszcze idzie za mną. Może mój plecak tak skrzypi, przypominając odgłos jakby kroków czy zgrzytów podłoża pod butami? No ale jednak wcześniej tego nie robił. Nie wiem czemu, ale zaczynają mi się przypominać historie o dziwnych zjawiskach z Gór Bystrzyckich, o których czytałam kiedyś na forum sudeckim - o spotkaniach z duchami czy kosmitami. Wprawdzie główny ich rejon występowania leżał nieco na północ stąd, tak gdzieś koło Huty i Strażnika Wieczności, no ale...

Z różnych więc przyczyn cieszy nas niezmiernie widok wiato-chatki na jednym ze skrzyżowań. Budynek jest dość nowy, duży i solidny.


Ma pięterko idealne wręcz na nocleg.


Nawet zlew tu mają!


Obok jest małe jeziorko, w którym początkowo planujemy kąpiel - przy takiej pogodzie ochłoda i zmycie z siebie trudów dnia brzmi niezwykle zachęcająco.


Woda jest żelazista. I okazuje się bardzo ciepła. To chyba nie świadczy o niej dobrze? Włożone do wody ręce zaczynają się też dziwnie lepić. Nieeee... zdecydowanie nie chcemy się tak lepić cali. Poza tym ta burza kręci się gdzieś blisko - może czeka, żeby nas walnąć piorunem jak wleziemy do wody?

Zbieramy trochę chrustu na podpałkę i chowamy go w wiacie jakby zaczęło padać. My też włazimy do środka. I własnie w tym momencie otwierają gdzieś u góry kurek. Wylewa się wodospad a wiatr miota nim zacinając na wszystkie strony. W dach wiaty bębni tak jakby przynajmniej kamienie wielkości pięści leciały z nieba. Nie jest to jednak grad (czego przez chwilę bylismy pewni) - to zwykłe krople deszczu, widać w połączeniu z tym rodzajem dachówki dają taki niesamowity koncert.


Cieszymy się, że tak nam się udało. W ostatniej chwili uniknęliśmy zlewy! I taką fajną, zaciszną chatę mamy na nocleg! Odpalamy butlę, gotujemy herbatkę i wciągamy po bułeczce z serem. Pozostałe chcemy podgrzać później na ognisku. I kiełbasę! No ale to jak przestanie lać. Cieszymy się, że schowaliśmy drewno. Mieliśmy jeszcze dziś iść na Czerniec, ale zastanawiamy się czy nie przełożyć tego na jutro rano? Może będzie lepsza pogoda? Najwyżej położymy się wcześniej spać a jutro wcześniej wstaniemy i sobie potuptamy. Teraz to i tak niewiele z tej wieży zobaczymy. A jak burza przejdzie (o ile przejdzie) to będzie już wieczór.

Jest koło 18. Zastanawiamy się czy będziemy tu dziś sami czy jeszcze jacyś turyści przyjdą? Ciekawe czy sympatyczni i będzie można razem posiedzięc przy ognisku? Byle nie chrapali w nocy! Biorąc pod uwagę pogodę (a zwłaszcza prognozy, którymi obecnie ludzie się bardzo kierują) nie spodziewamy się tłumów. Ale rzeczywistość ma dla nas bardzo niemiłą niespodziankę...

Z dali zaczyna być słychać warkot silnika. Początkowo nie zaprzątamy sobie tym głowy - pewnie jakieś quady sobie szaleją, przejadą i pojadą dalej. Dźwięk jednak okazuje się być terenówką, która parkuje pod chatką. Chwilę później przyjeżdżają dwie kolejne.


Wysypuje się spora grupka miejscowej młodzieży, wyraźnie szykującej się do sporej imprezy. Widać byli tu już nie raz i lubią to miejsce. Od razu puszczają dudniącą muzykę, aż echem odbija po lesie. Chwilę później niesie się również wizg pił spalinowych, bo za zbiór opału na ognisko zabrali się zgoła inaczej niż my... Z nami przywitali się bardzo zdawkowo i raczej łypią wilkiem. Nie gadamy ze sobą, acz z zasłyszanych rozmów wynika, że później przyjedzie ich tutaj jeszcze więcej. Cóż... Nic tu po nas. Deszcz trochę zelżał, ale burza cały czas mruczy gdzie w rejonie Czerńca. Trzeba stąd spierdzielać póki czas. Dokąd? Jeszcze nie wiemy - w tym jazgocie to w ogóle ciężko zebrać myśli. Ech... tak się ostatnio porobiło z tymi weekendami w Polsce. Czy w górach, czy w lesie, czy nad wodą - czy nawet w miejscach gdzie kompletnie nic nie ma, trudno uciec od hałasu, kociokwiku i nie ulec zadeptaniu.

Pakujemy trochę już rozwłóczony bagaż. Wciągamy kurtki i pokrowce na plecaki. Rozważamy kilka opcji alternatywnych gdzie by można skierować kroki. Błotnista droga przez świerkowe lasy chlupocze pod nogami i powoli opada w dół.


W Czerniec konsekwentnie walą kolejne pioruny. Jeszcze dość długo słychać łupanie muzyki, ale coraz cichsze, odleglejsze i bardziej rozmyte, aż w końcu niknie zupełnie wśród bębnienia deszczu o kaptur i szumu wezbranych potoków.



cdn

2 komentarze:

  1. Ten odcinek od wsi baaardzo mi przypadł do gustu. Ech świetny był. A obok tej przewiewnej wiaty piekliśmy kiełbaski. Kolejna wiata fajna, ale widać, że znana - szkoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie jakby w środku tygodnia przyjechac - byłoby super miejsce. A weekendowo wyraznie stała się modna wśród miejscowych na rózne szumne imprezy - urodziny, wieczory kawalerskie itp a duża ilość stołów ułatwia tam biesiadowanie nawet na 30 osob. A w środku lasu wiec mozna drzeć jape do rana i nikomu nie przeszkadza.

      Usuń